NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Cień doskonały" (wyd. 2024)

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Martin, George R.R. - "Starcie królów" (okładka filmowa)
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Cykl: Pieśń Lodu i Ognia
Tytuł oryginału: A Clash of Kings
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Data wydania: Marzec 2012
Wydanie: II
ISBN: 978-83-7506-995-2
Oprawa: twarda
Format: 140 x 205 mm
Liczba stron: 1022
Cena: 59,00 zł
Rok wydania oryginału: 1997
Tom cyklu: 2



Gra o tron subiektywnym okiem (s02e04)

Czwarty odcinek drugiego sezonu „Gry o tron” znów powrócił na właściwe tory, czyli zapewnił niżej podpisanemu sporą dawkę pierwszorzędnej zabawy. Oczywiście nie wszystkie sceny były równie udane, niektóre elementy nieco kulały, ale ogólny ocena jest wysoka. Z obejrzeniem odcinka trochę mi się zeszło, więc chociaż kilka dni od jego premiery już upłynęło, poniżej zamieszczam wrażenia na gorąco, spisane wkrótce po obejrzeniu tej części.

Najpierw kilka słów o dwóch nowych lokacjach (Harrenhal i Qarth – pojawiają się nawet w czołówce) pojawiających się w tym odcinku. Co prawda na razie zobaczyliśmy tylko je z odległej perspektywy, ale spróbuję się już ostrożnie wypowiedzieć: wszak większość miejsc w serialu charakterystyczna jest z zewnątrz, a w środku wyglądają dosyć podobnie. Harrenhal prezentuje się mrocznie i okazale, chociaż widać głównie kontury we mgle. Na tej podstawie oceniam, że zamczysko stworzono nie do końca zgodnie z powieściową wizją, ale nie jest to wcale zarzut. Przypuszczam, że po następnym odcinku więcej będzie można na ten temat powiedzieć. Qarth natomiast widać tak naprawdę tylko przez chwilę, ale jawi się jak prawdziwy raj na pustyni, ziemia obiecana dla tułaczy prowadzonych przez Daenerys.

Nie będzie wielkiego zaskoczenia, gdy stwierdzę, że po raz kolejny najlepsze sceny są z udziałem Tyriona. Świetna jest scena w sali tronowej, w której Joffrey (zresztą tu też należą się pochwały, gdyż postać jest dobrze prowadzona, a Jack Gleeson idealnie pasuje na skurczybyka – co pokazuje następna scena, gdy każe jednej dziwce znęcać się nad drugą) znęca się nad Sansą, a Karzeł mu przerywa zabawę. Zresztą można odnieść wrażenie, że to jedyna osoba w całym serialu, która idzie z duchem cyklu i lubuje się w intrygach – to, jak rozprawił się z Lancelem było urocze (przy okazji, w zasadzie jest to jedyna scena w miarę zgodna z książką). W tej kwestii cała reszta nie sięga mu umiejętnościami nawet do pięt.

Przykładem tego może być Petyr, na temat którego w sieci toczy się wiele dyskusji. W „Pieśni Lodu i Ognia” jest on (chociaż głównie w późniejszych tomach) jednym z bardziej wytrawnych graczy, a tymczasem w serialu został sprowadzony do roli burdeltaty i chłopca na posyłki. Wszelkie próby potyczek słownych kończą się, korzystając ze Stephensonowego neologizmu z „Peanatemy”, brutalnym splantowaniem Littlefingera. Jest to o tyle dziwne, że w pierwszym sezonie jawił się jako jeden z ważniejszych graczy w Królewskiej Przystani. Przyzwyczajony do pokrętnego sposobu myślenia Martina zaczynam przypuszczać, że ze strony Petyra to tylko gra, specjalne wystawianie się na odstrzał, żeby nikt go nie brał na poważnie i mógł spokojnie snuć dalej własne intrygi. Niemniej żałuję, że nie został przez scenarzystów pociągnięty wątek jego konfrontacji z Varysem, który był całkiem nieźle zaznaczony w pierwszym sezonie.

Drugim ciekawym wątkiem są przygody Aryi. W tym przypadku sporo mogą sobie dopowiadać osoby znające powieść, gdyż wiele z jego wydarzeń jest pokazywanych w sporym skrócie, za pomocą komasacji poszczególnych książkowych scen. Niemniej pokazanie mrocznej strony wojny i napiętnowanie sługusów Lannisterów jest całkiem nieźle przedstawione. Zresztą sceny te mają za zadanie jednocześnie skonfrontowanie podłości armii spod znaku lwa ze szlachetnością Starków: w tym odcinku mamy na przykład Robba, który pomaga po skończonej bitwie operować żołnierza wrogiej armii. Dosyć niesłychane by król, nawet z tak nietypowego i zbratanego z ludem rodu, się do czegoś takiego zabrał. Niemniej dalszy bieg wydarzeń pokazuje, że Młody Wilk nie do końca jest w stanie myśleć w szerszej perspektywie... a także chyba przygotowywany jest grunt pod pojawienie się Jeyne Westerling.

Na koniec o pozostałych wątkach. Tym razem nie ma Greyjoyów ani Nocnej Straży, a w zamian pojawia się ponownie Dany – na szczęście scena nie jest za długa, a w dodatku coś wnosi do historii, chociaż może to efekt dopowiadania sobie przeze mnie dalszych wydarzeń? Znacznie więcej miejsca poświęcono Stannisowi, a w zasadzie Davosowi i Melisandre. Sceną z udziałem tych dwojga, a konkretnie porodem cienia przez Czerwoną Kapłankę, kończy się odcinek. Scena, w kontekście dostarczonych wcześniej informacji widzowi, wydaje się istnym deus ex machina (a wręcz deus ex macica, jak to udanie podsumował Adam Ł Rotter). To kolejny przykład, gdzie twórcy serialu idą po linii najmniejszego oporu, spłycając i upraszczając wątki. Wątek nadprzyrodzonych mocy Melisandre był wprowadzany w książce powoli, a tutaj mamy od razu łup między oczy i wszystko podane jak na tacy, w bardzo niewybredny sposób.

Było to największe rozczarowanie dotyczące tego odcinka, mimo to uważam go za całkiem udany. Cóż, trzeba się pogodzić z tym, że niektóre rzeczy w serialu są po prostu tanimi chwytami pod publiczkę... a przynajmniej mam nadzieję, że właśnie taka jest rola tych scen.



Autor: Tymoteusz „Shadowmage” Wronka


Dodano: 2012-04-27 16:25:44
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Ausir - 18:51 27-04-2012
"Quarth natomiast widać tak naprawdę tylko przez chwilę,"

Qarth!

Shadowmage - 02:57 28-04-2012
Byłem święcie przekonany, że to poprawiałem... :shock:

Ausir - 05:03 28-04-2012
Cóż, Daenerys też popełniła ten sam błąd. :)

Obłęd - 14:23 29-04-2012
„Grę o tron” staram się odbierać z perspektywy osoby, która książek nie czytała. W ten sposób łatwiej godzę się na pewne nieścisłości fabularne. W czwartym odcinku szczególną uwagę zwróciłem na background czyli Harrenhal i Qarth. Bajeczne krajobrazy, zróżnicowane, świetnie uchwycone i w pełni oddające klimat.

Zgodzę się również, że wątki z Tyrionem są po prostu mistrzowskie. Jego gra aktorska, mimika twarzy, słowa, które wypowiada, to wszystko współgra idealnie. Jest to postać niesamowicie plastyczna, płynne przechodząca z tonu poważnego do ironii. Wspaniale się coś takiego ogląda.

No i to co dla mnie jest wisienką na torcie czyli ostatnia scena. Perfekcyjna realizacja, trzymająca w napięciu. Poród, to jak cień wychodzi, jak się materializuje, żeby na końcu się rozpłynąć i zakończyć odcinek. Genialne. Owszem, można dyskutować nad tym czy magia nie powinna objawiać się wolniej, subtelniej. Ale z drugiej strony, jak wspomniałem na początku, staram się „Grę o tron” odbierać oczami widza, który książki nie czytał. Taka scena musi być dla niego piorunująca. Musimy pogodzić się z tym, że serial rządzi się swoimi prawami, że pewne uproszczenia z jednej strony, a wyolbrzymienia z drugiej są wpisane w taką konwencję. Dla przykładu w „Starciu królów” tylko w jednym miejscu, podczas rozmowy Stanisa i Renlyego, mamy delikatną aluzję w stronę homoseksualizmu tego drugiego. Serial natomiast uwypukla i kładzie na tę kwestię taki nacisk jakby była kluczowa dla rozegrania całej fabuły. Trzeba znaleźć kompromis, co nie znaczy, że zadowolenie zarówno czytelnika, jak i widza bez wiedzy książkowej będzie łatwym zadaniem.

Ł - 14:50 29-04-2012
Ja jako osoba poznająca świat Martina od strony serialu a nie powieści zgłaszałem już wczesniej do Cienia pewne wątpliwości. Tak jak zacytował Shadow dla mnie to taki Deus ex Macica. Bardzo podobała mi się u Martina tendencja do niepopadania w fantastyczną przesadę typową dla wielu twórców fantasy. Ta surowość, brak nieopanowanego rozdmuchania, za to oko do szczegółów. Ok są smoki i mur wielkości gór, ale Martin wpisuje to w bardzo szeroką narrację. Tak samo jak "ognioodporność" Daenerys zasugerowano parę razy przed zanim stała się oczywista. Cień zaś po prostu wyskoczył. Znienacka.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS