NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Maas, Sarah J. - "Dom płomienia i cienia"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

Linki

Anthony, Piers - "Przesmyk centaura"
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Cykl: Anthony, Piers - "Xanth"
Tytuł oryginału: Centaur Aisle
Data wydania: Marzec 2013
ISBN: 978-83-10-12111-0
Oprawa: miękka
Format: 135 x 205 mm
Cena: 39,90 zł
Rok wydania oryginału: 1981
Tom cyklu: 4



Anthony, Piers - "Przesmyk centaura"

Rozdzial 1
Pszczoła ortografka

Dor próbował napisać esej, ponieważ na mocy rozporządzenia króla każdy przyszły władca Xanthu miał być wykształcony. Okrutnie się męczył. Potrafił czytać, lecz gdy chciał stworzyć jakieś opowiadanie, jego wyobraźnia odmawiała współpracy. Do tego nigdy nie opanował tradycyjnych zasad ortografii.
– Kraina Xanth – mruknął przepełniony obrzydzeniem.
– Co? – zapytał stół.
– Tytuł mojego okropnego eseju – odburknął Dor. – Moja nauczycielka Cherie, niech na nią spadnie niemy anonimowy urok, zadała mi do napisania esej na sto słów, o Xancie. Przecież to jest niemożliwe. Nie mam aż tyle do powiedzenia na ten temat. Pewnie po pierwszych dwudziestu pięciu słowach zacznę się powtarzać. Jak zdołam dociągnąć do setki? Nie jestem nawet pewny, czy nasz język ma aż tyle słów.
– Kto chce się dowiedzieć czegoś o Xancie? – odparł leniwie stół. – Mów, bo już jestem znudzony.
– Chyba raczej u b r u d z o n y. Cherie chce się dowiedzieć, niech sto wyzwirzepów skudli jej ogon.
– Musi być całkiem głupia.
Dor zastanawiał się przez chwilę.
– Nie, jest piekielnie mądra. Tak jak wszystkie centaury. Dlatego są historykami, poetami czy nauczycielami w Xancie. Niech okuleją na wszystkie cztery inteligentne kopyta.
– W takim razie dlaczego nie sprawują rządów w Xancie?
– No cóż, większość z nich nie uprawia magii, a tylko czarodziej może zostać władcą. Mózgi nie mają z tym nic wspólnego, eseje też nie. – Dor zerknął na czystą kartkę.
– Tylko czarodziej może zostać władcą – powtórzył stół z przekąsem. – A ty? Przecież jesteś czarodziejem, dobrze mówię?
– Kiedyś będę królem – bronił się Dor, mając świadomość, że podtrzymuje rozmowę ze stołem tylko po to, by odwlec nieuniknione zmagania z esejem. – Kiedy, uch, król Trent opuści tron. Dlatego muszę zdobyć wykształcenie. – Centaurzycy Cherie życzył jak najgorzej, ale nie Trentowi.
Ponownie skierował ponure spojrzenie na kartkę, na której zdążył napisać KR AJ I NA X ANTH. Coś mu tu nie pasowało, nie był pewny, czy nie zrobił jakiegoś błędu.
Usłyszał chichot. Podniósł wzrok i zobaczył, że królowa Iris uśmiecha się ironicznie z portretu na ścianie. To był właśnie problem z pracą w murach zamku Roogna; wciąż po- zostawał pod złowrogim spojrzeniem królowej, której głównym zajęciem było węszenie. Dor zebrał w sobie wszystkie siły, by nie pokazać języka postaci z obrazu.
Domyśliwszy się, że jest obserwowana, królowa przemówiła, a usta postaci się poruszyły. Jej magicznym talentem była iluzja, także iluzja dźwięku, jeśli tego chciała.
– Może i potrafisz czarować, ale nie jesteś uczonym. Najwyraźniej ortografia nie jest twoim atutem.
– Nigdy nie twierdziłem, że jest – odrzekł Dor. Nie bardzo wiedział, co znaczy słowo „atut” – może rodzaj instrumentu – w każdym razie nie obejmowało ortografii. Nie pałał sympatią do królowej, z wzajemnością, lecz oboje zachowywali się wobec siebie uprzejmie ze względu na króla.
– Z pewnością kobieta o tak niezwykłych talentach ma ciekawsze rzeczy do zrobienia, niż podglądanie mojego głupie- go eseju – powiedział. I zaraz dodał z niechęcią: – Wasza Królewska Mość.
– Masz rację – odpowiedział obraz i jego tło się rozmazało. Oczywiście zwróciła uwagę na moment, w którym zawiesił głos; nie była to jawna zniewaga, lecz ona się domyśliła. Obłok widoczny na obrazie przybrał postać burzy z piorunami. – Nigdy byś się nie uporał ze swoją pracą domową, gdyby ktoś nie miał cię na oku.
Dor skrzywił się wpatrzony w blat stołu. Nie mogła lepiej tego wyrazić!
Zaraz potem zobaczył, że atrament poplamił całą kartkę z jego esejem. Jęknął rozeźlony i podniósł ją, a wtedy plama zsunęła się z papieru i zebrała na blacie, po czym wyrosły jej nogi i umknęła. Zeskoczyła ze stołu jak jakiś robal i wybuchła, by przybrać postać obłoczka pary. To była iluzja. Królowa odegrała się na nim. Potrafiła być niezwykle błyskotliwa na wiele niepozornych sposobów. Nie mógł zareagować złością, co rozgniewało go jeszcze bardziej.
– Nie rozumiem, dlaczego tylko mężczyzna może rządzić w Xancie – odezwał się obraz. Czuły punkt. Była czarodziejką równie utalentowaną jak każdy czarodziej, lecz według prawa i zwyczaju Xanthu, kobieta nie mogła sprawować władzy.
– Ja mieszkam w krainie Xanth – powiedział powoli Dor, wymawiając głośno pisane przez siebie słowa i ignorując Iris, miał nadzieję, z obraźliwą uprzejmością. – I ona się różni cała bądź mocno od Pszyziemja w tym, że w Xancie my czarujemy a oni w Pszyziemju nie. – Zdumiał się, że tak łatwo mu poszło. Miał już dwadzieścia sześć słów!
Dor uniósł powiekę i zerknął na obraz. Wisiał obojętnie. Dobrze; królowa się uspokoiła. Skoro nie mogła dłużej nękać go pełzającymi iluzjami, straciła zainteresowanie całą sprawą.
Tylko że teraz jego natchnienie wyparowało. Musiał wydusić z siebie sto słów, sześć razy więcej niż ma. Może pięć; wyższa matematyka także nie była jego silną stroną. Dwadzieścia osiem z tytułem, znaczna część całości, ale tylko część. Co za mordęga!
Weszła Irene. Była córką króla Trenta i królowej Iris, pałacowy bachor, często po prostu utrapienie, ale czasami nie. Dor musiał przyznać, co go zdumiało, że Irene jest niezwykle ładną dziewczyną, i że jej uroda działa na niego i niezręcznie było mu z nią walczyć.
– Cześć, Dor – przywitała się i podskoczyła z gracją. – Co robisz?
Dor, rozkojarzony jej widokiem, nie zdołał znaleźć ciętej riposty.
– Och, daj spokój – burknął. – Wiesz, że twojej matce znudziło się wściubianie nosa w moje sprawy, więc wysłała ciebie na przeszpiegi.
Irene nie zaprzeczyła.
– No cóż, k t o ś musi mieć cię na oku, bałwanie. Wolałabym pobawić się z Zilch.
Zilch była młodą krową morską wyczarowaną na piętnaste urodziny Irene, która umieściła ją w fosie i za pomocą magii wyhodowała mocne ścienniki, którymi wygrodziła kawałek fosy, by Zilch mogła paść się swobodnie nie niepokojona przez fosowe potwory. Dor widział w Zilch spasionego zwierzęcego niechluja, ale wszystko, co mogło odwrócić uwagę Irene, było cenne. W pewnym irytującym sensie córka była podobna do matki.
– To idź i pobaw się ze swoją krówką – rzucił lekceważąco Dor. – Nie powiem nikomu.
– Nie, księżniczka musi wykonywać swoje obowiązki. – Irene nigdy nie wypowiadała tego słowa, chyba że i tak chciała to zrobić. Sięgnęła po kartkę z jego esejem. Jej biust zafalował pod wpływem stłumionego śmiechu.
– No no, a to dopiero! Nie sądziłam, że można tak napisać słowo „Przyziemie”!
Dor skoczył do niej, czerwony na twarzy, lecz ona umknęła z kartką schowaną za siebie. Traktowała to jako rozrywkę – droczenie się z nim i prowokowanie do różnych reakcji. Spróbował sięgnąć za jej plecy i po chwili zorientował się, że niechcący ją obejmuje.
Irene zawsze była bystrą dziewczyną, rozwiniętą nad wiek. Natura obdarowała ją hojnie, co dało się zauważyć z bliska. Teraz była szmaragdowooką pięknością o zielonkawych włosach. Co gorsza, zdawała sobie sprawę ze swojej urody i co rusz wykorzystywała ją w nowy sposób. Tego dnia miała na sobie zieloną bluzkę i spódnicę podkreślające figurę, do tego włożyła zielone pantofelki, które zwracały uwagę na zgrabne stopy i nogi. Krótko mówiąc, dobrze się przygotowała na to spotkanie, widocznie nie chciała, aby Dor zajął się w spokoju esejem.
Zaczerpnęła głęboko powietrza i przywarła do niego.
– Zaraz wrzasnę – wyszeptała mu do ucha, drocząc się z nim. Wiedział, jak sobie z nią poradzić.
– Zaraz cię połechcę – odszeptał.
– To nie fair! – oburzyła się, ponieważ śmiejąc się, nie mogła krzyczeć. Miała piekielne łaskotki; prawdopodobnie uznała, iż tak wypada młodej damie. Słyszała kiedyś, że łaskotliwe dziewczyny są bardziej pociągające.
Irene błyskawicznie przesunęła rękę, próbując wsunąć papier za dekolt, gdzie, była pewna, Dor nie odważy się sięgnąć. Lecz on, nauczony doświadczeniem, przewidział jej ruch i zdążył chwycić ją za nadgarstek. Wreszcie odzyskał kartkę, ponieważ był silniejszy, a jednocześnie Irene uznała, że damie nie wypada walczyć zbyt zaciekle. Dbanie o własny wizerunek znaczyło dla niej niemal tyle samo co snucie intryg. Puściła papier, by spróbować czegoś innego.
– Pocałuję cię.
Dor przygotował się również na to. Jej pocałunki potrafiły nieoczekiwanie zamienić się w ugryzienia, w zależności od humoru. Wiedział, że nie może jej ufać, lecz ich bezpośrednia walka zaostrzyła jego apetyt.
– Twoja matka patrzy.
Puściła go od razu. Prowokowała go nieustannie, lecz w obecności matki odgrywała anioła. Dor nie miał pewności, dlaczego tak jest, lecz podejrzewał, że ma to coś wspólnego z pragnieniem królowej, by zobaczyć córkę na tronie. Irene nie chciała sprawiać przyjemności matce bardziej niż komukolwiek innemu, a okazywanie jawnego zainteresowania osobą Dora stanowiło pewien kompromis. Królowa nie darzyła go sympatią, ponieważ był pełnym czarodziejem, a jej córka nie, lecz ona nie zamierzała pozwolić, by uczynił królową jakąś inną dziewczynę. Natomiast Irene, jak na ironię, nie chciała być królową, poza tym lubiła robić na złość matce, dlatego zachowywała się tak, by wyglądało, że Dor ugania się za nią, a ona się broni. Czasami ta cyniczna gra dodatkowo się komplikowała.
Sam Dor nie bardzo wiedział, co myśleć o tym wszystkim. Cztery lata wcześniej, kiedy miał dwanaście lat, wybrał się w niezwykłą podróż do przeszłości Xanthu, przybrawszy postać dorosłego muskularnego barbarzyńcy. Wtedy to dowiedział się tego i owego o zwyczajach mężczyzn i kobiet. Ponieważ miał okazję pobawić się jak dorosły, domyślał się, że gierki Irene są bardziej ryzykowne, niż jej się wydaje. Dlatego też opierał się prowokującym zalotom, choć nie zawsze było to łatwe. Czasem miewał dziwne, złośliwe sny, w których godził się, by wykonała swoją groźbę, twierdząc, że blefuje, a tak nie było, i wtedy dłoń anonimowego cenzora wymazywała całą fascynującą scenę.
– Głupku! – zawołała poirytowana Irene wpatrzona w nieruchomy obraz na ścianie. – Matka wcale nie patrzy!
– No, w końcu odczepiłaś się ode mnie! – triumfował Dor. – Chcesz być taka jak Millie, ale brakuje ci czegoś, co ona posiada. – To mogło ubliżyć Irene. Millie – która przestała być duchem, zanim jeszcze urodził się Dor – obdarzona została magicznym seksapilem i to dzięki niemu usidliła jednego z nielicznych czarodziejów w Xancie, posępnego Mistrza Zombi. Dor osobiście pomagał przywrócić go do życia i teraz mieli trzyletnie bliźniaki. Tak więc Dor sugerował, że Irene brakuje seksapilu i kobiecości, cech, o które tak gorliwie zabiegała. Jednak trudno było utrzymać ten zarzut, ponieważ Irene przypominała kobiecy ideał. Gdyby kiedyś zapomniał, że jest pałacowym bachorem, to mógłby znaleźć się w kłopotach, bo jaki ukryty cenzor wymazałby sen, który stał się rzeczywistością? Irene potrafiła budzić sympatię, kiedy się postarała. A może kiedy przestawała się starać, trudno powiedzieć.
– Lepiej napisz ten głupi esej, bo inaczej centaurzyca Cherie dobierze ci się do skóry – powiedziała, przybierając inny ton. – Jak chcesz, to pomogę ci z ortografią.
Dor nie pozbył się podejrzliwości.
– Lepiej sam to zrobię.
– Polegniesz. Takiej ignorancji jak twoja Cherie nie zdzierży.
– Wiem – przyznał ponuro Dor. Centaurzyca była bardzo wymagająca i dlatego też otrzymała tę pracę. Gdyby nauczycielem był jej towarzysz Chester, Dor nauczyłby się więcej o łucznictwie, szermierce czy walce na pięści, za to nigdy nie nauczyłby się poprawnie pisać. Król Trent umiał dobierać pracowników.
– Wiem! – zawołała Irene. – Potrzebujesz pszczoły ortografki!
– Czego?
– Sprowadzę jedną – mówiła dalej podekscytowana Irene. Teraz pałała chęcią pomocy, czemu trudno było się oprzeć, jako że Dor jej potrzebował. – Przyciągają je literinie. Przyniosę jedną z mojej kolekcji. – Po tych słowach wybiegła z pokoju, pozostawiając za sobą obłoczek słodkiego zapachu; wyglądało na to, że zaczęła używać perfum.
Dor, zebrawszy w sobie wszystkie siły, wydusił z siebie kolejne zdanie.
– Każdy ma u nas jakiś talent magiczny i nie ma dwóch takich samych – powiedział, pisząc. Trzynaście kolejnych słów. Co za harówka!
– To nieprawda – odezwał się stół. – Ja potrafię mówić, taki mój talent. Wiele innych rzeczy też umie mówić.
– Nie jesteś osobą, a rzeczą – odpowiedział obcesowo Dor.
– Odzywasz się dzięki mojemu talentowi. To ja sprawiam, że rzeczy nieożywione mówią.
– Auuu… – jęknął rozczarowany stół. […]



Dodano: 2013-03-07 10:37:36
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS