„Odrodzenie Ziemi” to przedostatni tom pięcioksięgu, ale to tutaj historia „Podróży do domu” znajduje swój właściwy finał. I jest to koniec, który godnie wieńczy dzieło. Po dłużyznach tomu trzeciego czytelnika czeka orzeźwiająca i pełna nowych pomysłów lektura.
Ten powiew świeżości jest odczuwalny tym intensywniej, że na pokładzie
„Statków Ziemi” można było chwilami odnieść wrażenie, że bohaterowie podróży na Ziemię nie zakończą już chyba nigdy. Autor przeciągał sceny i epizody, które niewiele wnosiły do całej opowieści i stawiały pod znakiem zapytania istnienie sensownego pomysłu na ciąg dalszy cyklu. „Odrodzenie Ziemi” rozwiewa te wątpliwości i w pewnej mierze rekompensuje wcześniejsze słabości.
Atrakcyjności tomowi czwartemu przydaje zapewne fakt, że główna misja zostaje w końcu zrealizowana, a wiele przeciąganych ponad miarę wątków – definitywnie zakończonych. „Odrodzenie Ziemi” ucina fabularną nić, łączącą wszystkie dotychczasowe powieści. Zamykający
pentalogię tom piąty,
„Dzieci Ziemi”, będzie stanowił już tylko epilog cyklu i rozegra się setki lat po wydarzeniach opisywanych w pierwszych czterech tomach.
Nie uprzedzając jednak faktów, „Odrodzenie Ziemi” składa się z dwóch części („Część I: Jeśli obudzę się, zanim umrę” i „Część II: Przyziemienie”), z których pierwsza opisuje losy załogi statku Basilika, zmierzającego ku opuszczonej przed milionami lat Ziemi, a druga rozgrywa się już u celu tej podróży, kiedy przybysze z Harmonii stają w obliczu zmian, jakie dokonały się na Ziemi pod nieobecność ludzi. Tworzy to przyjemną dychotomię, urozmaicającą fabułę powieści (zabieg tym wyrazistszy, im lepiej pamięta się monotonię poprzedniego tomu).
Rdzeniem fabuły pozostaje polaryzujący całą opisywaną społeczność konflikt braci, Nafaia i Elemaka – rozgrywka personalna i walka o władzę między silnym, starszym i skłonnym do okrucieństwa Elemakiem a młodszym Nafaiem, podążającym za wskazówkami Nadduszy. Pod tym względem tom czwarty nie przynosi żadnego przełomu. Zmienia się wyłącznie sceneria i kontekst konfliktu (z pustynnej karawany akcja przeniosła się w zamkniętą przestrzeń statku zmierzającego ku Ziemi, a następnie do kolonii na samej Ziemi), a galeria postaci poszerzona zostaje o nowe pokolenie – dzieci wchodzące w wiek, w którym same zaczynają być pełnoprawnymi graczami w rozgrywce.
Dodatkowym czynnikiem urozmaicającym fabułę jest narracja przeskakująca między poszczególnymi postaciami, co dodaje szczegółowości sylwetkom postaci, odkrywając kierujące nimi pragnienia, motywy i lęki. Barwni i szczegółowo nakreśleni bohaterowie wpisani w złożoną mozaikę wzajemnych relacji stanowią z pewnością atut pisarstwa Carda.
Gdzieś w tle przewijają się – nieeksploatowane, ale obecne – problemy granicy między technologią a magią czy też między naukowym a magicznym oglądem świata. Pyta autor o niezmienność ludzkiej natury, skłonność do autodestrukcji i możliwość samokontroli ludzkości, o realność nakreślenia przez człowieka granic samemu sobie. Powieść ciekawie rozgrywa także motyw reformatorskich zapędów i nadmiernej wiary człowieka we własne siły (vide ingerencja Shedemei w biologię napotkanych na Ziemi gatunków i jej konsekwencje).
Już poprzednie tomy cyklu zawierały wątki teologiczne i filozoficzne, skupione wokół relacji między ludźmi a potężnymi superkomputerami sterującymi historią i uznawanymi za bóstwa – Nadduszą Harmonii i Opiekunem Ziemi. W czwartym tomie te refleksje zostają dodatkowo przeniesione na poziom relacji pomiędzy rozumnymi gatunkami, które wyewoluowały na Ziemi, a – dysponującym zaawansowaną technologią i przez to uznawanym za bóstwo – człowiekiem.
„Odrodzenie Ziemi” nie jest arcydziełem i nie czyni również dzieła wybitnego z całego cardowskiego cyklu. Powieść stanowi jednak satysfakcjonujące zwieńczenie historii. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że – biorąc pod uwagę mielizny, na które trafi Card w tomie piątym – byłoby lepiej dla cyklu, gdyby tu właśnie opowieść dobiegła końca.
Autor:
Krzysztof Pochmara
Dodano: 2012-09-21 18:35:00