NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Żamboch, Miroslav - "Mroczny zbawiciel", tom 2
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Żamboch, Miroslav - "Mroczny zbawiciel"
Tytuł oryginału: Drsný spasitel
Tłumaczenie: Rafał Wojtczak
Data wydania: Luty 2009
ISBN: 978-83-7574-096-7
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 336
Cena: 29,99
Seria: Obca Krew



Żamboch, Miroslav - "Mroczny zbawiciel", tom 2 #1

Obyś skończył w piekle

Miałem w dupie Genewę, miałem w dupie bogactwa, paliwa, całe dziedzictwo minionych generacji. Kochałem się z kobietą, którą w szczytowym momencie seksualnego uniesienia zabiłem. Cóż, miałem na sumieniu wiele gorszych rzeczy, jednak przyjemność, jaką to sprawiło mnie albo mojemu drugiemu ja, była przerażająca.
Straszna, obca część, którą ktoś we mnie uwięził, zażąda powtórki. Najgorsze, że inna kobieta — dziesięć, sto, tysiąc razy lepsza ode mnie — poświęciła własne życie, by mnie ratować. Umarła, ponieważ wierzyła, że ocaliłem ludzkość, że już raz zapobiegłem zagładzie. Srałem na ludzkość, srałem na wszystkich. Bałem się o siebie. Było mi żal Agnes, Hekate. Nie potrafiłem zrozumieć, jak to możliwe, że mężczyzna na zachlapanej krwią ilustracji, którą trzymałem bezpiecznie w kieszeni, to właśnie ja. R. C., Raymond Curtis. Co wyście z niego zrobili? W co go zamieniliście?
Wróciłem jednak do rzeczywistości.
— Marty, nie rób tego, naprawdę nie warto. Z pewnością nikogo jeszcze sam nie zabiłeś — próbowałem go ostrzec.
Własny głos wydawał mi się obcy. Zmęczony, wyeksploatowany i może właśnie dlatego taki przekonujący. Ale to nie wystarczyło.
— Sam nie, ale widziałem już setki umierających ludzi — odpowiedział.
Trzymał w dłoniach broń i palcem wskazującym szukał spustu. Wszystkie jego ruchy zdradzały nerwowość i nierozważność.
Nóż Agnes był wielki i ciężki, ale dobrze wyważony.
Marty pociągnął za spust, ale kula przeszła obok, trafiając w ziemię obok mojej lewej nogi. Próbował strzelić jeszcze raz, zorientował się jednak, że nie ma na to siły. Automat wyślizgnął mu się z ręki. Marty ze zdumieniem spojrzał na strużkę krwi, która ciekła mu z piersi.
— A więc umrę — wycharczał i padł na liście.
Brzmiało to niemal jak: „A więc w końcu umrę”.
Wykopałem czwarty grób, po prostu czułem, że muszę to zrobić. Opuściłem obozowisko, dopiero gdy zaczęło się ściemniać. Nabita Margaret w jednej kaburze, Zabójca w drugiej. A jednak czułem się dziwnie nagi i niemal osamotniony. Brakowało mi Micumy i Greysona. Choć za pasem miałem żądnego walki boga, bez miotacza granatów byłem tylko w połowie mężczyzną.
Kiepski żart. Ani trochę nie poprawił mi nastroju.
Wiedziałem, gdzie znajdę Siepacza — w pobliżu magazynu zużytego paliwa, czyli w okolicach poręby i starego cmentarza. Nikomu nie chciałoby się przecież taszczyć w tę i z powrotem niepotrzebne, napromieniowane trupy. Wczesny ranek to chyba najwłaściwsza pora na odwiedziny.
Rozbił się właśnie tam, gdzie podejrzewałem. Był tak pewny siebie, że nawet rozpalił ognisko i spał trzy metry od niego. Drugie, wciąż ciepłe miejsce świeciło pustkami. Micuma, przywiązana do drzewa w sposób, którego nie znosiła, zniesmaczona raczyła się rosnącymi nieopodal paprociami. Za nimi również nie przepadała. Greyson rdzewiał w oszronionej trawie i pewnie też nie był zadowolony.
Pozostałem w ukryciu, obserwując obozowisko i zastanawiając się, gdzie może kryć się Tropiciel. Oczywiście wszędzie. Był zbyt dobry, żebym go znalazł. Przemieszczał się niczym duch.
Nie chciałem jednak, by Micuma tak tam stała. Zbyt dobry, zbyt dobry, rezonowało mi w głowie. Nagle poczułem, że ktoś z tyłu na mnie patrzy. Przewróciłem się na bok i zobaczyłem go pięć kroków za sobą. Wysokiego, chudego mężczyznę stworzonego przez dzicz, w której żył. Nie miał nic w rękach, nie sięgnąłem po żadną broń.
— Ciężko ciebie zabić — rzekł cicho.
— No, ciężko — potwierdziłem.
— Wynajęli mnie jako tropiciela. Szef jest martwy, tym samym kończy się moja praca.
— Pewnie tak — przytakiwałem, ale jednocześnie uważnie śledziłem każdy jego ruch.
Może i był wspaniałym tropicielem i traperem, ale i tak za łatwo mnie zmylił. Coś mi w nim ciągle nie pasowało. Nie zostawiał śladów, człowieczeństwa też w nim nie było zbyt wiele.
— Zapłacili mi jednak. Nie mogę ich zdradzić, nawet tego ostatniego.
Zaczął sypać śnieg. Z nieba spadały drobne płatki, szeleściły w trawie i we włosach, czułem chłód, gdy roztapiały się w krople wody spływające po twarzy. Nagle było ich więcej, wirowały w powietrzu i wypełniały przestrzeń, przypieczętowując ostateczną kapitulację jesieni. Miałem je we włosach, na policzkach. Ale już nie topniały.
— Chcę tylko z powrotem klacz i broń, nic więcej — spróbowałem. — Ten facet w ogóle mnie nie interesuje.
Tropiciel słuchał.
— Poproszę go uprzejmie, a jeśli się zgodzi, odejdę.
— Brzmi uczciwie. — Skinął głową.
Czułem, jak mnie oplata, ocenia, przegląda na wylot.
Zastanawiałem się, kim on jest, ale mogłem się tylko domyślać. Nowe wcielenie leśnego człowieka z przeszłości? Zmaterializowany duch, obrońca okolicy? Nieznana zjawa albo ktoś — coś zupełnie innego?
— Dotrzymuję słowa — dodałem.
Posłał mi pełne rozbawienia spojrzenie.
— Wiem — powiedział i rozpłynął się.
Przez chwilę oddychałem nieco szybciej niż zwykle, ale dosyć szybko udało mi się uspokoić. Ulotnił się, czyli nie chciał się mieszać. Najchętniej załatwiłbym Siepacza jednym strzałem w głowę, ale wtedy nie dotrzymałbym słowa. Dał mu je człowiek, bóg, pozszywaniec i bękart
— ja. Wszedłem na porębę i pomału zbliżyłem się do ogniska.
— Wstawaj. — Czubkiem buta trąciłem chrapiącego Siepacza.
Wyskoczył ze śpiwora szybciej, niż wydawało się możliwe. Kopnięciem wytrąciłem mu pistolet z dłoni.
— Oddawaj Micumę i Greysona.
— Oszalałeś — zaśmiał się. — Wydaje ci się, że jak załatwiłeś Agnes i ogłupiłeś Dwiga, to możesz wszystko.
Załatwiłem Agnes, ogłupiłem Dwiga. Miał rację, choć wcale nie chciałem tego zrobić.
— Spieprzaj. Może daruję ci życie. — Źle zinterpretował moje wahanie.
— Oddawaj Micumę i Greysona — powtórzyłem.
Obiecałem, że poproszę uprzejmie.
— Jak to z nią robiłeś? Jak to było, kiedy ją ciąłeś?
Uderzyłem go. Normalnego faceta to by zabiło, jego uratował wzmocniony szkielet i ultraszybki refleks. Siepacz leżał na ziemi, krew z rozwalonej wargi rozmazał sobie po całej twarzy.
— Ty gnoju, ruszają mi się zęby — warknął.
— Oddawaj Micumę i Greysona — powiedziałem po raz trzeci. — Proszę.
Obiecałem, że poproszę uprzejmie. Ostatnie słowo zmieniało groźbę w prośbę.
Trzy razy wystarczy, według wszelkich zasad, czarów i zaklęć.
Zaśmiał się. Nagły ruch i już trzymał w dłoni sześciolufową spluwę.
— Obyś skończył w piekle, gnoju — wypowiedział życzenie i strzelił.
Właśnie stamtąd przyszedłem — przynajmniej miewałem takie wrażenie. Sześć kulek, jedna obok drugiej, trafiło mnie w brzuch. Padłem w konwulsjach na kolana, ale ostatkiem sił już unosiłem Zabójcę. Siepacz zachowywał się, jakby go w ogóle nie widział.
— Nie czujesz czaru, który w ciebie wpakowałem?
Sporo za niego dałem, ale teraz widzę, że się opłacało.
Żaden karabin, żaden pistolet, nic ci nie pomoże. Jedną krótką serią zmasakruję twój mózg i nic na to nie poradzisz.
Bez pośpiechu sięgnął po automat. Już czułem, jak magia wgryza się we mnie i zaczyna działać. To dlatego musiał strzelać z takiej lichej broni. I nie powiedział mi wszystkiego. Nie tylko nie mogłem używać broni, czar przegryzał się też przez moje wnętrzności aż do kręgosłupa.
— Ty zasrańcu — wydusiłem, przytrzymując dłońmi wnętrzności, które wypływały przez rany postrzałowe w brzuchu. — Nawet Dwiga byś nie pokonał w normalnej walce, musiałeś go zastrzelić.
— A zatem zmiana planów, gnojku — warknął Siepacz, odłożył broń i strzelił stawami w dłoniach, potem zrobił kilka wymachów ramionami, jakby rozgrzewał się na sali gimnastycznej. — Poużywam sobie trochę. Wytrzęsę z ciebie życie własnymi rękami.
To był dobry kopniak. Rozharatał mi brzuch jeszcze bardziej niż sześć jadowitych kulek wystrzelonych z bliska. Po kolejnym leżałem trzy metry dalej na plecach.
Dolnej części tułowia w ogóle nie czułem, jakby ktoś mi ją odciął.
— Podoba ci się? Bo mnie bardzo! Zawsze chciałem wiedzieć, jak ta kurew to robi. — Przechylił głowę i znowu mnie kopnął. — Opowiesz mi, zanim zdechniesz.
Wziął zamach i czubem podbitego metalem buta kopnął mnie tak, że wzbiłem się w powietrze. W brzuchu eksplodowała mi supernowa, po krótkim locie wylądowałem w błocie, padające płatki śniegu szeleściły w trawie coraz głośniej i głośniej. A może coś się stało z moim mózgiem. Tak, prawdopodobnie tak właśnie było.
— Mówiła, że nie masz jaj. Że wolałeś to robić sam niż z prawdziwą kobietą — wycharczałem.
— Ty gnoju! Zmiażdżę ci czaszkę!
Pochylił się, by spełnić groźbę, i znalazł się w zasięgu moich rąk. Złapałem go za skronie i strzeliłem z główki, zmieniając jego nos w krwawą plamę. Drugi raz, trzeci.
Próbował mnie odepchnąć, ale trzymałem mocniej niż imadło i waliłem czołem, potem Okiem i znowu czołem.
Siepacz młócił na przemian to pięściami, to łokciami, aż sikała ze mnie krew, lecz w porównaniu z bólem, które zadawał mi czar z nabojów, to były łaskotki. Nawet na chwilę nie przerywałem, aż wreszcie usłyszałem, jak jego czaszka pęka, zaczęła się z niej lać krew, a spomiędzy kości wypłynął mózg. Jednak Siepacz ciągle żył i szukał czegoś po omacku. Nic nie czułem. Patrzyłem, jak umiera, na odłamki kości wbijające się w mózg, który w końcu zmienił się w bezkształtny ochłap. A przecież już czuł się zwycięzcą. No cóż, robiłem znacznie gorsze rzeczy.


Dodano: 2009-02-19 16:19:01
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS