NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Weeks, Brent - "Droga cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Dębski, Rafał - "Wilkozacy. Wilcze prawo"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Wilkozacy
Data wydania: Październik 2010
ISBN: 978-83-7574-267-1
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 352
Cena: 34,90 zł
Seria: Bestsellery polskiej fantastyki



Dębski, Rafał - "Wilkozacy. Wilcze prawo" #2

Pojedynek

Słońce podnosiło się leniwie znad widnokręgu, zalewając świat krwawą łuną. Trawa oraz burzany rosnące opodal wydawały się płonąć chłodnym ogniem. Wyglądało to, jakby natura przygotowywała się na okrutne widowisko. I rzeczywiście tak było.
Kirył stał naprzeciwko Kary z obnażoną szablą. Kałmuk także dzierżył w dłoni zakrzywione ostrze, patrzył na przeciwnika szczerząc zęby.
– Widać w nim wilka nawet w czas Bezpełni – mruknął Michej do stojącego obok Stepana. Byli prawie w równym wieku, ten drugi może nieco starszy, ale na pewno niewiele.
– Bo nosi pod sercem bestię – odparł równie cicho Stepan. – Tacy rodzą się wszędzie – i u nas, i u ludzi. Tylko że u nich na pewno częściej.
– Jak przeklęty Serhij – warknął Michej.
– Jak on – zgodził się Stepan. – Ale uciszmy się, bo zaraz zaczną.
Hrehory zbliżył się do każdego z przeciwników po kolei, kładąc mu na ramieniu szeroką, ciężką dłoń. Kirył i Kara odziani byli tylko w koszule i szerokie spodnie w puszczone w wysokie buty.
– Wszyscy jesteśmy z wilczej krwi – oznajmił uroczyście – i jako Wilcy do walki mężnie stajemy. Niech zwycięży lepszy.
– Niech zwycięży lepszy – odpowiedziała setka głosów.
– Zgodnie z prawem, do walki staje pokrzywdzony, to znaczy brat nasz Kirył, który oskarża Karę zwanego Kałmukiem o naruszenie jego jasyru. Kirył ustami dowódcy swego, Micheja z rodu Gryszczych zażądał walki, a ja jako najwyższy zwierzchnik wyrażam na nią zgodę. A zatem, niech się stanie, co ma się stać!
Wilkozacy utworzyli kolisko wokół walczących.
Pierwszy wyprowadził cios Kara. Ciął szybko, z nadgarstka, wyrzucając ramię do przodu, nagłym ruchem skręcając klingę tak, aby cięła nie skroń, jak można by się spodziewać z początkowego ruchu, ale szczękę od dołu. Kirył znał jednak tę sztuczkę, odchylił tylko głowę i sam uczynił wypad na prawą nogę, tnąc w dół brzucha. Lecz i Kara nie dał się zaskoczyć błyskawicznej ripoście. Wojowali razem nie od dziś, mieli czas poznać swoje nawyki.
– Trochę to potrwa – zauważył Stepan. – Obaj znają się na rzeczy.
– Pewnie tak – zgodził się Michej. Z pewnym niepokojem spoglądał na walczącego przyjaciela. Podczas napadu na wieś Kirył ucierpiał – jakiś zajadły, niedobity chłop zajechał go znienacka sękatym kijem po grzbiecie. Podczas marszu nie przeszkadzało to szczególnie, ale w pojedynku Wilk musiał mocno odczuwać kontuzję. Już podczas tego pierwszego złożenia widać było, że nie jest w stanie wyrzucić ręki dostatecznie daleko, aby sięgnąć przeciwnika. Nawet gdyby Kara nie był tak szybki, sztych szabli zaledwie musnąłby koszulę. Idąc upomnieć się o rozliczenie Kałmuka ze wstrętnego uczynku, Michej miał nadzieję, że to jemu przyjdzie walczyć z obrzydłym przybłędą, ale ataman był bardziej od niego biegły w prawie. Powołał się na zapisy wyryte na świętych słupach, zgodnie z którymi w czas woje albo wypraw swoich praw dochodzić mógł jedynie sam zainteresowany, bez czyjegokolwiek pośrednictwa i zastępstwa. A ponieważ samica Kostenki została uznana za własność Kiryła, tylko on mógł wziąć pomstę na krzywdzicielu.
Kałmuk zawinął bronią nad głową. Nie był może zbyt mądry, ale na pewno na tyle bystry, aby zauważyć niedomaganie wroga. Postanowił wykorzystać przewagę od razu, nie czekając. Zaczął krążyć wokół Kiryła w jego prawą stronę, zmuszając do obracania się i prowadzenia szabli w kierunku, w którym ruchy miał nieco utrudnione. Niewielka to może była przewaga, ale w walce na śmierć i życie liczy się wszystko. Nagle Kałmuk pobiegł drobiąc, a potem ciął z całej siły, zatrzymując się w miejscu. Kirył w ostatniej chwili odbił uderzenie, krzesząc z głowni pojedynczą iskrę. Kara znów przesunął się w prawo i znów mocno rąbnął. Kirył skrzywił się, od ukłucia pod łopatką. Diabli nadali tego wieśniaka z kosturem! Żeby to jeszcze taki zdzielił go w czasie rzezi, ale nie – wyskoczył jak filip z konopi kiedy Wilkozak prowadził kobietę Serhija i to właśnie ją najwyraźniej chciał pomiłować lagą. Pewnie uznał, że jeśli zabije babę chorążego, nie będzie mu rodzina wiązać rąk. Kirył w ostatniej chwili zasłonił sobą Marikę, ale uderzenie było zaiste mocne, odebrało mu dech na dobre pół pacierza.
– Już nie żyjesz – Kara wyszczerzył zęby jeszcze mocniej. Kirył nie cierpiał tej wiecznie wykrzywionej okrucieństwem gęby, najchętniej powybijałby wrogowi białe kły głowicą szabli, jeden po drugim, powoli, z namaszczeniem.
Marika siedziała na kamieniu poza kręgiem. Słyszała tylko szczęk broni i pomruki, jakie wydawali patrzący. Było jej wszystko jedno, nie wyobrażała sobie, żeby mogło ją spotkać coś gorszego niż tej nocy, choćby i śmierć w męczarniach. Gdyby nie malutka Halszka, skradłaby któremuś z Wilkozaków nóż i skończyła ze sobą. Ale dopóki dziecko żyło, dopóty nie mogła decydować o swoim losie. Nienawidziła obrzydliwego Kary, nienawidziła spokojnego jak głaz Micheja, nienawidziła starego atamana Wilków, nawet tego Kiryła, który najpierw ją oszczędził, a teraz chciał zabić jej gwałciciela. Jego chyba nienawidziła najbardziej. Zapewne dlatego, że w łasce Wilkozaka nie dostrzegała nic z ludzkich uczuć: ani litości, ani choćby cienia zainteresowania. Wyglądało to tak, jakby czynił co powinien, a ona nie istniała. Dlatego nawet nie próbowała patrzeć na pojedynek.
Kara wciąż krążył wokół przeciwnika, ale ten wziął się na sposób: zamiast obracać się za wrogiem czekając na atak, sam ruszył w tę samą stronę. Przez to Kałmuk musiał dostosować się do nowego rytmu, tracąc przewagę. Widać było, że zaczyna się złościć. Kirył postanowił dolać oliwy do ognia.
– Jak głupi byłeś, tak głupi jesteś i zostaniesz na zawsze – powiedział spokojnie, lekceważąco. – To znaczy, już niedługo. Do szabli potrzebny jest rozum, bo żelazo to nie goła kuśka, byle gdzie go nie wetkniesz.
Kara syknął coś w odpowiedzi, ale niewyraźnie, było to raczej przekleństwo niż złośliwość. Zrobił wypad na zakroczną nogę, wyprowadził płaski sztych, próbując trafić między żebra. Kirył bez większego trudu odbił klingę, zaśmiał się krótko.
– Mówiłem, że szabla to nie kuśka, ale chyba już bardziej by mnie wystraszyło twoje marne pyje niż klinga.
– Za dużo gada – szepnął Stepan.
– Wie, co robi – odparł Michej.
Widział doskonale, do czego zmierza Kirył. Kara, wbrew temu, co mówił Wilk, doskonale potrafił obchodzić się z żelazem, ale brakowało mu opanowania, łatwo wpadał w gniew i szał bojowy. To, co było przydatne w potyczkach czy bitwie, mogło okazać się zgubne w walce sam na sam z doświadczonym wojownikiem. Kałmuk jeszcze nad sobą panował, jeszcze czerwona mgła wściekłości nie przesłoniła mu wzroku, ale już bliski był wybuchu. Zablokował cięcie Kiryła, cofnął się pół kroku i zanurkował pod ostrzem prowadzonym cięciem ojcowskim na policzek, spróbował sięgnąć nóg wroga. Tamten musiał odskoczyć, aby uniknąć zranienia, a wtedy Kara wyskoczył, rąbiąc w odsłonięty na mgnienie oka lewy bark: kontuzja dała znać o sobie, Kirył opuścił klingę nieco zbyt nisko. Zawirował w uniku, ostrze zawadziło ramię, przecinając skórę.
– Widzisz, mądralo? Raniłem cię!
– To nazywasz raną? – zaśmiał się Kirył. – A babom pewnie wmawiasz, że to, co w nie wlewasz, jest prawdziwym nasieniem? Muszą mieć z tobą kupę śmiechu!
Tego było zapalczywemu Kałmukowi za wiele. Poczuł jak ogarnia go amok, świat się zamglił, dźwięki docierały przytłumione, mężczyzna wyraźnie widział tylko przeciwnika, a ciało i obie dusze wołały o krew. Rzucił się do wściekłego ataku, młynkując szablą i zadając mnóstwo ciosów. Nie silił się na podstępne sztychy i wyrafinowane zwody, szedł do przodu jak po swoje. Kirył część uderzeń przyjmował na klingę, część przepuszczał, przed częścią zwyczajnie odskakiwał. Cofał się cały czas po okręgu czekając, aż Kara nieco się zmęczy. Nie wyglądało jednak na to, żeby miało to szybko nastąpić. Konieczność ustawicznego zastawiania się ostrzem sprawiała, że ból w potłuczonych plecach stawał się coraz mocniejszy, trudny do zniesienia. Kirył wiedział, że musi coś prędko wymyślić, bo inaczej ten szalony wiatrak dopadnie go w końcu i rozsieka na kawałki. Zerknął za siebie, na przypatrujących się starciu Wilków. Brutalnej sile mógł w tej chwili przeciwstawić tylko spryt. Zaczął się cofać na kolisko zbrojnych. Nie wolno im było się rozstąpić, więc jeśli dotrze do towarzyszy, zostanie odepchnięty w stronę środka pola walki. Wszyscy stali z wydobytymi szablami, aby się zastawić, gdyby nieostrożny cios trafił w ich stronę, co w ferworze walki mogło się łatwo zdarzyć.
– Nadal twierdzisz, że Kirył wie, co robi? – spytał z przekąsem Stepan.
– Bądź cicho i daj popatrzeć – ofuknął go Michej.
Kirył był już o krok od ściany wojowników, ci przygotowali się, aby pchnąć go, gdy tylko znajdzie się w zasięgu rąk, ale wtedy nagle Wilkozak skoczył w lewo, przetoczył się przez ramię, warcząc z bólu przeszywającego plecy i rozcięty bark. A zaślepiony żądzą mordu Kara napotkał nastawione klingi, na których zadzwoniła jego szabla. Z rozpędu wpadł na patrzących, a oni pchnęli go mocno, mocniej może nawet niż potrzeba. Mało kto żywił przyjazne uczucia do zajadłego i nieobliczalnego Kałmuka.
W zasadzie Kirył mógłby w tej chwili zakończyć pojedynek, rąbiąc pochylony kark, próbującego utrzymać równowagę przeciwnika, lecz znalazł się nieco za daleko, a gdy podbiegł, Kara był już gotów postawić zasłonę. Nieoczekiwane wydarzenie wytrąciło go jednak z amoku, a to sprawiło, że poczuł nagle ogromne zmęczenie. Na to właśnie liczył obolały przeciwnik. I jego kilka razy dopadł w trakcie zmagań z Tatarami czy Wołochami szał bojowy, wiedział więc doskonale, że płaci się zań utratą sił. Kirył musiał się jednak teraz śpieszyć, bo Wilkozacy bardzo prędko potrafili opanować zmęczenie, nawet w czasie dalekim od Okołopełni. Zaatakował więc z całej mocy, nie zważając na cieknącą z rany krew. Zadawał krótkie, mocne cięcia i mordercze sztychy. Już raz i drugi ostrze minęło zbyt późno stawiane zasłony, już z rozcięcia na piersi i brzuchu Kałmuka sączyła się posoka. Jej zapach odurzył Kiryła, sprawił, że przestał odczuwać dolegliwości. Podskoczył bliżej wroga, przechwycił jego prawe przedramię, pociągnął ku sobie, odchodząc jednocześnie w bok, a potem płytko, mocno ciął. Trafił tuż powyżej nadgarstka, ostre żelazo zgrzytnęło po kości, rozcinając ją bez trudu. Dłoń, wciąż ściskająca szablę, upadła na ziemię. Kara zawył, lewą ręką chwycił kikut, wpatrzył się w niego, a potem szybko schylił się po szablę, przydepnął odcięty kawałek kończyny, wyszarpnął rękojeść z uścisku martwych już palców.
Michej widział kiedyś podobne zdarzenie, gdy gościł w Rzeczpospolitej wraz z poselstwem. Dwóch panów braci poróżniło się o jakiś drobiazg, stanęło do pojedynku. Wtedy jeden drugiemu nie odrąbał wprawdzie ręki, ale zranił go tak mocno, że tamten musiał walczyć lewicą. Wówczas jego przeciwnik także ujął szablę w lewą dłoń, aby uczynić zadość zasadom honorowym. Michej tego nie rozumiał. Wilcy nie uznawali czegoś, co ludzie nazywali szlachetnym postępowaniem względem wroga. Zbyt mało ich było, by mogli sobie na to pozwalać. Prawo Wilków stanowiło jasno, że najważniejsze jest dobro siczy, ono zaś wykluczało litość, w którą wpisana jest słabość. Kara nie oczekiwał zmiłowania, a Kirył nie zamierzał go okazywać. Zanim Kałmuk zdołał wyprowadzić cięcie lewicą, spadł na niego grad ciosów. Kirył znów podszedł przeciwnikowi pod ramię z szablą, jednak tym razem nie próbował zranić ręki przeciwnika, ale kopnął go z całej siły kolanem w krocze. Oszołomiony bólem i gwałtownym upływem krwi Kara już nawet się nie bronił. Siła uderzenia zgięła go w pół, odrzuciła na dwa kroki. Kirył spojrzał na bezbronnego przeciwnika, podszedł do niego i wzniósł szablę.



Dodano: 2010-10-21 17:45:43
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS