Patronat
Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)
LaValle, Victor - "Samotne kobiety"
Ukazały się
Kingfisher, T. - "Cierń"
Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"
Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"
Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"
Sablik, Tomasz - "Mój dom"
Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"
Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"
Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"
Linki
|
|
|
Wydawnictwo: Mag Tytuł oryginału: Island of the Sequined Love Nun Tłumaczenie: Jacek Drewnowski Data wydania: Listopad 2008 ISBN: 978-83-7480-111-9 Oprawa: twarda, obwoluta Format: 125×195mm Liczba stron: 400 Cena: 35,00 Rok wydania oryginału: 1997
|
Witajcie w świecie kultu cargo!
Christopher Moore ma charakterystyczny styl, którego się konsekwentnie trzyma. Ma specyficzne poczucie humoru, które jest amerykańskim odzwierciedleniem dowcipu Pratchetta; cały urok kryje się nie tyle w finezyjnej narracji, co w zabawnych postaciach postępujących zwykle dość zaskakująco, a jednocześnie – ludzko. Jest coś przewrotnego w twórczości obu panów, jest jakaś nutka szaleństwa i jest podczas lektury nieodłączny uśmiech na twarzy czytelnika. Ale obaj panowie mają jedną zasadniczą wadę: piszą „na jedno kopyto”. Nie połkniecie jednym ciągiem więcej niż dwóch książek któregoś z nich, a tak naprawdę ciężko się zabrać za kolejną zaraz po skończeniu poprzedniej. Trzeba złapać oddech, dystans, wyrzucić z głowy i nabrać apetytu na tę beztroską błazenadę. Poza tym, umówmy się, Pratchett to facet, który zjadł już prawie wszystkie zęby na pisaniu, dorobek ma obszerniejszy, warsztat lepiej opanowany, smak wyrobiony, a ponadto utrzymuje stały, wysoki poziom. Moore przy nim to wciąż nowicjusz. Jego dorobek to „ledwie” jedenaście książek. I niestety łatwiej w dorobku Moore’a dostrzec każde potknięcie.
„Wyspa wypacykowanej kapłanki miłości” ma wiele elementów mogących stanowić o jej sukcesie. W wesoły sposób przybliża wyjątkowo odległy świat Mikronezji, zaznajamia nas z kapitalnym tematem kultów cargo, które chcący/niechcący wywołał „biały człowiek”, pojawiając się w nieskażonych cywilizacją miejscach. Jest w tej książce duch przygody, tropików, egzotycznych wysp, bardzo dobrze stymulujący wyobraźnię. Niestety, mnie powieść nie wciągnęła. Dosłownie dwa momenty porwały mnie i tylko w kilku miejscach szczerze się zaśmiałem. Żałuję, bo naprawdę mam spore obawy, że to głównie wina tego, iż dość niedawno czytałem inną książkę Moore’a. Nie wskoczyłem na właściwe tory, nie byłem do końca przygotowany na kolejną dawkę „mooryzmów”. Dość dobrze pamiętam wciąż „Baranka” i „Ssij, mała, ssij”, które momentami powodowały, że wręcz gdakałem ze śmiechu (tak, gdakałem! żona już parę razy zwracała mi uwagę, że nie może skupić na niczym, gdy jestem w pobliżu i czytam śmieszną książkę). W mojej ocenie Moore w „Wyspie” obniżył loty i nie bardzo ma siłę wznieść się chociaż na ten sam pułap, co w przypadku poprzednich książek.
W telegraficznym skrócie: powieść wypełnia historia pewnego pechowego pilota, który po dość wstydliwym wypadku lotniczym musi szukać pracy na czarno. Trafia na jedną z wysp Mikronezji, gdzie zostaje wynajęty do pilotowania samolotu transportującego dość podejrzane ładunki do Japonii. Jego pracodawcy, niby sympatyczni, a jednak, jak nic, robiący niezłe draństwo, wykorzystują lokalną rdzenną ludność, która wciąż wierzy w boga o imieniu Vincent mającego przylecieć własnym boskim samolotem, „Kapłanką Nieba”, i obdarować ich cudownymi dobrami wytworzonymi przez naszą cywilizację (to jest właśnie ów kult cargo). Jak to dokładnie wygląda, należy już przeczytać samemu.
Problem z „Wyspą” tkwi zapewne w tym, że sam autor nie umie jasno przedstawić owych pracodawców – czy są po prostu chciwi, ale poczciwi, czy jednak źli i brzydcy, a może poczciwi, ale nieuczciwi… Osobiście nie lubię ich w żadnym calu, wydają mi się kompletnie wyssani z palca. Tacy nierealni, tacy „zamazani”, że po prostu mnie męczą. Jeżeli mam jasno napisane, kto jest „bardzo złym bedgajem”, to lubię też mieć jasno określone jego cele, motywy działania. A najbardziej mnie irytuje, kiedy sam autor nie umie spójnie przedstawić antybohatera. W powieści Moore ni to tłumaczy pracodawców pilota, ni to próbuje ośmieszyć, pokazując ich nieporadność, a w końcu daje im do rąk karabiny i każe być złymi do szpiku kości. Chyba w głównej mierze to oni kładą książkę, która porusza kilka naprawdę fajnych tematów i dość ciekawie przedstawia nam obcy świat. Gdybym miał dłuższą przerwę między lekturami książek Moore’a, być może oceniłbym „Wyspę” mniej krytycznie, plasując na średnim, przyzwoitym poziomie, umieszczonym tylko ciut niżej od poprzednich produkcji amerykańskiego pisarza. A tak niestety jestem poirytowany lekturą i nie bardzo chce mi się sięgać po już zapowiadanego „Błazna”, który ukaże się lada chwila.
Autor: Jakub Cieślak
Dodano: 2009-03-10 22:04:16
-Jeszcze nie ma komentarzy-
|
|
|
Artykuły
Plaża skamielin
Zimny odczyt
Wywiad z Anthonym Ryanem
Pasje mojej miłości
Ekshumacja aniołka
Recenzje
Hoyle, Fred - "Czarna chmura"
Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"
Brzezińska, Anna - "Mgła"
Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"
Lindgren, Torgny - "Legendy"
Miles, Terry - "Rabbits"
McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"
Simmons, Dan - "Czarne Góry"
Fragmenty
Mara, Sunya - "Burza"
Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"
Brzezińska, Anna - "Mgła"
Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"
Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"
Sablik, Tomasz - "Próba sił"
Kagawa, Julie - "Żelazna córka"
Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"
|