NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Rice, Anne - "Lasher", część I
Wydawnictwo: Rebis
Cykl: Rice, Anne - "Opowieści o czarownicach z rodu Mayfair"
Tytuł oryginału: Lasher
Tłumaczenie: Małgorzata Samborska, Agnieszka Izdebska
Data wydania: Październik 2009
ISBN: 978-83-7510-289-5
Oprawa: miękka
Tom cyklu: 2, część 1
Seria: Horror



Rice, Anne - "Lasher"

Powszechna mobilizacja


Moja przygoda z cyklem „Opowieści o czarownicach z rodu Mayfair” zaczęła się od ostatniego tomu. Dzisiaj zostały mi już jedynie mgliste wspomnienia fabuły „Taltosa”, pamiętam natomiast początkowe trudności w czytaniu, kiedy wątki mnie przytłaczały nie tylko swoją ilością, nie mogłam się zwyczajnie w nich połapać, ponieważ odwoływały się do wydarzeń, których nie znałam. Książka zaintrygowała mnie jednak na tyle, że postanowiłam przeczytać poprzednie części i poznać całą historię. Dzięki wydawnictwu Rebis miałam okazję postanowienie wypełnić, ponieważ cykl wydawany przez Amber lata temu był dla mnie nie do zdobycia. Pierwszy tom „Godziny czarownic” zawładnął mną całkowicie, wciąż myślę, że wraz z tomem drugim należy do najlepszych dzieł Anne Rice, obie części zawierają bowiem wszystko co najlepsze w jej prozie – barwność opisów, niejednoznacznych, nietuzinkowych bohaterów, cudowny, duszny klimat Nowego Orleanu przepełniony magią i niepokojem. Myślałam, że podobnie będę mogła powiedzieć o pierwszym i drugim tomie „Lashera”. I mogłabym to zrobić, gdyby nie strona 295 drugiego tomu książki.
Ale wróćmy do sedna historii. W dramatyczną noc Bożego Narodzenia powrócił Lasher, którego Rowan postanowiła zabrać z Nowego Orleanu, pozostawiając ukochanego Michaela zakrwawionego i wycieńczonego walką z demonem w ogrodzie domu przy ulicy Pierwszej. Jak zwykle jednak Rice nie kontynuuje historii od razu, o najważniejszych wydarzeniach, które nastąpiły po tamtej piekielnej nocy, dowiadujemy się z perspektywy osób trzecich – tym razem naszym przewodnikiem jest kilkunastoletnia nimfomanka, pardon, Mona, zaliczająca wszystkich swoich krewnych. To ona jest świadkiem chaosu w rodzinie Mayfairów, jaki zapanował po zniknięciu Rowan, dziewczyna usiłuje zrobić wszystko, aby dostać się bliżej chorego Michaela, który ledwo przeżył rozległy zawał serca. Ta zapomniana wiedźma pragnie zaistnieć w rodzinie za wszelką cenę. Swoimi ambicjami i nieugiętym charakterem Mona przypomina mi Klaudię z „Wywiadu z wampirem”, jednak w przeciwieństwie do wampirzej bohaterki czarownica nie jest przekonująca, jej inteligencja i filozoficzny manieryzm stoją w wyraźnej opozycji do dziecięcych kiecek i kokardek, które nosi z upodobaniem, przynajmniej do pewnego momentu.
O ile „Godzina czarownic” skupia się najpierw na dawnych dziejach rodu Mayfairów, a potem na samej Rowan i jej poprzedniczkach, o tyle „Lasher” daje pełniejszy obraz rodziny. Czytelnikowi przedstawiani są kolejni członkowie rodu, kobiety odznaczają się odmiennością wyglądu i charakterów, tylko mężczyźni zawsze są tacy sami, ale przecież nie oni grają w cyklu pierwsze skrzypce. Rice wielokrotnie bardzo drobiazgowo zajmuje się biografią, wyglądem, stanem ducha poszczególnych bohaterek. Pokazując zamieszanie wywołane pojawieniem się Lashera wśród żywych i ucieczką Rowan, odzwierciedla podział rodziny na tych, którzy mają świadomość tego, co się stało, oraz na tych, którzy wciąż nie dopuszczają do siebie myśli, że z ich rodziną związany jest prawdziwy demon, a ich ciotki, babki, matki, siostry naprawdę są czarownicami. Traktują opowieści jako atrakcyjne bajki, które w innych wzbudzają ciekawość i sprawiają, że Mayfairowie uznawani są za wyjątkowych. Ze snu budzą się dopiero, kiedy ich kobiety umierają jedna po drugiej w niewyjaśnionych okolicznościach. Wtedy nadchodzi czas powszechnej mobilizacji, siedziba prawniczej firmy zamienia się w sztab generalny, a kilkunastoletnia Mona zostaje naczelnym wodzem. Opisując szczegółowo wszystkie wydarzenia, Rice nie zapomina o umysłach swoich bohaterów, ich lękach i problemach, które inni autorzy pomijają milczeniem lub zbywają czytelnika kilkoma frazesami. Z całą wymownością czytelnik uświadamia sobie wówczas rozpacz Michaela czy cierpienia i radykalnie sprzeczne uczucia Rowan. Cała rodzina natomiast jawi się niczym sekta przyznająca prawo członkostwa z urodzenia lub przez małżeństwo, sekta pełna mrocznych sekretów, zepsucia, którego kolejne etapy autorka stopniowo odsłania. Cud, że Rice nie pogubiła się w zawiłościach rodzinnych, ja po kilku próbach zwątpiłam i kolejne fakty przyjmowałam już bez wnikania w „kto, co, kiedy i dlaczego”.
