„Miedziany Król” to wspaniały przykład książki, która dostarcza czytelnikowi podwójnej przyjemności. Znając autorów mamy wobec nich wysokie oczekiwania, tymczasem okazuje się, że dostajemy jeszcze więcej, niż się spodziewaliśmy. Duet z Ukrainy po raz kolejny zaprezentował powieść wciągającą, zastanawiającą i zostawiającą po sobie masę skłębionych myśli.
Głównym bohaterem książki jest Razwijar, młody niewolnik, półkrwi Heks. Heksowie to wyklęty naród powszechnie pogardzany ze względu na brutalność swoich obyczajów i niezmiennie praktykowany od stuleci kanibalizm. Chociaż pamięć o nich w wielu częściach świata opisanego przez Diaczenków uległa zapomnieniu, charakterystyczne rysy są swojego rodzaju piętnem Razwijara, które stale o sobie przypomina. O jego wyjątkowości bohatera stanowi także dar zapamiętywania raz zobaczonego słowa pisanego, który pozwala mu przechowywać w pamięci całe księgi.
Razwijara poznajemy, gdy zostaje wyrzucony przed burtę okrętu. Przez wiele lat podróżując, często mimowolnie, poznaje świat i stawia przed sobą kolejne, coraz ambitniejsze cele. Cały czas korzysta przy tym z pomocy Miedzianego Króla, tajemniczego mistycznego bożka, który w zamian za ofiarę daje to, co jest nam potrzebne. Chociaż jego pomoc nigdy nie była widoczna w materialny sposób, Razwijar w niezrozumiały nawet dla siebie sposób nierozerwalnie wiąże swoje losy z Miedzianym Królem.
Czytelnik, który zapozna się z okładkowym opisem omawianej powieści, dowie się o jej powiązaniach z
„Waranem”. Nie znając go, a widząc na półce „Miedzianego Króla” może spokojnie po niego sięgnąć – jeśli nawiązania pomiędzy obiema lekturami są, to występują w ilościach śladowych i fabuła jednego utworu nie wpływa w żaden szczególnie istotny sposób na drugi. Waran, tytułowa postać poprzedniej książki, pojawia się tu jedynie we wzmiankach, jako autor wybitnych ksiąg.
To co książki łączy, to tematyka i poruszane problemy. Obydwie ukazują drogę człowieka do celu, ewolucję charakteru podczas realizacji planów, a także podejmują problematykę wyborów, które nas kształtują. Mam wrażenie, że napisanie „Miedzianego Króla” w tym samym uniwersum co „Warana” nie jest przypadkowe: autorzy chcieli zestawić historie dwóch postaci. Waran całe życie szukając odpowiedzi na dręczące go pytania, całkowicie się temu poświęcając, doszedł do zupełnie innego punktu niż Razwijar, który marzył o tym samym. Nie wartościując niczego, autorzy pokazują konsekwencje działań obydwu postaci i ich wyborów.
Co się z tym wiąże, postacie kreowane przez Diaczenków są zwyczajnie ludzkie. Czytając „Miedzianego Króla” często zastanawiałem się nad ich wyborami i próbowałem rozstrzygnąć, co samemu zrobiłbym w podobnej sytuacji – mimo heroicznego charakteru dużej części fabuły, Razwijjar, Łuks i Jaska są dużo bliżsi czytelnikowi niż bohaterowie wielu epickich sag fantasy.
Wszystko rozgrywa się w bardzo ciekawym świecie. Fascynuje on głównie ze względu na jego pieczołowite opracowanie. Chociaż Diaczenkowie nie bawią się w rysowanie mapek, a nasza wiedza o uniwersum jest pełna luk i niejasności, warto zwrócić uwagę na bardzo dobrze zarysowane tło. Poznając Heksów – prawie że barbarzyńców, którzy powinni odrzucać nas chociażby praktykowanym od stuleci kanibalizmem i obyczajem pisania poematów na ludzkiej skórze, nie widzimy jedynie ciekawego obrazka, a zaczynamy rozumieć ich trudną kulturę. Objawia nam się mnogość szczegółów, które sprawiają, że wizerunek tego ludu jest kompletny, zrozumiały i wydaje się racjonalny. Podobnie jest z rasą chimajryd, jeszcze bardziej zawiłą w obyczajach i życiu codziennym. To nieczęste w fantasy, gdzie zwykle autorzy powołują wymyślne i egzotyczne twory bez nadania im wiarygodnego kształtu.
Dlaczego „Miedzianego Króla” warto przeczytać? Przede wszystkim dlatego, że to jeden z nielicznych przykładów fantasy o objętości przysłowiowej cegły (prawie sześćset stron małą czcionką), która nie odpycha naiwnością, wtórnością i nudą, a przyciąga niesamowitym światem, ciekawą psychologią postaci i niełatwymi wyborami, jakie muszą one podejmować. A przy okazji wypada „Miedzianego Króla” przeczytać, żeby poznać Diaczenków; zobaczyć, jak różni się ich styl od tego znanego z zachodniej fantasy. Nie idzie mi o jakąś słowiańską swojskość, charakterystyczną dla wschodnich autorów, bo próżno tu szukać dominacji słowiańskości. Są po prostu... inni.
Autor:
Vampdey
Dodano: 2009-11-16 20:56:30