NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Poza cieniem" (wyd. 2024)

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Lem, Stanisław; Mrożek, Sławomir - "Listy"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: Październik 2011
ISBN: 978-83-08-04730-9
Oprawa: twarda
Format: 145 x 205 mm
Liczba stron: 720
Cena: 59,90 zł



Sobotnie czytanie. Mrożkolem

MROŻKOLEM


Z literaturą epistolarną wiąże się cały szereg paradoksów niewątpliwych. Po pierwsze, w założeniu autorzy (zwykle dwu ich jest; ktoś wszak z kimś musi korespondować, chyba, że mamy do czynienia z fikcją epistolarną – takimi „Niebezpiecznymi związkami” na przykład) starają się być zupełnie względem siebie szczerzy. Po drugie, szczerość ta narażona jest na szereg istotnych przeszkód – począwszy od wzajemnych popisów i kreacji autorów, swoistej licytacji grepsów, a skończywszy na autopowściągach, czyli samokrępowaniu ekspresji nadmiernej, autocenzurze. Po trzecie, zawsze istniały i istnieć będą problemy ze zdefiniowaniem autentyzmu zachowań – czyśmy prawdziwi w życiu społecznym, gdzie stosujemy rodzaje masek, które tak nam się z twarzami zrastają, że stają się naszą integralnością; czy też w samotni, w czterech ścianach bez spojrzeń, gdy cumy ograniczeń puszczają i śpiewamy Mieczysława Fogga albo Kurta Cobaina (wolę Fogga) głosem rwanym? W przypadku korespondencji Lema z Mrożkiem dodać trzeba zapewne wewnętrzne przekonanie autorów o wiekopomności epistoł. Podejrzenie, że może kiedyś – choć niektóre z nich – zostaną opublikowane. Zatem dodatkowy woal kreacyjności i strojności zaciemnia nam chyba autentyzm przedstawień osobowości wybitnych pisarzy.
Zapewne istnieje gradacja prawdy w literaturze – najmniej jest jej w autobiografiach, najwięcej, być może, w dziennikach, choć i tu z koloryzowaniem (Tyrmand, Gombrowicz), zafałszowaniem (Iwaszkiewicz) albo bezrozumnym wylewaniem jadu (Kisiel, Mrożek) często mamy do czynienia. Może – znów paradoks – najwięcej prawdy o autorach jest w literackiej fikcji, gdzie mogą folgować swym skłonnościom bez ryzyka obnażeń całkowitych?
Interesujące studium na temat autentyczności i fałszywości przedstawień można by sporządzić na podstawie analizy zachowań internetowych. Na ile internauci skrywający się pod pseudonimami są sobą, a na ile schizofreniczną autokreacją? Na ile ich deklaracje gustów politycznych, artystycznych są prawdziwe? Przy okazji sporów o ACTA pojawił się zabawny odprysk. Otóż jakieś badania wykazały, że piraci partycypują intensywniej od nie piratów w kulturze oficjalnej. Ubawiła mnie ta solennie podawana informacja oparta... no właśnie – na czym? Na deklaracjach piratów? Nawiasem mówiąc, chyba po raz pierwszy w życiu zgodziłem się w czymkolwiek z (idącym w tej sprawie pod prąd obowiązującej linii własnej redakcji; zresztą chyba wszystkich – prawicowych, lewicowych i nijakich – redakcji starających się przypodobać straszliwie zbuntowanej młodzieży walczącej o wolność i demokrację) redaktorem Orlińskim z „Wyborczej”. Ale dość o tych marginaliach netowych, czas zająć się niezwykle interesującą książką, jaką są listy wymieniane między Mrożkiem a Lemem w latach 1956-1978.
Korespondencję rozpoczyna nieśmiały list Mrożka (młodszego o 10 lat) do Lema – mamy tu relację mistrz-uczeń; relację, która stopniowo się zmienia, aż do statusu równoprawności obu panów. Sporo tu oczywiście poboczności, plotek środowiskowych (ofiarą ich często jest kobieciarz, zadymiarz, alkoholik, ale i zarazem – traf chciał – niezgorszy pisarz Iredyński), ale i ciekawostek. Lemolodzy winni zerknąć na stronę 685, gdzie Lem wyjaśnia, na jakich to autentycznych postaciach wzorował bohaterów kanonicznego „Głosu Pana” (siebie też w – świetlistej rzecz jasna roli – tam obsadził). Dużo też pisze się w tych listach o autach, ich awariach, częściach zamiennych, osiągach technicznych itp. Nie jestem fanatykiem motoryzacji, ale kiedy czytam taki oto fragment listu Lema, uśmiech wykwita mi na twarzy: Gdyż aby on (Fiat bodaj, samochód Lemowy) był lśniący, powłóczyste pięknych krakowianek spojrzenie pod adresem kierowcy wyzwalał i szemrząco z 97-konnym rozmarzeniem warczał, ja muszę go pucować do stanu przedzawałowego różnymi mleczkami i silikońskim sikoniem go posikiwać, i zamszami zatuszować, i elektroluksem mu łajenka z wnętrza wydobywać, i specyjalnymi cieczami mu z boków świętych asfalt, smołę, nabryzganą w jeździe z podłej nawierzchni, usuwać, i maścić, i wycierać, i na kanały garażowe wjeżdżać i wciąż gumy uszczelek różnych dolepiać, bo się kurwy odlepiają, i w ogóle bezustannie żyć w intymności niesmacznej z garażystami i p. inżynierem jednym, i innym też. A wskutek bezliku upokorzeń i dzięki nieustannym poniżeniom i trudom, i mękom, mogę istotnie od czasu do czasu, niby nic, wysiąść na Rynku przed Delikatesami z Białego Anioła, ale tylko, o ile się kluczyk w zamku nie złamie. Gdyż w ogóle okropna jest rzecz mieć sporo różnych rzeczy i musieć dbać o nie. Wszelako z przerwami to przynajmniej uwalnia od myślenia ontologicznego o bycie i krańcu jego.
Nawiasem mówiąc, są w korespondencji obu panów nieuniknione pikantności, mocne słowa, akcenty erotyczne. Zadaje to chyba kłam tezie o rzekomej impregnacji Lema na erotyzm. Brak scen łóżkowych powieściach autora „Solaris” jest chyba świadomym zabiegiem artystycznym, który wydaje mi się zasadny i sensowny. Seks często niepotrzebnie dominuje fabułę, a naturalistyczne opisy kopulacji (vide choćby „dokonania” w tej materii Ziemkiewicza) często ocierają się o grafomanię.
W przerwach między rozważaniami motoryzacyjnymi, zajmują pisarzy sprawy mniej istotne. Na przykład opukują się nawzajem artystycznie a krytycznie. Ciekawa rzecz, obaj wzajem nicują swe dzieła najistotniejsze: Lem obraca w perzynę „Tango”; Mrożek obszernie polemizuje z „Summą technologiae”. Są to jednak krytyki interesująco argumentowane; tęgie umysły nawet błądzą ciekawie. Nie ma tu też miejsca na obrażanie czy dziecinne dąsy – jest rzeczowa dyskusja. Przy okazji wychodzą również różnice osobowościowe artystów – Mrożek to rodzaj histerycznego obsesjonata, zarazem skrajny indywidualista; Lem – intelektualny potwór cybernetyczny, racjonalny do bólu (widać to w jego analizach dramatów Mrożka, chłodne wyliczenia użytych środków wyrazu). Mimo owych różnic – a może właśnie dzięki nim – coś ich wzajem przyciąga, fascynuje.
Niezwykle intrygujące (znane oczywiście z ich dokonań literackich, ale tu ścieśnione, podane niejako w pigułce) są rozważania antropologiczne obu pisarzy. Tylko ciśnienie warunków zewnętrznych – pisze Lem – nadaje człowiekowi kształt, tj. uwyraźnia go, i to do pewnej granicy. Zbyt wielkie zmienia człowieka w bezwładnie dryfujący przedmiot (wiązany, nabijany na pal, koronowany, gwałcony itp.). Jeśli ciśnienia brak, odśrodkowość egzystencjalna zaczyna rozsadzać, unicestwiać, zabijać.
Kłopot w tym – Mrożek na to – że człowiek nie tylko chce, żeby mu było dobrze, ale przede wszystkim, żeby mu było lepiej od innych. Jeden plus reszta bruździ. I wychodzi zawsze karykatura z tych wszystkich regulacji. Bo można sobie sto razy wykreślić to nieszczęsne jeden ze wzoru na papierze, ale w rzeczywistości ta jedynka zostaje. Ja zostaję.
Wreszcie polskie dolegliwości. Obu pisarzom rzeczywistość PRL-owska mocno doskwiera (Mrożek w końcu na dobre emigruje); ale wszak nie tylko system, nie tylko irrealny realny socjalizm jest tu krytykowany, ale pewne nieznośne aspekty polskości w ogóle. Już słyszę te głosy troglodytów internetowych (zresztą przy okazji wydania „Dzienników” Mrożka już się to dokonało) o braku patriotyzmu pisarzy, antypolskości itp. Podobnie Miłosza atakowano; natura tych ataków jest niska i całkowicie zrozumiała, niestety. A przecież powiadał mistrz Conrad (jeden przecież z ulubieńców naszych konserwatystów; zresztą – nie da się ukryć – rzeczywiście wyśmienity pisarz), że literatura jest od wymierzania sprawiedliwości widzianemu światu. Zarzucanie artyście braku patriotyzmu, przypomina mi pretensje do lekarza, że niepotrzebnie diagnozuje pacjentowi świnkę albo raka.
Dlaczego właściwie „Mrożkolem”? Tak się jakoś utarło w mojej korespondencji z panem Żerańskim z Katedry, gdy omawialiśmy możliwość mej sobotniej pisaniny na wiadomy temat. Ale ma to też znaczenie szersze i dwuznaczne. Książkę sprokurował bowiem dwugłowy autor – tożsamy i jednolity w swych dążeniach, zarazem rozdwojony i osobny. Wspólnotą interesów tej dwugłowej bestii jest wymiana informacji, dążenie do konsensusu, porozumienia; zarazem obie połówki tej istoty pragną zaznaczyć swą osobność, własne votum separatum w sprawach ważnych. Efekt owej dwoistości podwójnie jest intrygujący.



Autor: Jacek Sobota
Dodano: 2012-02-04 11:43:00
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS