NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Martine, Arkady - "Pustkowie zwane pokojem"

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Maas, Sarah J. - "Dom płomienia i cienia"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

Linki

Sadow, Siergiej - "Spadkobierca Zakonu. Księga 1", tom 1
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Sadow, Siergiej - "Rycerz Zakonu"
Tytuł oryginału: Рыцарь Ордена Книга первая. Наследник Орд
Tłumaczenie: Ewa Skórska
Data wydania: Luty 2010
ISBN: 978-83-7574-150-6
Oprawa: miękka
Format: 125×205mm
seria: Obca Krew
Tom cyklu: 1



Sadow, Siergiej - "Spadkobierca Zakonu. Księga 1", tom 1 #2

Inwazja

— W takim razie patrz. Zaraz się zacznie.
— A czyja to armia?
— Lśniącego. To inwazja na królestwo Lern.
I wtedy zauważyłem, że za wsią uniósł się obłok kurzu — na jego widok żołnierze, do tej pory spokojnie maszerujący drogą, zaczęli wykonywać jakiś manewr, nie do końca dla mnie zrozumiały.
— Spostrzegli armię wroga i formują szyk bojowy — wyjaśnił Derron.
— A gdzie jest armia wroga? — spytałem zaskoczony.
— Za chmurami pyłu.
— Aa... — Teraz nawet ja spostrzegłem, że tumany kurzu wzbijała kawaleria.
Armia Lśniącego utworzyła szyk: piechota wyszła do przodu i ustawiła się w kilka czworoboków, zasłaniając się tarczami i wystawiając przed siebie włócznie, co upodobniło je do gigantycznych jeży.
Ku nadciągającej konnicy z głębi szyku poleciały strzały i jeźdźcy zaczęli spadać z koni. Rzecz jasna nie mogło to powstrzymać ataku i oddział w pełnym pędzie wbił się w szeregi piechoty.
— Idioci! — skomentował Derron. — Jak można wysyłać konnych na ciężką piechotę?! Przecież oni tam ugrzęzną! O czym myślał ten kretyn dowódca?
I rzeczywiście: jedyne, co zdołali zrobić jeźdźcy, to zepchnąć szeregi piechoty do tyłu, przerwać szyku im się już nie udało. Zaczęła się jatka, kawaleria została odparta i za wycofującym się przeciwnikiem pomknęła z flanek jazda Lśniącego. Odwrót przemienił się w ucieczkę, co gorsza, pierzchający jeźdźcy wpadli na własnych piechurów, nadciągających z pomocą.
— Dyletanci! — warknął Derron, którego chyba najbardziej drażnił brak profesjonalizmu Lernijczyków.
Napastnicy wbili się w połączone szeregi wojsk Lernu, a piechota Lśniącego z porażającą precyzją przeformowała się z czworoboków w kolumny — najeżone bronią, osłonięte wysokimi tarczami ruszyły do przodu, błyskawicznie rozniosły próbujące stawić opór oddziały Lernijczyków i zaatakowały główne siły. Żołnierze Lernu zostaliby rozbici w proch, gdyby nie nadeszło wsparcie, które, nie tracąc ani chwili, zaatakowało lewą flankę wojsk Lśniącego.
— No, chociaż jeden sensowny oficer — skomentował Derron.
Teraz Lernijczycy przeszli do ataku, jednak w odróżnieniu od armii Lśniącego zdobywali przewagę nie umiejętnościami, ale ilością: było ich pięciokrotnie więcej niż wojsk przeciwnika. Nawet ja byłem w stanie zauważyć, jak kulawo przebiegał atak — mimo to wojska Lernu były bliskie zwycięstwa. Wydawało się, że jeszcze chwila i wróg się załamie, jednak wtedy do bitwy włączyła się trzecia siła, będąca dla Lernijczyków absolutnym zaskoczeniem.
Przed oddziałami pojawił się samotny jeździec, otulony dziwną, mieniącą się aureolą, niepozwalającą dojrzeć rysów jego twarzy. To właśnie musiał być Lśniący! Kilku Lernijczyków, widząc wrogiego dowódcę, ruszyło ku niemu, w nadziei na dokonanie wiekopomnego czynu. Lśniący przez chwilę obserwował nadciągających wrogów, a potem podniósł rękę: wówczas piechota rozstąpiła się i wyłoniło się nowe wojsko. Żołnierze, uzbrojeni jedynie w długie miecze i niewielkie, okrągłe tarcze całą hurmą rzucili się na przeciwnika.
Usłyszałem, jak Derron zaklął siarczyście, nawet zawsze spokojny, zawsze uprzejmy Mistrz wycedził przez zęby jakieś przekleństwo. Wreszcie ze strumienia obelg rycerza wyłowiłem słowo, które wyjaśniło mi reakcję moich rozmówców — zombie.
Wtedy zobaczyłem zbliżenie jednej z biegnących postaci... Rzecz jasna nie raz oglądałem horrory w telewizji i byłem przyzwyczajony do najróżniejszych stworów — i właśnie dlatego nie zwymiotowałem od razu. Jednak na filmie mogłem pooglądać najwyżej komputerowe monstra, a te tutaj były absolutnie rzeczywiste, kula dawała bardzo realistyczne wrażenie uczestniczenia w wydarzeniach. Ten zombie był trupem, ale trupem biegnącym i wymachującym mieczem. Martwe od dawna ciało znajdowało się w stanie rozkładu, skóra odpadała płatami. I oto zaatakował dziesięciu żołnierzy, którzy z wrzaskami przerażenia rozbiegli się na wszystkie strony. Co prawda, kula nie przekazywała dźwięku, jednak wytrzeszczone, pełne dzikiego przerażenia oczy i rozwarte usta nie pozostawiały złudzeń co do tego, że ludzie krzyczą. Jeden z żołnierzy posiwiał na moich oczach, padł na ziemię i z bezmyślnym uśmiechem zaczął iść na czworakach, zbierając coś w trawie — przebiegający obok zombie pchnął go mieczem i nie zatrzymując się, pobiegł dalej. Tylko nieliczni Lernijczycy zdołali zachować zimną krew i podjąć walkę z potworami. Przebijali zombie włóczniami, cięli mieczami, ale na niewiele się to zdało: nawet odrąbane ręce sunęły do przodu, pragnąc chwycić wroga za gardło. Wkrótce cała lernijska armia rzuciła się do ucieczki, a zombie rozciągnęły się w tyralierę i ruszyły za uciekającymi, dobijając rannych.
— Dusze tych nieszczęsnych zostały zniewolone w martwej powłoce i teraz nie mogą opuścić ciała — wyjaśnił Mistrz, który nawet w tej iluzorycznej postaci wyglądał na mocno rozgniewanego. — Coś podobnego można zrobić jedynie w ciągu trzech dni po śmierci człowieka. Wówczas dusza siłą utrzymywana jest w ciele, ale nie może nim samodzielnie sterować. Nieboszczycy stają się kukłami, posłusznymi cudzej woli... Jakim potworem trzeba być, by robić coś takiego?
Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Zresztą, Mistrz wcale się jej nie spodziewał; utkwił wzrok w kuli, obserwując dalsze wydarzenia.
A dalej była rzeź. Chciałem się odwrócić i nie mogłem, dlatego widziałem wszystko: ścigając armię wroga, oddział zombie wkroczył do wsi i zaczął mordować wszystkich jak leci, kobiety i mężczyzn, starców i dzieci.
I wtedy w końcu zwymiotowałem. Mistrz natychmiast zgasił obraz, podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Teraz postać maga sprawiała wrażenie absolutnie realnej. Czułem nawet ciepło żywego ciała...
— Wybacz mi — rzekł Mistrz głosem pełnym skruchy. — Chciałem cię przekonać, żebyś nam pomógł, nie przyszło mi do głowy, że możesz tak zareagować na to, co zobaczysz. A przecież nie każdy dorosły byłby w stanie wytrzymać coś takiego, co dopiero dziecko... Nie powinienem był ci tego pokazywać. Wybacz.
— Muszę odpocząć — poprosiłem słabo.
— Oczywiście, oczywiście... — Mistrz od razu wstał i pomógł mi pozbierać się z podłogi.
Przyjąłem jego pomoc z wdzięcznością, w tym stanie nie tylko nie doszedłbym do pokoju o własnych siłach, ale w ogóle nie zrobiłbym kroku. Opierając się na ramieniu maga, powlokłem się do wyjścia.
Łóżko było już pościelone, co nawet mnie nie zdziwiło — zacząłem przywykać do tych magicznych niesamowitości. Mistrz pomógł mi się rozebrać i okrył mnie kołdrą, potem zgasił światło. Wykończony psychicznie, nawet nie zwróciłem na to uwagi — pragnąłem tylko jednego: zasnąć i zapomnieć o tym koszmarze, a rano obudzić się we własnym łóżku.
Ledwie dotknąłem głową poduszki, a już zapadłem w niespokojny sen.


Dodano: 2010-02-01 17:08:29
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS