NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Jemisin, N.K. - "Sto Tysięcy Królestw"
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Cykl: Jemisin, N.K. - "Trylogia Dziedzictwa"
Tytuł oryginału: The Hundred Thousand Kingdoms
Tłumaczenie: Kinga Składanowska
Data wydania: Grudzień 2011
Wydanie: I
ISBN: 978-83-61386-11-7
Oprawa: miękka
Format: 143 x 205 mm
Liczba stron: 450
Cena: 37,90 zł
Rok wydania oryginału: 2010
Wydawca oryginału: Orbit
Tom cyklu: 1



Jemisin, N.K. - "Sto Tysięcy Królestw"

Na wyższych piętrach pałacu Sky okna były dosłownie wszędzie. Niektóre korytarze miały nawet sufity wykonane z przejrzystego szkła bądź kryształu, choć dawały widok jedynie na niebo i okrągłe pałacowe iglice. Słońce nie zdążyło jeszcze zajść – jego dolna połowa dopiero co dotknęła linii horyzontu, ale T’vril narzucił jeszcze szybsze tempo niż poprzednio. Idąc za nim, przyglądałam się uważniej wszystkim mijanym sługom, starając się odszukać jak najwięcej cech naszego wspólnego rodowodu. Było ich kilka: zielone oczy, określona budowa twarzy (której ja nie miałam, ponieważ rysy twarzy odziedziczyłam po ojcu). Dostrzegłam w nich pewien cynizm, choć równie dobrze mógł być to wytwór mojej wyobraźni. Poza tym, wszyscy różnili się od siebie tak jak T’vril i ja, choć wielu należało do rasy Amn lub Senmite. Ponadto każdy z nich nosił na czole znak. Zauważyłam to już wcześniej, ale zlekceważyłam, biorąc to za przejaw lokalnej mody. Niektórzy mieli na czołach trójkąty lub romby, ale u większości występowała zwykła, prosta, czarna linia.
Nie spodobał mi się sposób w jaki na mnie patrzyli. Rzucali ukradkowe spojrzenia i odwracali szybko wzrok.
– Lady Yeine. – T’vril zatrzymał się kilka kroków przede mną, zauważając, że pozostałam w tyle. Odziedziczył po swoich przodkach długie nogi. Ja nie mogłam poszczycić się tym samym. Na dodatek byłam już potwornie zmęczona. – Proszę, mamy mało czasu.
– W porządku, w porządku – powiedziałam, zbyt wyczerpana by przejmować się grzecznością. Mimo to T’vril nie ruszył się z miejsca, zapatrzony nagle w drugi koniec korytarza, czyli w kierunku, w którym szliśmy.
Przed nami stał mężczyzna.
Nazwałam go tak, ponieważ z perspektywy czasu właśnie tym wydawał się być. Stał na balkonie, spoglądając na nasz korytarz, obramowany idealnie przez łukowate okno. Uznałam, że musiał się tutaj dostać drugim, równoległym korytarzem, ponieważ jego ciało nadal było zwrócone w tym kierunku. Mężczyzna zamarł w połowie kroku. Tylko jego głowa odwróciła się w naszą stronę. Nie mogłam dostrzec jego twarzy, ale czułam na sobie ciężar jego spojrzenia.
Z wyraźnym rozmysłem położył powoli dłoń na barierce balkonu.
– Co się stało, Naha? – rozległ się kobiecy głos, odbijając się lekkim echem od ścian korytarza. Chwilę później kobieta pojawiła się w zasięgu mojego wzroku. W odróżnieniu od mężczyzny, była doskonale widoczna: smukła piękność o hebanowych włosach, arystokratycznych rysach twarzy i królewskim wdzięku. Rozpoznałam ją dzięki tym włosom jako kobietę siedzącą u boku Dekarty w Salonie. Nosiła suknię, którą mogła włożyć na siebie jedynie kobieta z rodu Amn – długą, prostą tubę w głębokim odcieniu rubinu. – Co tam widzisz? – spytała, patrząc na mnie, choć słowa skierowane były do mężczyzny. Uniosła dłonie, obracając coś w palcach. Trzymała w nich delikatny srebrny łańcuszek. Zwisał jej z nadgarstka i wznosił ku górze. Po chwili uświadomiłam sobie, że jego drugi koniec był połączony z mężczyzną.
– Ciociu – zaczął T’vril, modulując głos z troską, która od razu powiedziała mi z kim mamy do czynienia. A dokładnie z lady Sciminą, moją kuzynką i rywalką do tronu. – Wyglądasz przepięknie.
– Dziękuję – odparła, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Kim jest twoja towarzyszka?
Na moment zapadła cisza. Sądząc po napięciu malującym się na twarzy T’vrila, próbował właśnie wymyślić jakąś bezpieczną odpowiedź. Jakaś dziwaczna rysa mojego charakteru kazała mi wystąpić naprzód i pochylić głowę. W moim kraju jedynie słabe kobiety pozwalały, by ochraniali je mężczyźni.
– Nazywam się Yeine Darr.
Jej uśmiech wskazywał na to, że zdążyła się tego domyślić. Najwidoczniej w tym miejscu mieszkało niewielu Darre.
– Ach, tak. Ktoś mówił o tobie po dzisiejszej audiencji u wujka. Jesteś córką Kinneth, prawda?
– Zgadza się. – Gdybyśmy byli w Darr, wyciągnęłabym nóż, słysząc zawoalowaną złośliwość w jej słodkim, fałszywie uprzejmym głosie. Znajdowaliśmy się jednak w Sky, w błogosławionym pałacu Świetlistego Itempasa, pana pokoju i porządku. Takie rzeczy nie miały tutaj miejsca. Spojrzałam na T’vrila, czekając aż nas sobie przedstawi.
– Poznaj lady Sciminę Arameri – powiedział w końcu. Na całe szczęście nie przełknął nerwowo śliny, ani nie wiercił się niespokojnie, ale mimo to dostrzegłam sposób w jaki jego oczy wędrowały co chwila od mojej kuzynki do stojącego w bezruchu mężczyzny. Czekałam aż zostaniemy sobie przedstawieni, ale T’vril nie zrobił tego.
– Ach, tak. – Starałam się nie naśladować tonu głosu Sciminy. Moja matka przy wielu okazjach próbowała nauczyć mnie jak mówić do kogoś przyjacielskim tonem kiedy wcale nie czuło się do niego sympatii, ale ja byłam typowym Darre i nie potrafiłam tego zrobić. – Witaj, kuzynko.
– Wybaczcie nam – odezwał się T’vril niemal w tej samej chwili, w której zamknęłam usta. – Właśnie oprowadzam lady Yeine po pałacu…
Mężczyzna stojący obok Sciminy wybrał sobie ten moment, by złapać drżący oddech. Jego włosy, długie, czarne i tak gęste, że każdy mężczyzna z ludu Darre mógłby mu ich zazdrościć, opadły mu na twarz. Jego dłoń na barierce stężała.
– Chwileczkę, T’vril. – Scimina przyjrzała się mężczyźnie w zamyśleniu, a potem uniosła dłoń, jak gdyby chciała objąć nią jego ukryty pod kurtyną włosów policzek. Zamiast tego rozległo się ciche kliknięcie, gdy odpięła zręcznie spleciony srebrny kołnierz.
–Wybacz, ciociu – odparł T’vril nie kryjąc już wcale strachu. Chwycił mnie za rękę. – Viraine czeka na nas. Dobrze wiesz jak bardzo nie znosi…
– Powiedziałam, że masz zaczekać – przerwała mu zimnym tonem Scimina. – Albo zastosujesz się do mojego życzenia, albo zapomnę, że jesteś przydatnym sługą, T’vril. Dobrym, małym sługą… – Spojrzała na czarnowłosego mężczyznę. Jej usta rozciągnęły się w pobłażliwym uśmiechu. – W Sky jest tak wielu dobrych służących. Prawda, Nahadoth?
A więc tak brzmiało jego imię. Odniosłam wrażenie, że jest mi całkiem znajome, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie gdzie je wcześniej słyszałam.
– Scimino, nie rób tego – ostrzegł ją T’vril.
– Ona nie ma znaku – odparła kobieta. – Znasz zasady.
– To nie ma nic wspólnego z zasadami i dobrze o tym wiesz! – powiedział T’vril, podnosząc głos. Scimina zignorowała go.
Wtedy to poczułam. Drżenie powietrza. Wydaje mi się, że czułam to od momentu, w którym mężczyzna o czarnych włosach westchnął. Stojący w pobliżu wazon zatrząsł się pod wpływem jakiejś niewidzialnej siły. Wiedziałam jednak, że gdzieś na jakiejś ukrytej płaszczyźnie część rzeczywistości przesunęła się, robiąc miejsca dla czegoś nowego.
Czarnowłosy mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na mnie. Uśmiechał się. Widziałam teraz jak na dłoni jego twarz i przepełnione szaleństwem oczy. Nagle dotarło do mnie kim był. Czym był.
– Posłuchaj mnie – odezwał się w moim uchu napięty głos T’vrila. Nie mogłam odwrócić wzroku od niesamowitych oczu mężczyzny. – Musisz natychmiast spotkać się z Virainem. Tylko ktoś pełnej krwi będzie w stanie go odwołać, a Viraine jest jedynym… Och, na litość boską, spójrz na mnie!
Stanął mi na drodze, zasłaniając ciałem widok tych oczu. Usłyszałam jak Scimina mówi coś łagodnym szeptem. Brzmiało to tak, jakby wydawała instrukcje. Stojący przede mną T’vril robił dokładnie to samo. Prawie nie słyszałam ich słów, bo nagle ogarnęło mnie lodowate zimno.
– Gabinet Viraine’a znajduje się dwa pietra nad nami. Na co trzecim skrzyżowaniu korytarzy znajdziesz windę. Poszukaj tej między wazonami pełnymi kwiatów. Wsiądź do niej i pomyśl o tym, że chcesz pojechać do góry. Drzwi do jego gabinetu będą zaraz na wprost od wyjścia. Słońce jeszcze nie zaszło, więc nadal masz szansę. A teraz idź. No już, uciekaj!
Popchnął mnie, a ja potknęłam się o własne nogi. Za moimi plecami rozległo się nieludzkie wycie, podobne do wycia tysiąca wilków, wygłodniałych jaguarów i zimowego wiatru. Wszystkie łaknęły mojej krwi. Potem nastąpiła cisza, jeszcze straszniejsza od tego przejmującego skowytu.

Biegłam co sił w nogach, nie oglądając się za siebie.


Dodano: 2012-01-18 23:05:00
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS