NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Cook, Glen - "Kroniki Czarnej Kompanii"
Wydawnictwo: Rebis
Cykl: Czarna Kompania
Tytuł oryginału: The Black Company, Shadows Linger, The White Rose
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski, Beata Jankowska-Rosadzińska
Data wydania: Listopad 2009
ISBN: 978-83-7510-467-7
Oprawa: broszura szyta ze skrzydełkami
Format: 150×225mm
Liczba stron: 920
Cena: 49,90
Tom cyklu: 1



Cook, Glen - "Kroniki Czarnej Kompanii"

Podjęcie decyzji o ponownym wydaniu książek opowiadających o losach Czarnej Kompanii było na pewno trudną decyzją. Obecnie w fantastyce rządzą inne trendy, niż te, którymi kierował się Glen Cook podczas tworzenia cyklu. Mimo że Czarna Kompania ma już dobre trzydzieści lat istnienia za sobą, nic nie wskazuje na to, aby straciła swój młodzieńczy wigor!
Pierwsze skojarzenie, jakie nasuwa się po lekturze „Czarnej Kompanii” to dużo młodsza twórczość polskiego autora, Roberta M. Wegnera. Jego „Opowieści z...” niewątpliwie były w pewnym stopniu oparte na przygodach hordy najemników pod wodzą Kapitana. Niestety, Glen Cook postanowił stworzyć kompanię najemników z dużym rozmachem. O ile u Wegnera czuć więź, która istnieje pomiędzy ludźmi generała Laskolnyka, o tyle trudno mówić o poczuciu jedności w „Czarnej Kompanii”. Owszem, na pierwszym planie przewija się kilkanaście postaci, między którymi istnieje rzeczywiście jakieś braterstwo. Natomiast reszta najemników stanowi tylko tło dla fabuły.
Nie da się jednak ukryć, że główni bohaterowie odwzorowani są wręcz wzorowo. Podczas lektury niejeden raz poznajemy ich tajemnice i słabości, co tylko dodaje im człowieczeństwa. Najlepszym tego przykładem jest chyba Kruk. Wstępuje on do Kompanii w dość tajemniczych i makabrycznych okolicznościach. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że ma wiele na sumieniu, jednak bieg wydarzeń odwraca zbrodnie Kruka ku jego rzekomym ofiarom. Kiedy przyjrzymy się bohaterom bliżej, może nawet uśmiechniemy się pod nosem. Chyba każdy polubi Goblina i Jednookiego, dwóch magów, którzy wręcz prześcigają się w tworzeniu magicznych złośliwości.
Książce zdecydowanie nie można odmówić dynamizmu. Odnalezienie jakiejkolwiek statyczności przyjdzie czytelnikowi z trudem – wszystko gna z ogromną prędkością. Niekiedy wydarzenia następują po sobie tak szybko, że trzeba składać wszystko w jedną logiczną całość; czytelnik nawet nie zdoła zauważyć „okresu przejściowego” między jednym zdarzeniem a drugim.
O ile język powieści jest naprawdę porządny i wzniosły, o tyle fabuła momentami zdaje się być wzniosła aż do granic absurdu. Nie przeszkadza to jednak w lekturze, której jest zresztą sporo. Podsumowując, mimo pewnych zastrzeżeń, uważam powrót „Czarnej Kompanii” za udany i pokazanie jej współczesnemu czytelnikowi fantastyki było strzałem w dziesiątkę.


Autor: Dawid "Fenrir" Wiktorski
Dodano: 2011-04-17 23:57:46
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

kompan - 21:29 18-04-2011
Mialem nic nie pisac. Naprawde. Stwierdzilem, ze nie ma sensu tak jak i nie ma sensu czytac tej pseudorecenzji. Nie chce mi sie wyliczac dziwnych i wznioslych, az do granic absurdu zdan. Sugerowalbym tylko przymrozenie oka na to co powyzej i branie w ciemno wszystkich trzech tomow ze wznowieniem (czwarty w drodze).
I nie, to nie jest drugi Wegner, to nie jest drugi Erikson i drugie cokolwiek tam teraz mlodziez czyta.
To jest po prostu tysiac razy lepsze, bo bylo chociazby pierwsze.
Z powazaniem. K.

historyk - 22:00 18-04-2011
Dejwidzie, nadużywasz zaimków

Glaeken - 10:02 24-07-2012
Jestem świeżo po lekturze "potrójnej trylogii" Robin Hobb po której od razu sięgnąłem po Cooka, dotychczas zupełnie go nie znałem. Różnica pomiędzy stylem pisarskim Hobb a Cooka jest gigantyczna!
Liczyłem na dobrą recenzję książki ale niestety tym razem mocno rozczarowałem się :/

Falcon64 - 02:23 01-08-2012
Od długiego czasu przymierzałem się do przeczytania tego "dzieła", które stało cierpliwie w kolejce...
Pewnie bym zmilczał tę lekturę, jednak czytając liczne pozytywne recenzje i wypowiedzi na różnych łamach i forach, nie wytrzymałem, postanawiając dorzucić swoje "3 grosze". Zacznę od tego, że odnoszę wrażenie, iż czytałem zupełnie inną książkę.
Tylko tytuł powieści oraz imię i nazwisko autora brzmią tak samo, ale to chyba zbieg okoliczności ;-).
To co wyprawia ze słowem pisanym Pan Cook przeszło moje wyobrażenie. A jest co skomentować. Bohaterowie zarysowani mniej więcej tak, jak Mickey i Donald; nic więcej nie dodam w tej materii, bo szkoda słów. Opisów praktycznie nie uświadczysz - przykład: wielka bitwa została przedstawiona mniej więcej w następujący sposób: "Bitwa była krwawa. Tysiące poległy" (cytuję z pamięci, nie jest to chyba dosłowne, ale oddaje sens, a przede wszystkim daje wyobrażenie o objętości opisu). Prawda, że oddaje klimat powieści? ;-)
Na podobnym poziomie są dialogi: zwykle nie wykraczają poza przekazanie polecenia lub innej równie lakonicznej informacji. W taki mniej więcej sposób rozmawiają przedszkolaki, choć przekazują sobie odmienne treści. Akcja jest, oczywiście, prowadzona liniowo. Przy tym Autor wprowadza sytuacje i postaci niekiedy zupełnie zbędne, występujące tylko w danej scenie; później je porzuca (zapomina?), w związku z czym nie odgrywają one w fabule praktycznie żadnej roli. Znowu mogę przytoczyć przykład: w którymś momencie opisana jest bitwa (nie ta, o której wspomniałem wyżej, opis tej drugiej rozciągnięty był na co najmniej kilkanaście zdań!); w pewnej chwili, nie wiadomo skąd ani po co, pojawili się jacyś giganci (!). O ile pamiętam, wspomniani byli tylko w tym jednym zdaniu w całej powieści...
Reasumując kwestię fabuły: jest ona rwana, lakoniczna (sceny nie mają odpowiedniego rozwinięcia i zakończenia), często brakuje Autorowi konsekwencji. Czytając odnosiłem wrażenie, że tworzyło ją kilku dziesięciolatków, z których każdy wymyślał i opowiadał (tzw. własnymi słowami) jakąś scenę, przy czym nikt nie koordynował całości. W pewnym momencie, podczas czytania, nie wytrzymałem i pokazałem dłuższe fragmenty jednemu z moich domowników. Po przeczytaniu usłyszałem śmiech i komentarz: "przypomina mi to gry RPG, które swego czasu zajmowały nam dłuuugie wieczory; problem tej książki polega na tym, że fabuła i narracja reprezentuje poziom podstawówki, bo w gimnazjum, to już była zupełnie inna bajka". Myślę, że to może być niezłe podsumowanie całości. Do tego dorzucę kilka uwag o słownictwie: jeśli mówimy nie o współczesnej s-f, ale o klasycznej fantasy, to posługiwanie się przez prostego żołdaka-najemnika, a zarazem zarazem głównego bohatera i narratora jednostkami systemu metrycznego (odległości podawane wyłącznie w kilometrach, metrach i centymetrach), czynienie uwag, że skoczył mu poziom adrenaliny, albo że morale żołnierzy rosło wykładniczo, wzbudzało śmiech tylko na początku, później już tylko litość. Nawiasem mówiąc, ten wzrost morale nastąpił po sromotnie przegranej bitwie i wielodniowym wykańczającym marszu o głodzie i - dosłownie - chłodzie - bo przy silnym mrozie i śnieżycach nie wolno było rozpalać ognisk.
Książka jest typowym przykładem grafomanii i jej opublikowanie uważałbym za nieporozumienie, gdyby nie to, że... znajduje ona czytelników. Podobno była ulubioną lekturą wojaków amerykańskich podczas wojny z Saddamem. Nie dziwi mnie to, bo tematyka dla nich odpowiednia (porusza bądź co bądź sprawy wojskowej codzienności), a na poziom pisarstwa pewnie chłopaki nie zwracali uwagi, niekoniecznie ze względu na ich przeciętny poziom IQ, ale dlatego, że grając w karty i balangując z Jackiem Danielsem po męczącej służbie ceni się raczej inne wartości...

nosiwoda - 09:31 01-08-2012
#notsureiftroll

Większość z tego, co uważasz za wady (postacie epizodyczne, lakoniczność, brak "epickości" i udawania, że to średniowiecze) uznaję za zalety prozy Cooka. Wydaje mi się, że chciałeś klasycznej fantasy, z mieczami, czarodziejami w wysokich czapach i dziesięciostronicowymi opisami potyczek i bitew, z których główni bohaterowie zawsze wychodzą zwycięsko. Cóż. Pomyliłeś lektury, nie zrozumiałeś tego, co czytasz, zaślepiony błędnymi założeniami. Ale to nie wina Cooka.
Cook pisze o najemnikach, dla których wielka bitwa, w której poległy tysiące, jest tylko tym właśnie - wpisem w Kronikach Czarnej Kompanii. Po prostu kolejny dzień w pracy. Stąd "Bitwa była wielka, tysiące poległy". To nie Howard ani Eddings, to proza bliżej Sapkowskiego. Spróbuj zwrócić Sapkowskiemu uwagę, że wygnane księżniczki nie nosiły batystowych majtek albo że magiczka nie ma prawa użyć słowa ekologia (dramatyczna wymowa tego zdania jest znacznie umniejszona faktem, że Sapkowski na takie kwestie odpowiadał 20 lat temu, więc zostaniesz zlany wielkim "meh").
Bohaterowie są tu opisywani przez swe czyny, nie potrzebują dwustronicowych opisów w stylu wielce epickiej fantasy Jordana, w której sam kolor rękawiczek Randa al'Thora to trzy przymiotniki, w każdym tomie na nowo przytaczane. Cook potrafi zarysować postaci pomimo oszczędności w słowach. Jednooki, Goblin, Kapitan, Milczek, Kruk - to są bohaterowie z historią, a jeśli faktycznie przypominają Ci Mickeya i Donalda, to zbyt często oglądasz Disney Junior ("chcecie odwiedzić mój klubik?").
"zwykle nie wykraczają poza przekazanie polecenia lub innej równie lakonicznej informacji. W taki mniej więcej sposób rozmawiają przedszkolaki" - patrz, niby coś wiesz, a nie rozumiesz, mimo że potem piszesz "prostego żołdaka-najemnika", "Podobno była ulubioną lekturą wojaków amerykańskich". Przecież Czarna Kompania to są żołnierze, niekoniecznie prości, ale żołdacy, najemnicy, często przedstawiani właśnie w sytuacji walki, rozpoznania, ucieczki. W takich sytuacjach właśnie "przekazują polecenia lub inne równie lakoniczne informacje". To dość prosta konstatacja, a jednak Ci umknęła.
"Czytając odnosiłem wrażenie, że tworzyło ją kilku dziesięciolatków, z których każdy wymyślał i opowiadał (tzw. własnymi słowami) jakąś scenę, przy czym nikt nie koordynował całości" - a to świadczy o tym, że nie przeczytałeś całości i rzucasz puste zarzuty w stylu "często brakuje Autorowi konsekwencji".

Nie trafiłeś z lekturą - trudno. Mogę jedynie polecić powrót do Goodkinda i Jordana. Tam lakoniczności na pewno nie napotkasz.

Glaeken - 11:48 08-08-2012
Po ponad 200 stronach zdecydowanie bardziej zgadzam się z zarzutami Falcona64. Często łapie się na tym, że tracę wątek powieści i muszę wracać do poprzednich stron w poszukiwaniu odpowiedniego opisu... i za każdym razem nic nie znajduję.
Może jeszcze przyzwyczaję się do tego stylu... poczytamy - zobaczymy :)

historyk - 19:23 10-08-2012
Falcon64 pisze:Do tego dorzucę kilka uwag o słownictwie: jeśli mówimy nie o współczesnej s-f, ale o klasycznej fantasy, to posługiwanie się przez prostego żołdaka-najemnika, a zarazem zarazem głównego bohatera i narratora jednostkami systemu metrycznego (odległości podawane wyłącznie w kilometrach, metrach i centymetrach), czynienie uwag, że skoczył mu poziom adrenaliny, albo że morale żołnierzy rosło wykładniczo, wzbudzało śmiech tylko na początku, później już tylko litość.

Przyznam, ze nie ogarniam tych zarzutów. Możesz jakoś rozwinąć o co Ci biega? O ile dobrze pamiętam, to podobne zarzuty czytałem w recenzji Karburatora, Wibratora czy Predatora (takie mieli fifne "nicki") w NF. Wyglądało to mniej więcej tak:"Przecież wówczas takiego słownictwa nie używano". Aż się prosiło o pytanie: Wówczas czyli kiedy?

nosiwoda pisze:Nie trafiłeś z lekturą - trudno. Mogę jedynie polecić powrót do Goodkinda i Jordana. Tam lakoniczności na pewno nie napotkasz.

Otóż to:)

Falcon64 - 00:11 12-08-2012
-> historyk
Dokładnie tak: "wówczas takiego słownictwa nie używano" i to chodzi. System metryczny wynaleziono mniej więcej w czasie rewolucji francuskiej, a wprowadzono jeszcze później i do rzeczywistości fantasy po prostu nie pasuje; na tej samej zasadzie nie należy (IMO) w tym gatunku literackim mówić o funkcji wykładniczej, rachunku różniczkowym, procesorach Pentium, akceleratorach cząstek elementarnych i kilku innych rzeczach... Moim zdaniem to nie te realia i nie ten klimat. Jeśli komuś to odpowiada, to niech się zachwyca stylem G. Cooka i jemu podobnych. Jego prawo, a mi nic do tego; wyraziłem tylko swoją opinię...

-> nosiwoda
Twoje przytyki, uwagi na temat niezrozumienia lektury, klubiku Disneya itp. są, delikatnie ujmując, nie na miejscu (potraktuj to jako napomknienie starszego kolegi, który czytał fantastykę na długo przed Twoim przyjściem na świat).
A co do stosowanego przez autora języka...
Jeśli jego prymitywizm ktoś uważa za zaletę... no cóż... ma do tego prawo. Ja uważam, że jeśli książka sprawia wrażenie pisanej przez dwunastolatka, jeśli fabuła po prostu nie wciąga i czytelnik marzy o jak najszybszym dobrnięciu do końca, jeśli autor nie potrafi stworzyć atmosfery, ani napięcia, nie potrafi zaciekawić losami bohaterów, a styl opowieści wzbudza wesołość i to nie w miejscach, w których zaplanował to autor, to taką książkę ja nazywam przykładem grafomanii. Jeśli ktoś chce poczytać coś dobrze napisanego (w tym gatunku), niech lepiej sięgnie do Williamsa, czy Kay'a, a nawet autorów młodszego pokolenia, niedawnych debiutantów, takich jak Abercrombie, czy Rothfuss. Zapewniam, że przyjemniej spędzi czas, a przy tym sześćset stron w wydaniu każdego z tych autorów minie szybciej niż dwieście spłodzonych przez G. Cooka.

historyk - 11:30 12-08-2012
Falcon64 pisze:-> historyk
Dokładnie tak: "wówczas takiego słownictwa nie używano" i to chodzi. System metryczny wynaleziono mniej więcej w czasie rewolucji francuskiej, a wprowadzono jeszcze później i do rzeczywistości fantasy po prostu nie pasuje

Raz zadałem Ci pytanie: wówczas czyli kiedy? No kiedy to było, gdy wieloryby latały? A to, że Tobie to nie pasuje... no to jeszcze nie wyrwałeś się z okowów Conana i Hobbita. Widocznie trafia w Twój gust wyłącznie fantasy quasi średniowieczne. Tylko widzisz nie ma czegoś takiego jak fantasy w 100% zgodne z realiami wieków średnich. Zresztą już widzę jak oburzyłyby Cię np. książki Zelaznego, w których bohaterowie palą papierosy, albo Sapkowskiego, u którego bohaterowie dyskutują o genetyce i ekologii... Ale nie masz co odradzać Czarnej Kompanii, bo to jest świetna książka, tylko nie dla Ciebie.

Shadowmage - 11:50 12-08-2012
Dla mnie też nie. Jedno z największych rozczarowań. Przede wszystkim irytował ten "suchy" język - nie żołnierski czy lakoniczny, ale po prostu ograniczony. Autor nie potrafił także wyrobić u mnie żadnego zaangażowania emocjonalnego. I proszę mnie do Goodkinda nie odsyłać, bo to jeszcze większe gie :P

Ale z "Czarną Kompanią" to trochę tak jest: czytelnicy dzielą się na wielkich fanów i przeciwników, chyba nie spotkałem nikogo, kto nie ma jakiś skrajnych poglądów.

A dyskusja co powinno być w fantasy, a co nie, przetaczała się już wielokrotnie. Argumenty na jedną, jak i drugą stronę są, ale tak naprawdę liczą się gusta.

Falcon64 - 12:17 12-08-2012
- > historyk
żeby nie przedłużać bezproduktywnie wątku, dodam tylko: książkowe realia, choćby uzbrojenie wojaków Czarnej Kompanii, wskazują jednoznacznie, że bliżej im do quasiśredniowiecza, czy quasistarożytności niż quasidwudziestowieczności; to są sugestie Autora, nie moje, a zatem anachronizmy (ten z używaniem systemu metrycznego i inne) są błędami (niekonsekwencjami, niedoróbkami - zwijmy to jak chcemy) tegoż, a nie moim wymysłem...
Co do Sapkowskiego, to nie będę się wypowiadał o fabule, bo jej nie znam; ważne jest natomiast kto, w jaki sposób, na jakim poziomie i z użyciem jakiego słownictwa dyskutuje tam o genetyce i ekologii. Jeśli sugeruje się tam znajomość współczesnej technologii i terminologii, to jest to oczywiście niewybaczalny anachronizm. Podejrzewam jednak, że nie tak się to na kartach powieści odbywa, bo Sapkowski by (chyba) sobie na coś takiego nie pozwolił.

historyk - 14:10 12-08-2012
Falcon64
sorry, ale powinieneś zostać przy fantasy quasi- średniowiecznej, bo nie potrafisz się do końca oderwać od realiów naszego świata. A dyskutowanie co jest anachronizmem i do tego niewybaczalnym w światach nie będących naszym światem, wybacz, ale uważam za idiotyczne. Za jeszcze bardziej idiotyczne ocenianie przez takie okulary powieści i ich autorów. A naszym świecie kolejność była taka: najpierw broń palna, potem system metryczny; w innym świecie wcale nie musi być identycznie (zresztą skąd wiesz, że nie jest to np. świat, który po wieku atomu na powrót stoczył się - w wyniku jakiejś "apokalipsy" - do poziomu miecza i pałki?).

Wiec zostań przy fantasy quasi-średniowiecznym, bo jak widać inne nie jest pisane dla takich czytelników jak Ty. Ale na nieistniejącego Boga, oszczędź już mi swoich wynurzeń w sprawie anachronizmów itp.

Polecam Ci ten felieton Sapkowskiego (nieznajomość jego książek już dowodzi, że oblatany to Ty w literaturze fantasy nie jesteś...):
http://sapkowski.pl/modules.php?name=Ne ... le&sid=205
tam masz godziwie obśmiane pretensje o "anachronizm", które tu podnosisz.

Falcon64 - 15:12 12-08-2012
- > historyk
moim zdaniem właśnie system metryczny jest wskazówką (tutaj może niezamierzoną), że mówimy o realiach naszego świata (i do tego współczesnego); w żadnych innych realiach kulturowych i historycznych takie miary nie zostały wprowadzone, bo odnoszą się do konkretnych wielkości, zdefiniowanych w konkretnym miejscu i czasie. Co innego np. stopy, łokcie, czy mile, które są wielkościami bardziej uniwersalnymi, bo i naturalnymi (zwłaszcza pierwsze z nich). Dlatego też spotyka się je w różnych kulturach i w różnym czasie. W przeliczeniu na jednostki SI mogą być one różnie definiowane...
A co do znajomości prozy ikony polskiej fantasy...
po pierwsze: nie powiedziałem, że Sapkowski jest mi obcy, ale jedynie to, że nie przypominam sobie fabuły, w której mowa o rzeczach, które wspomniałeś...
po drugie: czytałem "Wiedźmina" jeszcze w czasie pierwszych wydań książek, co dla Ciebie, historyku, jest prawdopodobnie czasem niemal równie odległym, jak średniowiecze ;-)
po trzecie: nie uważam, że nawet nieznajomość prac Sapkowskiego (gdyby tak w istocie było) mogłaby kogoś dyskwalifikować w materii obeznania z gatunkiem ("nieznajomość jego książek już dowodzi, że oblatany to Ty w literaturze fantasy nie jesteś...").
Szanowny historyku, Ty pozostań przy swoich inspiracjach (może to być choćby i Wiedźmin, Harry Potter, Zmierzch, czy Czarna Kompania, mnie nic do tego), a ja pozostanę przy swoich. Przyjmijmy, że de gustibus non est disputandum i na tym zakończmy spór, bo robi się jałowy i każdy z nas i tak pozostanie przy swoim stanowisku...
Ja tylko wyraziłem swoją opinię, że Pan Cook ma raczej blade pojęcie o pisaniu powieści i na kilku przykładach (nie roszcząc sobie pretensji do wyczerpania tematu) starałem się to uzasadnić. A anachronizmy to tylko jeden z wielu, wcale nie największego kalibru, zarzutów pod adresem "Czarnej Kompanii".

historyk - 16:22 12-08-2012
[quote="Falcon64"]
Wybacz,ale Twoje dziecinne dosrywajki nie robią na mnie wrażenia; chyba musisz się bardziej postarać. I nie mam ochoty na kontynuowanie dyskusji z kimś,kto:
1. Wie jakie wówczas systemy miar panowały, chociaż nie wie kiedy owo "wówczas" było.
2. Wie lepiej niż autor, jak tenże książkę napisać powinien.

Dla mnie to co wypisujesz jest zwyczajnie śmieszne. Najlepiej po prostu przyjmij do wiadomości, że to nie jest książka dla Ciebie, podobnie jak 99% fantasy, bo w każdym masz "anachronizmy".

Co do tego:
Code: Zaznacz cały
system metryczny jest wskazówką (tutaj może niezamierzoną), że mówimy o realiach naszego świata

to jest dopiero przezabawne, bo identyczną wskazówką są - przytaczane juz tu przeze mnie i innych userów w innym wątku - słowa: panika, cynizm, stoicki spokój, mandarynki, król, cesarz, rycerz (od niemieckiego ritter-jeździec) itd. itp.Oczywiście, że można podjąć próbę wyeliminowania takowego słownictwa. Przykładowo zdanie: Król zachował stoicki spokój przegryzając mandarynkę, za to jego rycerze wpadli w panikę można - eliminując anachronizmy i wprowadzając neologizmy - zapisać jako: Umdziaumdzia zachował babuko przegryzając mniammniam za to jego cimciurumcie wpadli w jachcidrachci. I życzę Ci przyjemności z takowej lektury. Domaganie się by w fantastycznych światach nie było takowych "anachronizmów"jest śmieszne, dziwaczne i tak szczerze - głupie.

I tak jeszcze - znowu wybacz szczerość - dyskusja z takim czepiaczem, to przyjemność porównywalna z robieniem kupy w pokrzywach, wiec chyba już nie będę reagował na Twoje posty:)


ps.
A Wiedźmina czytałem jeszcze w Fantastyce, a więc przed wydaniami książkowymi, więc chcąc dosrać mi, dosraleś sobie. Pocieszne. :)

Falcon64 - 17:00 12-08-2012
Niezrozumienie czegoś tak oczywistego, jak różnica między metrem a np. łokciem nie jest Twoją winą. Od dawna nasz system szkolnictwa jest krytykowany za to, że nie uczy, jak rozwiązywać testy, a nie jak czytać ze zrozumieniem, myśleć i wyciągać wnioski...
A co do czepialstwa, to nie będę więcej przywoływał Twoich własnych słów, żeby je zilustrować. Nie będę też komentował tego co lubisz lub nie lubisz robić w pokrzywach, bom za stary na takie przekomarzanie.
Opinię o książce wyraziłem i nie jestem w niej odosobniony (vide wypowiedź Shadowmage). Książkę nie tylko trzeba napisać, ale trzeba to zrobić tak, by dało się ją czytać; jeśli Tobie sprawia ona przyjemność, to spełniła swoją rolę, a ja sięgnę po inne pozycje (także z tego gatunku).

Falcon64 - 17:02 12-08-2012
ps. mam pierwsze roczniki Fantastyki jeszcze w piwnicy (od pierwszego numeru włącznie!), przy czym kupowałem prenumerowałem je sam, a nie dostałem w spadku...

historyk - 17:14 12-08-2012
Tak Falcon, masz rację (trzeba jak widzę Ci ją przyznać, bo inaczej ta żenada będzie się ciągnąć w nieskończoność). Nie wiem co chcialeś udowodnić pisaniem o łokciu i metrze, ale nie, nie, plissss, nie tłumacz mi tego, bo zaprawdę nie jestem ciekaw dalszych wywodów o tym jaki system miar winni stosować bohaterowie Czarnej Kompanii. Cóż, mam kolegę, który cukier w herbacie zawsze miesza w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Ot takie dziwactwo. Inni mogą mieć np. dziwactwo związane z systemem metrycznym w fantasy...

Masz jeszcze inne tego typu dziwactwa, może związane z bielizną osobistą, albo techniką dłubania w nosie właściwą dla bohaterów fantasy? Tak pytam, bo nie wiem czy szukać opcji "ignoruj użytkownika", coby więcej takich głupot nie czytać.

AM - 18:56 12-08-2012
Falcon64 pisze:-> historyk
Dokładnie tak: "wówczas takiego słownictwa nie używano" i to chodzi. System metryczny wynaleziono mniej więcej w czasie rewolucji francuskiej, a wprowadzono jeszcze później i do rzeczywistości fantasy po prostu nie pasuje;


U Cooka nie ma systemu metrycznego, pojawia się tylko w przekładzie.

Falcon64 - 19:45 12-08-2012
- > AM
Dziękuję za sprostowanie. Wszak przerzucenie (IMO) błędu na tłumacza niewiele pomaga samej książce, która jest po prostu (IMO) nudna (co do akcji) i niestrawna (co do stylu). Kwestia anachronizmów była tylko osią toczonego wyżej sporu, nie zaś meritum...

nosiwoda - 10:37 13-08-2012
Twoje przytyki, uwagi na temat niezrozumienia lektury, klubiku Disneya itp. są, delikatnie ujmując, nie na miejscu (potraktuj to jako napomknienie starszego kolegi, który czytał fantastykę na długo przed Twoim przyjściem na świat).
ORLY? To kto napisał:
Bohaterowie zarysowani mniej więcej tak, jak Mickey i Donald (bez obrazy dla słynnego autora kreskówek)
? Uwagi o niezrozumieniu lektury są bardzo na miejscu - wszak odwołuję się do tego, co sam tutaj właśnie napisałeś po lekturze Czarnej Kompanii.

Można to tylko skwitować: stary, a głupi, skoro uważa, że wiek automatycznie stawia go na wyższej pozycji Mędrca i uprawnia do pouczania ludzi, o których wieku i doświadczeniu czytelniczym nie wie nic. Argument "jestem starszy, więc STFU" dyskwalifikuje w dyskusji. Potraktuj to jako napomnienie kolegi, którego wiek nie ma nic do rzeczy.

Mały_czołg - 12:07 13-08-2012
Oko mi pękło.
Zwyczajną niekompatybilność estetyczną argumentować Obiektywnymi Niedostatkami Autora FANTASY.

Teraz widziałem już wszystko.

Falcon64 - 14:02 13-08-2012
- > nosiwoda
nikomu nie ubliżałem, tak jak Ty to robisz...
nikomu nie zabraniałem delektować się Cookiem, widzę jednak, że mi nie wolno mieć uwag krytycznych...
co do klubiku Donalda - wymieniłem to imię w innym kontekście, on klubiku natomiast, nie ja pierwszy pisałem...
"to proza bliżej Sapkowskiego" - no nieeeee...
to co nazywasz brakiem epickości jest zwykłą nieudolnością,przeczytaj więcej książek, to się połapiesz o co chodzi; nazwałbym to "stylem uczniowskim"
widać, że niektórym z forumowiczów potrzebna bywa odsiecz kolegów, skoro argumentów brak...

Falcon64 - 14:37 13-08-2012
- > jeszcze zdanie do historyka...
Wyjaśnię w bardziej jeszcze zrozumiały (mam nadzieję) sposób kwestię anachronizmów, z których się nabijasz. Wymienione przez Ciebie słowa (panika, cynizm, stoicki spokój, mandarynki, król, cesarz, rycerz) nie są anachronizmami, bo odnoszą się do określonych pojęć. I tak: jeśli w jakiejkolwiek rzeczywistości, także dowolnym neverlandzie, istnieje władca, to takie pojęcie określa się jakiś słowem, które my tłumaczymy jako król, Anglicy jako king itp. Ważne, że pojęcie jako takie istnieje, a użyte w naszym języku słowo jest tylko tłumaczeniem. jeśli istnieje owoc drzewa mandarynkowego (chyba, że mówisz córkach chińskiego dostojnika, to co innego ;-) to taki owoc jest jakoś tam nazywany po ichniejszemu, a my to słowo tłumaczymy jako mandarynka. To samo dotyczy wymienionych wyżej postaw itp. Nie ma to nic wspólnego z anachronizmami. Ale słowo "metr"nie jest tłumaczeniem! To pojęcie oznaczające bardzo precyzyjną jednostkę (jest nawet coś takiego jak wzorzec, o czym w szkole pewnie słyszałeś) i występuje TYLKO w naszej rzeczywistości. Być może pomyliłeś wspominany przeze mnie system metryczny z dziesiętnym, a to dwie różne sprawy. System dziesiętny jest naturalny, można założyć, że w większości światów, w których ludzie mają po pięć palców u rąk (i po dwie ręce). Gdyby mieli po cztery palce, bardziej naturalny byłby system ósemkowy.
Poza tym jest jeszcze kwestia narratora. Co innego możemy uznać za anachronizm, jeśli narrator jest osobą trzecią, obserwującą i relacjonującą wydarzenia jakby z lotu ptaka - wówczas użyte słowo obce powieściowej rzeczywistości nie musi razić. Jeśli jednak narrator jest jednocześnie bohaterem powieści, to jego słownictwo nie może się kłócić z obrazem określonego świata, a nawet z poziomem intelektualnym narratora. Dlatego niektóre słowa użyte przez bohatera powieści odbieram jako zgrzyt (bo w określonej rzeczywistości nie mógł się on z konkretnymi pojęciami i terminami zetknąć).

Mały_czołg - 15:21 13-08-2012
Falcon64 pisze:Wymienione przez Ciebie słowa (panika, cynizm, stoicki spokój, mandarynki, król, cesarz, rycerz) nie są anachronizmami, bo odnoszą się do określonych pojęć(...)

Ty jesteś pewien, że wiesz co to znaczy "anachronizm"?

Falcon64 - 15:25 13-08-2012
- > Mały czołgu, spójrz na wymianę zdań w kontekście całościowym; posługiwanie się określonymi pojęciami przez bohaterów w czasie (a przy okazji także miejscu), w którym nie mogły być znane, jest anachronizmem...

Falcon64 - 15:27 13-08-2012
PS. nie wiem, czemu mnie wywołujesz i skłaniasz do tłumaczenia prostych pojęć - wystarczy zajrzeć do słownika...

Mały_czołg - 15:31 13-08-2012
Falcon64 pisze:PS. nie wiem, czemu mnie wywołujesz i skłaniasz do tłumaczenia prostych pojęć - wystarczy zajrzeć do słownika...

Because someone's wrong on the internet.

nosiwoda - 16:39 13-08-2012
Falcon64 pisze:PS. nie wiem, czemu mnie wywołujesz i skłaniasz do tłumaczenia prostych pojęć - wystarczy zajrzeć do słownika...
To dlaczego nie zajrzysz?
Ale słowo "metr"nie jest tłumaczeniem! To pojęcie oznaczające bardzo precyzyjną jednostkę (jest nawet coś takiego jak wzorzec, o czym w szkole pewnie słyszałeś) i występuje TYLKO w naszej rzeczywistości.

U Cooka nie ma systemu metrycznego, pojawia się tylko w przekładzie.
A podobno zrozumiałeś, że w książce Cooka nie ma metrów, że pojawiają się - uwaga, uwaga! - w TŁUMACZENIU.
"Metr" jest takim samym tłumaczeniem pojęcia, jak "mandarynka", "król", "rycerz" czy "ekologia". O anachronizmie nie może być mowy.
nikomu nie ubliżałem, tak jak Ty to robisz...
(...)przeczytaj więcej książek, to się połapiesz o co chodzi
Nie, zupełnie nie ubliżasz, lelijo przeczysta, starcze mądry a prawy.

Może Ci się nie podobać proza Cooka, możesz wyrażać krytykę, ale na litość Ahuramazdy, trzymaj się tego, że "mi się nie podoba", a nie próbuj znaleźć quasi-obiektywne podstawy swego widzimisię. Bo przegrywasz. Dołóż do tego swoje "jestem starszy" i poległeś na całej linii.

Falcon64 - 16:50 13-08-2012
Ręce opadają... dzisiejsza młodzież nie jest w stanie zrozumieć prostego wyjaśnienia...
wytłumacz zatem:
- jakiego pojęcia tłumaczeniem jest słowo "metr" i w jakich innych rzeczywistościach ono wystepuje
- co Twoim zdaniem oznacza anachronizm

Falcon64 - 16:53 13-08-2012
PS. i po co mi ciągle z tym wiekiem wyjeżdżasz, czy to rezultat jakiegoś kompleksu? (nie musisz odpowiadać, tylko przestań wyjeżdżać)

Falcon64 - 17:39 13-08-2012
Jeszcze jeden przykład, który może się przyczynić do zrozumienia, czym jest anachronizm, a czym nie. Otóż, historyk powyżej wspomniał o Zelaznym i papierosach. Faktycznie, były papierosy, a nawet, o ile pamiętam, narkotyki. Czy to anachronizm? Niekoniecznie, a w świecie Amberu, wykreowanym przez Zelaznego - zdecydowanie nie. Ale gdyby bohater palił np. Camele, to (pomijając możliwą w literaturze sytuację, gdy jego świat przenika się z naszym), byłoby to coś w rodzaju anachronizmu. Świadomie nie mówię "anachronizm" tylko "coś w rodzaju anachronizmu" albo "coś analogicznego do pojęcia...", żeby czepialscy zaraz nie wytknęli mi nieznajomości źródłosłowu. Tak, termin ten należy wiązać z czasem, ale w omawianym temacie można go (analogia) rozszerzyć na inne światy, inne wymiary itp.

AM - 21:24 13-08-2012
Falcon64

Trochę dziwią mnie twoje wypowiedzi. Na początku nie wczytywałem się w nie zbyt uważnie, więc pomyślałem sobie, że jakiś fan Borgesa, Marqueza i Cortazara przeczytał swoją pierwszą rzecz fantasy i narzeka, bo zamiast literatury dostał towar literaturopodobny. Jednak nie, czytujesz fantasy, więc teoria upadła. Do czego zmierzam? Po prostu zastanawiam się czy należysz do nielicznych szczęśliwców, którzy przeczytali tylko te książki, które rzeczywiście warto i nie zdają sobie sprawy, jak wygląda reszta gatunku? Bo... Bo na tle większości innych autorów fantasy Cook jest mistrzem, niedoścignionym wzorcem i niezwykłym stylistą :).

Na moment chciałbym jeszcze wrócić do anachronizmów. Począwszy od Tolkiena stosują je niemal wszyscy pisarze fantasy, jedni świadomie, inni nie. Nie uwierzę, że nie zaobserwowałeś tego zjawiska. A poza tym to nie anachronizmy tylko postmodernizm :P.

Falcon64 - 22:11 13-08-2012
AM
Wpadki (tu: anachronizmy) mogą zdarzyć się każdemu autorowi, wszak jest tylko człekiem, który nie jest nieomylny. Ale u jednych są one drobne, rzekłbym, niezauważalne, u innych mogą razić.
U dobrych, wg subiektywnej oceny, pisarzy, jeśli są, to nie przykuwają zwykle mojej uwagi (może ich nie dostrzegam, a może moja tolerancja na takie rzeczy jest nieco zwiększona? - oczywiście proszę potraktować to jako żart, bo grubsza pomyłka zirytowałaby mnie u każdego autora). Proszę jednak zauważyć, że w powyższej wymianie opinii anachronizmy były (początkowo) tematem pobocznym w stosunku do stylu pisarskiego Czarnej Kompanii.

A jeśli chodzi o moją przygodę z fantasy, to rzeczywiście jest ona dość selektywna, nie czytam wszystkiego jak leci; omijam np. takich pisarzy jak Goodkind czy Salvatore (z pewnością coś na tym tracę); są jednak jeszcze inne podgatunki fantastyki do przeczytania i inne gatunki literackie, a oprócz czytania trza nieraz inne rzeczy robić. Nawiasem mówiąc, wychowałem się na książkach Verne'a i Lema, później dopiero pojawił się np. Tolkien, natomiast do wymienionych latynosów nigdy nie miałem dość serca i cierpliwości...

Od teraz będę omijał również Cooka, co dla mnie samego jest zaskoczeniem, bo dopóki leżakował u mnie na półce czekając na swoją kolej, sporo sobie po nim obiecywałem... Ale cóż, recenzje recenzjami, a książki książkami...

I jeszcze zapytanie na koniec: co dziwnego jest w moich wypowiedziach?

historyk - 22:53 13-08-2012
Falcon64 pisze:I jeszcze zapytanie na koniec: co dziwnego jest w moich wypowiedziach?

Niezrozumienie czym fantasy jest. Bo zazwyczaj akcja toczy się w krainie Nigdy-Nigdzie, a nie naszym świecie, więc siłą rzeczy, z definicji nie może być w niej anachronizmów. Tylko to jakoś nie może się do Ciebie przebić.

Falcon64 - 23:09 13-08-2012
"... akcja toczy się w krainie Nigdy-Nigdzie, a nie naszym świecie, więc siłą rzeczy, z definicji nie może być w niej anachronizmów".
Przyznaję: nic a nic z powyższej wypowiedzi nie zrozumiałem.
Właśnie to jest istotą rzeczy: Nigdzie-Nigdzie może być prawie wszędzie ("prawie" - robi różnicę), ale mamy pewność (poza nielicznymi wyjątkami np. przenikających się światów), że nie jest to tu i teraz. Nie pytaj mnie dlaczego tak jest, ale Tolkien, Martin, Williams, Kay, Rothfuss, Abercrombie, Hobb i inni nie umieszczają akcji swoich powieści w dajmy na to Europie XX lub XXI wieku. A jeśli nie jest to nasz świat, to zaimplementowanie w wypowiedzi bohatera powieści pojęcia albo nazwy własnej (nie dowolnego przetłumaczalnego słowa) znanego tylko w naszej rzeczywistości, jest właśnie anachronizmem. Większość nieporozumień w tym temacie wynika właśnie z niedoprecyzowania tego pojęcia...

historyk - 00:01 14-08-2012
Falcon64 pisze:A jeśli nie jest to nasz świat, to zaimplementowanie w wypowiedzi bohatera powieści pojęcia albo nazwy własnej (nie dowolnego przetłumaczalnego słowa) znanego tylko w naszej rzeczywistości, jest właśnie anachronizmem.

Widzisz, tak formalnie rzecz biorąc, to jeśli świat powieści nie ma nic wspólnego z naszym, to purystyczne wyeliminowanie słów, które w tamtym świecie nie mogłyby zaistnieć, doprowadziłoby do powstania dzieła niestrawnego, naszpikowanego neologizmami w stopniu praktycznie uniemożliwiającym lekturę. Do takich słów, które mogą być znane wyłącznie w naszej rzeczywistości zaliczyć trzeba nie tylko metr czy kilometr, ale także milę (co innego stopa, łokieć, bo takowe miary powstałyby pewnie wszędzie tam gdzie byłby jakieś istoty inteligentne-humanoidalne).

nosiwoda - 00:09 14-08-2012
Falcon64 pisze:PS. i po co mi ciągle z tym wiekiem wyjeżdżasz, czy to rezultat jakiegoś kompleksu? (nie musisz odpowiadać, tylko przestań wyjeżdżać)
Nie muszę odpowiadać, ale ktoś powinien Ci przypomnieć, co sam pisałeś - i to jako pierwszy, bez zaczepki "wiekowej". Zacznij od belki we własnym oku, autorze poniższych tekstów:
Falcon64 pisze:(potraktuj to jako napomknienie starszego kolegi, który czytał fantastykę na długo przed Twoim przyjściem na świat)
czytałem "Wiedźmina" jeszcze w czasie pierwszych wydań książek, co dla Ciebie, historyku, jest prawdopodobnie czasem niemal równie odległym, jak średniowiecze
mam pierwsze roczniki Fantastyki jeszcze w piwnicy (od pierwszego numeru włącznie!), przy czym kupowałem prenumerowałem je sam, a nie dostałem w spadku...
dzisiejsza młodzież nie jest w stanie zrozumieć prostego wyjaśnienia...

Zrozum, że argumentem wieku rozmówców i protekcjonalnym podejściem bez wiedzy o nich ośmieszasz siebie i irytujesz innych. Albo masz coś do powiedzenia, albo nie, wiek nie ma tu nic do rzeczy. Mam nadzieję, że piszę to po raz ostatni i wreszcie się przebije.

jakiego pojęcia tłumaczeniem jest słowo "metr" i w jakich innych rzeczywistościach ono wystepuje
Jest tłumaczeniem pojęcia odległości zbliżonej do metra w naszym świecie. Tak samo, jak mandarynka jest tłumaczeniem pojęcia owocu o podobnych właściwościach, co w naszym świecie mandarynka. Rany boskie, przecież to proste. Dlaczego niby miary odległości czy wagi nie miałyby być tłumaczone? Dość powszechną praktyką w tłumaczeniach jest zamiana stóp, łokci, kamieni, werszków, arszynów, li, cokolwiek na znane nam lokalnie miary. To samo dotyczy "tłumaczenia" z nieistniejącego języka nieistniejącej krainy.
I czemu nadal się upierasz przy tych metrach, mimo że Ci AM napisał, że Cook nie pisał o metrach? Argument z chochoła.
W jakich innych rzeczywistościach ono występuje? Ale pamiętasz, że mówimy o fikcji literackiej, prawda? Jeśli masz kanały do innych rzeczywistości, to zazdroszczę, ja tylko o nich czytam. Może zatem napiszesz, w jakich innych rzeczywistościach występuje mandarynka.

http://sjp.pwn.pl/szukaj/anachronizm - wyręczę w poszukiwaniu słownika, oto definicja PWNowska:
anachronizm
1. «to, co jest niezgodne z duchem czasu lub ze stanem wiedzy»
2. «błąd polegający na łączeniu zjawisk lub faktów, które nie mogły się zdarzyć jednocześnie, lub umieszczeniu rzeczy, osoby itp. w niewłaściwej epoce»

Anachronizm jest czymś, co znajduje się w fabule utworu literackiego (historycznego, obyczajowego, w każdym razie NIE fantastycznego) jako coś istniejącego w danym miejscu i czasie, podczas gdy mamy świadectwa, że tego czegoś w danym miejscu i czasie nie było. Przykład: powieść o wojnie secesyjnej, w której w powszechnym użyciu są karabiny maszynowe. Przykład: latające machiny w powieści o starożytnym Sumerze. Przykład: kapitan Cook zapisujący dziennik pokładowy długopisem.
Wszystkie powyższe przykłady przestają być anachronizmami, jeśli zostały umieszczone w powieści fantastycznejdot. naszego świata w wyniku interwencji czynnika fantastycznego (podróżnik w czasie, alternatywna historia, kosmici w Mezopotamii).
Natomiast nie mamy żadnych zapisów "prawdziwej historii" światów wymyślonych, nie ma tam żadnej "właściwej epoki", stąd od samego początku anachronizmami NIE SĄ elementy powieści fantasy (z wyłączeniem urban fantasy, bo to fantasy w naszym świecie, więc ew. zmiany muszą być czymś uzasadnione, np. interwencją faeries), np. batyst w majtkach królewny w Eregnorze, powszechne zbroje płytowe w armii Zasiedmiogórogrodu czy występujące w quasi-średniowiecznym Grynglandzie idee, które w naszym świecie wystąpiły dopiero w XIX w. (np. idea państwa narodowego). To jest QUASI-Średniowiecze, a nie Średniowiecze. "Prawie" robi różnicę. Można się kłócić, czy taki obraz świata jest wewnętrznie spójny, ale to nie ma nic wspólnego z anachronizmami, czyli z odstępstwami od prawidłowej wersji historii. Ten świat Grynglandu, Eregnoru czy Zasiedmiogórogrodu NIE MA ustalonej, "prawidłowej" historii, od której jakiś element byłby odstępstwem, czyli anachronizmem. Ma natomiast wewnętrzną logikę, która może być przekonująca, a może być dziurawa. Wódz quasi-średniowiecznej armii Paciągsikryku piszący długopisem kulkowym rozkaz ataku jest nielogiczny - ale nie jest anachroniczny.

Falcon64 - 00:09 14-08-2012
Nie masz racji absolutnie! Liczba takich słów, które należałoby omijać jest względnie niewielka (mając na uwadze pulę słów, z których coś się w praktyce zdarza wpuścić w tekst autorom lub tłumaczom). I, proszę, nie przytaczaj ponownie bełkotu, jaki zaserwowałeś jako przykład w jednym z postów. Jest to wynikiem niezrozumienia istoty anachronizmów, a przynajmniej tej ich grupy, które w moim rozumieniu (i uzasadnieniu) nie powinny się zdarzać w fantasy (o wyjątkowych sytuacjach już mówiłem). Dlatego przytaczane przez Ciebie przykłady króla, cesarza, cynika, czy mandarynki, nie mają tu zastosowania. One nie powinny nikomu przeszkadzać, traktujmy je jako NIEARCHAIZMY!

Falcon64 - 00:21 14-08-2012
Przepraszam za pomyłkę w powyższym poście - nie miało być archaizm tylko anachronizm, o którym cały czas mowa - przejęzyczenie.

Falcon64 - 00:35 14-08-2012
Po chwili dopiero zauważyłem, że w tej samej minucie wskoczyły dwa posty. Mój jest odpowiedzią na słowa historyka, nie nosiwody.
U Ciebie, nosiwoda, jest cały elaborat i nie do wszystkiego będę się odnosił, bo o tym już pisałem; cały czas prawię właśnie o tym, że anachronizm to m.in. "to, co jest niezgodne z duchem czasu lub ze stanem wiedzy" i to staram się wytykać, dlatego żaden król nic do tego nie ma (ale taki np. Władysław Jagiełło już ma)...
co do wieku, to biję się w piersi, ja użyłem przytoczonych wyżej słów, ale na swoje usprawiedliwienie mam coś takiego jak kontekst, jak uwagi pod moim adresem, które moja wzmianka miała tylko ukrócić; poza tym przytaczasz zlepek różnych wypowiedzi, wyjętych z różnych kontekstów; nie ja wyjechałem pierwszy z Fantastyką, nie będę też dodawał, kto użył "stary a głupi"...

Falcon64 - 00:37 14-08-2012
Czy można usunąć zdezaktualizowany post?

nosiwoda - 00:44 14-08-2012
Pisz przez forum, a nie jako komentarz pod recenzję, będziesz mógł edytować posty, a tym samym poprawiać błędy i unikać pisania kilku postów pod rząd.

Falcon64 - 00:48 14-08-2012
W dalszej części Twojej wypowiedzi, nosiwoda, dostrzegam wiele elementów spójnych z moją. I zgadzam się z tym w 100%, że kapitan Cook zapisujący dziennik pokładowy długopisem to anachronizm. Nie zgadzam się jednak z tym, że kapitan Cook zapisujący dziennik pokładowy długopisem w powieści fantasy nie jest anachronizmem, bo, jak twierdzisz, nie ma świadectwa ani dowodu na to, że w tamtym świecie nie było kapitana Cooka i nie było długopisów. Powiem delikatnie, że to już przesada...

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS