NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Dębski, Eugeniusz - "Flashback"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Dekalog Owena Yeatsa
Data wydania: Lipiec 2010
ISBN: 978-83-7574-119-3
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 264
Cena: 27.90 zl
seria: Asy polskiej fantastyki



Dębski, Eugeniusz - "Flashback" #2

Nabuchodonozor

Pionier łagodnie skręcił w lewo, posłuszny pulsującym zerom zawisnął na pół sekundy nieruchomo i miękko osiadł na murawie lotniska. Pilot kilkoma pstryknięciami wyłączył silnik i systemy pokładowe, potem wstał z fotela i szybko ruszył do wyjścia. Podniosłem się i ja.
– Proszę stanąć na tej płycie i zatrzymać się na kilka sekund. Wystarczy trzy, cztery, ale ja zawsze stoję dwa razy dłużej.
– Tak? – Wlazłem na miękki dywanik i pokiwałem się na stopach.
– Jak się pokażą pieski, podziękuje mi pan. Dwa bloodhoundy, doberman szybszy od błyskawicy i Nabuchodonozor, który tylko dlatego nie znalazł się w Księdze rekordów Guinessa, że nikt go tam nie zgłosił. Zaraz je pan zobaczy.
Stałem cierpliwie na dywaniku, który nasączył moje obuwie zapachem mającym zapewnić mi bezpieczeństwo w raju Guylorda.
Trzy kroki przed schodami zatrzymał się butler i skłonił głowę.
– Dzień dobry panu – powiedział uprzejmie. – Może pan zejść, już wołam psy. Muszą pana poznać. – Przycisnął prawą dłoń do piersi.
Myślałem, że powie: „Ave, Caesar”, ale uruchomił tylko nadajnik. Zerknąłem na pilota, pożegnałem go mrugnięciem i zszedłem na murawę.
Zza budynku wyłonił się wąski ciemnobrązowy pocisk, który gnał w naszym kierunku, wyrzucając swoje ciało w przód i podciągając je po trzech sekundach lotu, niemal szybował z niesłychaną gracją, a połykał przestrzeń żarłocznie jak nieokrzesany pasibrzuch pasztet z Clichot. Kilka metrów przed nami zatoczył ostry łuk i ustawił się bokiem do mnie.
– Widział pan? – zawołał z tyłu podniecony pilot. – Nie pędzi na wprost, bo musiałby hamować w niewygodnej pozycji! Co za cwaniak!
– To jest Bolto – powiedział butler. – Już pana zna...
Bolto mrugnął i popatrzył na butlera. Musiał znaleźć w jego oku przyzwolenie, bo odwrócił się i wolno poszedł w kierunku cienia pod rozłożystą sosną. Nieznany mi nijaki mężczyzna podszedł do flyera.
– To Saba i Serwo. – Butler wyciągnął rękę i wskazał coś po mojej prawej.
Gnały do nas dwa wspaniałe bloodhoundy, pocieszny widok, jeśli nie jest się celem, do którego dążą piękne pieski w skórach za dużych o półtora numeru. Marszczyły im się łby, uszy fruwały wokół głowy, uderzały w szyje, niemal przeszkadzały w biegu, ale i tak nie próbowałbym wyścigu z nimi. Co prawda Bolto mógłby obiegać je wkoło i jeszcze wygrałby dowolny wyścig na dowolnym dystansie. Saba i Serwo – a może Serwo i Saba – rozdzieliły się tuż przed wyhamowaniem. Ustawiły się na wprost moich rąk, każdy wziął na siebie jedną i hałaśliwie, zupełnie inaczej niż dżentelmen Bolto, wciągnęły powietrze w nozdrza. Potem oba podeszły bliżej i podstawiły łby pod moje dłonie. Pogłaskałem je za uszami i rozejrzałem się dyskretnie. Gdzieś w pobliżu musiał być ten Nabuchodonozor. Złapałem spojrzenie butlera i popatrzyłem przez ramię. Było to bardzo potrzebne doświadczenie, wreszcie zrozumiałem, co naprawdę znaczy słowo „skamienieć”.
Potwór, który stał jakieś cztery metry ode mnie, miał wzrost i wagę irlandzkiego kuca. O ile bywają takie duże kuce! Na pewno zaś nie ma tak długich. Łeb miał podobny do muzealnego okazu szefa bizoniego stada i prawie tak samo żywe spojrzenie. Patrzył gdzieś obok nas, nie trudził się obwąchiwaniem mnie, a może zrobił to wcześniej? Raczej skłonny byłem przypuszczać, że polega na swoim ogromie. Zmusiłem się do oderwania spojrzenia od mastiffa, pomogły mi w tym Serwo i Saba, niecierpliwie podrzucając łbami. Podrapałem je raz jeszcze, jednocześnie zastanawiając się, czy lubią takie rozdygotane dłonie.
– No dobrze – powiedziałem do butlera. – Będę grzeczny. Coś jeszcze?
– Proszę. – Usunął się z nieistniejącej na kobiercu z trawy ścieżki i wskazał mi ręką dom. – Bagaż za chwilę będzie w pańskim pokoju.
Zrobiłem dwa kroki w asyście nowych przyjaciół i obejrzałem się do tyłu. Nabuchodonozor stał nieruchomo, ciężkim spojrzeniem przebijając sklepienie niebios. Butler ruszył zaraz za mną, dogonił mnie i szedł po mojej lewej. Gdy zerknąłem nań nieznacznie, przechwycił czujnie mój wzrok i pozwolił sobie na leciutki uśmiech.
– Robi wrażenie?
– Widziałem już większe konie – powiedziałem. – Aportuje? A co? deski do surfingu czy podkłady kolejowe?
– Raz przyniósł wścibskiego dziennikarza.
Znudził mnie ten psi temat. Nie zwalniając, pochyliłem się i poklepałem bloodhoundy po łopatkach.
– No, chłopcy i dziewczynki! Uciekajcie!...
Natychmiast runęły do przodu, na ćwierć sekundy zostawiając za sobą skórę; jak na animowanym filmie dogoniła je dopiero po pierwszym kroku.
– Rozumiem, że był to wstęp do wykładu o zachowaniu w Veinie? – powiedziałem kwaśno. – Streść mi szybko pozostałe siedemdziesiąt dwa punkty...
– Nie przedstawiłem się, przepraszam. Proszę mówić do mnie Newell. A co do ograniczeń, to nie ma tu absolutnie żadnych. Przynajmniej dotyczących pana.
Sięgnął do kieszeni na piersi marynarki i wyjął mały koralik na krótkiej szpilce. Podał mi go w marszu.
– Wszystko tu jest – wyjaśnił. – Może pan korzystać z dowolnego pojazdu, otwiera bramę i załatwia sprawy w banku w tamtej części wyspy – wskazał dłonią za siebie, gdzie musiała znajdować się „tamta strona wyspy”.
Weszliśmy w cień rzucany przez budynek. Z tyłu dogonił nas wysoki wizg rozrusznika pioniera przechodzący w dostojne buczenie niezawodnego silnika. W ogromnej szybie zobaczyłem odbicie Nabuchodonozora: obejrzał się leniwie, chwilę trwał nieruchomo, patrząc na flyera – widocznie zrezygnował z przytrzymania łapą zabawki – dostojnie odsunął się o cztery czy pięć kroków, zwalił ciężko na trawę i ignorując potężne strumienie powietrza, ułożył do drzemki w pełnym słońcu. Prawie na pewno był największym psem na kuli ziemskiej, na pewno zaś był najlepszym psim aktorem na tejże.
Newell zwolnił nieco, jednocześnie wskazując kierunek ręką.
– Tędy dostanie się pan do swojego pokoju niezależnym korytarzem – powiedział. – Drzwi otwiera tylko quide. – Pokazał palcem na moją dłoń, w której zaciskałem otrzymany przed chwilą koralik.
– Tylko?
– Tylko – powtórzył z mocą.
Jakby intonacja mogła mnie do czegokolwiek przekonać! Wsunąłem koralik do kasetki w bransolecie zegarka i podszedłem do drzwi. Nie otworzyły się. Stuknąłem w nie palcem.
– Coś jeszcze? – odwróciłem się do Newella.
– Własne hasło. – Wskazał mikrofon, wystającą ze ściany płytkę cal na cal. – Drugie drzwi, prowadzące na ogólny korytarz, mają standardowy dekonsor. Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę mnie wezwać. Za półtorej godziny będzie tu pan Guylord. W tej chwili jest tu tylko panna Tada Ventham. Ostatnio widziałem ją na plaży.
Odwrócił się na pięcie, zamierzając odejść.
– Hej! – zatrzymałem go. – A jeśli zmienię obuwie? Pieski zdejmą mi je z nóg razem ze stopami?
– Przepraszam, nie wyjaśniłem tego do końca. Wystarczy zrobić krok w jakimkolwiek pomieszczeniu domu. Tylko tyle.
Zrobił ze mnie durnia, as kuty! Mruknąłem powątpiewająco:
– Czy to na pewno niezawodna metoda?
– W każdym razie lepszej nie ma – uspokoił mnie i odczekawszy chwilę z pytająco przekrzywioną głową, pochylił ją w lekkim ukłonie i zniknął za rogiem domu.
Nacisnąłem przycisk na ścianie i powiedziałem:
– Banał.


Dodano: 2010-07-23 13:01:43
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS