Przeciętny efekt kompromisu
Czytając recenzje książek Terrego Pratchetta i rozmawiając z czytelnikami o jego twórczości można założyć, że wśród fanów brytyjskiego pisarza istnieje podział na dwie zasadnicze grupy. Pierwszą stanowią czytelnicy poszukujący w powieściach ze
Świata Dysku typowego dla autora poczucia humoru, celnych i inteligentnych spostrzeżeń, komentujących otaczającą nas rzeczywistość przez pryzmat absurdalnego świata, jaki wykreował. Drugą tworzą fani, dla których dowcip jest co prawda nieodzowną stałą dyskowych opowieści, lecz zarazem poszukują w nich czegoś więcej, jakiejś głębszej refleksji. Z otwartością witają swego rodzaju kaznodziejstwo Pratchetta, jako element, który świetnie uzupełnia czysto rozrywkowy charakter większości jego książek. Spór dotyczy rozłożenia akcentów. Wszak i bez moralizowania Pratchett przemyca ważne treści. Na pewno nie tak złożone i bezpośrednie, ale bez wątpienia równie przemyślane.
Lektura
„Potwornego regimentu” powinna szczególnie zadowolić czytelników poszukujących w książkach Pratchetta jego poglądów – wyrażonych czytelnie i zapakowanych w żart, mający zachęcić do zapoznania się z treścią. Jednakże druga grupa, licząca na sprawdzony humor autora i inteligentną rozrywkę także nie powinna być zawiedziona.
Na tym, paradoksalnie, zdaje się polegać problem „Potwornego regimentu”. Powieść stoi gdzieś pośrodku i choć w sposób momentami wręcz nachalny głosi preferowane przez pisarza racje i wartości, to zarazem nie traci zbyt wiele z parodystycznego charakteru i zasypuje czytelnika znanymi i lubianymi żartami w iście pratchettowskim stylu.
Ceną tego, pewnie niezamierzonego, kompromisu jest brak humoru przez pierwsze kilkadziesiąt stron. Książka z początku zupełnie nie śmieszy ani też nie zachwyca błyskotliwą refleksją. Pratchett powoli buduje fundamenty dla powieści, zapoznając czytelnika z bohaterami, tematyką i ogólnym nastrojem, jaki towarzyszy przygodom regimentu. Dopiero w dalszej części pojawia się wywołujący rozbawienie, a nawet głośny śmiech humor, jak również głębsze, uniwersalne treści. Głoszone ustami bohaterów prawdy w większości nie są niestety odkrywcze i choć prowokują do refleksji, również po skończonej lekturze, to nie jest to refleksja z nowej, świeżej, objawionej przez autora perspektywy, lecz jedynie ogólne przemyślenia nad uniwersalnymi problemami. Pratchett porusza takie zagadnienia jak wojna i biorący w niej udział ludzie, jej przyczyny, sens i skutki, dalej pojawia się bardzo wyraźnie kwestia roli kobiety i mężczyzny nie tylko na wojnie, ale i w codziennym życiu, równouprawnienia, religii, osób u władzy, zacofania i postępu. Szkoda, że nie przekazuje nic nowego. Ale czy w ogóle można w tej konwencji napisać coś nowego?
Choć fabuła jest u Pratchetta najmniej ważna, warto wspomnieć, że „Potworny regiment” prezentuje się pod tym względem całkiem dobrze. Przewidywalna i momentami rozwlekła zmierza jednak we właściwym kierunku i sprawia, że chce się za nią podążać. Opowiada o losach grupy młodych rekrutów, żółtodziobów wyruszających na front w obronie swojej ojczyzny. Oddział skrywa pewien sekret, którego wyjawienie może odmienić losy wojny i całej Borogravi.
Regiment składa się z wielu fantastycznych, posiadających własny charakter postaci, błyskawicznie zdobywających sympatię i zainteresowanie czytelnika. Wampir Maladict, który pragnienie krwi zastąpił uzależnieniem od kofeiny. Sierżant Jackrum, najchytrzejszy w całej armii, wiedzący wszystko na temat przetrwania na polu bitwy i sterowania „rupertami”, jak nazywa się w książce oficerów. W końcu, porucznik Bluza, będący typem sentymentalnego porządnisia, który ma wielkie serce, lecz małe doświadczenie bojowe, przez co wymaga troskliwej opieki.
„Potworny regiment” Terry’ego Pratchetta to książka, która bawi nieco mniej niż inne tytuły ze Świata Dysku, a zarazem w sposób bardziej bezpośredni głosi wybrane przez autora poglądy i w moralizatorskim miejscami, romantycznym stylu wypowiada znane słowa o znanych problemach. Mimo to skłania do refleksji. Lektura sprawiła mi wiele przyjemności, nowi bohaterowie zyskali sympatię, a fabuła postarała się o to, bym po prostu chciał poznać zakończenie tej historii. Jednym zdaniem – to książka trzymająca średni poziom cyklu.