Portret rodziny zaciemnia się jeszcze bardziej, gdy autorka raczy czytelnika długimi, szczegółowymi i nad wyraz nudnymi biografiami nieistotnych postaci, jakby mało było pozostałych informacji i wątków. „Lasher” jest też bodaj jedyną powieścią, która odsłania kulisy Talamaski. Zakon, który pojawiał się w wielu utworach Anne Rice, przestał być tajemniczym stowarzyszeniem. Czytelnik ma okazję poznać metody działania jego członków, dowiedzieć się więcej o jego hierarchii i celach, które, co tu kryć, rozmijają się znacznie z pierwszą częścią motta głoszącego „Obserwujemy i zawsze jesteśmy w pobliżu”.
O tym, co się dzieje z Rowan, długi czas nie wiadomo, a kiedy wreszcie autorka postanawia zaspokoić naszą ciekawość, szokuje obrazem wycieńczonej, więzionej kobiety, którą demon traktuje jak naczynie na swoje nasienie i wielokrotnie usiłuje zapłodnić. Czarownica cierpi, słusznie obwiniając się za zbytnią ufność we własną silną wolę i ciekawość naukowca, które doprowadziły ją do klęski. Jednocześnie nie potrafi uciec – jeśli nie fizycznie (ponieważ Lasher ją więzi), to psychicznie – od swego syna, prześladowcy, kochanka. Doprawdy nie można zarzucić Rice braku wyobraźni w opisywaniu kolejnych koszmarnych czynów Lashera. Rowan za zarozumiałość naukowca płaci wysoką cenę, to ona i członkowie Talamaski są winni wpuszczeniu pradawnego zła do świata, lekceważąc niebezpieczeństwo, podczas gdy prości ludzie dostrzegają je w pięknym obliczu demona.
Demona, który od początku istnienia Ziemi przybierał różne postaci, zwany był różnymi imionami. Mnie postać Lashera bardzo przypomina biblijnego nefilima – w jego pragnieniu zdobycia ludzkiego ciała, żądzy wiedzy i miłości bożej, której został pozbawiony. „Lasher” odpowiada na każde pytanie związane z tytułowym bohaterem. Poznałam wreszcie historię ducha, bardziej niestety niż bym chciała – a rozpoczyna się ona właśnie na stronie 295 drugiego tomu, kiedy to następuje najbardziej nielogiczny i niewiarygodny zwrot akcji, z jakim się kiedykolwiek spotkałam. Od tego momentu Rice daje upust religijnemu fanatyzmowi, osiągając w tej mierze poziom ostatnich części kronik wampirzych. Chociaż zarówno w pierwszym, jak i w drugim tomie „Lashera”, a także w „Godzinie czarownic” pojawiają się liczne aluzje do Pisma Świętego i tradycji chrześcijańskiej, niejednokrotnie zaskakujące pozytywnie przewrotnością pisarki i jej umiejętnością gry z Pismem Świętym, to od strony 295 jej interpretacja losów Lashera staje się nieprzyswajalna. Horror zmienia się w bajkę, w bujdę na resorach nawet, i ostatnie sto stron czytałam z ogromnym trudem. Byłam w stanie przyjąć do wiadomości rewelacje rodem z powieści science fiction, według których Lasher miał być zagubioną częścią łańcucha ludzkiej ewolucji, która rozwinęła się niezależnie, ale „prawdziwa” historia tej postaci to już tylko mistyczne bzdury.
Co ciekawe, „Lasher” sprawia wrażenie zamkniętej całości dopełniającej fabułę „Godziny czarownic”, nawet z niedokończonymi istotnymi wątkami, które moim zdaniem mogłyby stanowić idealne zakończenie, pozostawiające czytelnika w zawieszeniu i niepewności. „Taltos” jest więc jedynie naciągniętym, wydłużonym zakończeniem, ale nawet świadomość tego faktu, a także moje poirytowanie rozwiązaniem tajemnicy Lashera i męcząca strona religijna nie sprawiły, że zrezygnowałam z poznania całej historii. To istne szaleństwo, ale zamierzam skończyć cykl i ponownie przeczytać „Taltosa”.



Autor: Anna "Eruana" Zasadzka
Dodano: 2011-09-29 21:16:38
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS