NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Gong, Chloe - "Nieśmiertelne pragnienia" (zielona)

Ukazały się

Ferek, Michał - "Pakt milczenia"


 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

Linki

Wrede, Patricia C. - "Przywołanie smoków"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Wrede, Patricia C. - "Kroniki Zaczarowanego Lasu"
Tytuł oryginału: Calling on Dragons
Data wydania: Styczeń 2008
ISBN: 978-83-7418-173-0
Oprawa: miękka, tłoczona obwoluta
Format: 135x205
Liczba stron: 224
Cena: 21,90 zł
Tom cyklu: 3



Wrede, Patricia C. - "Przywołanie smoków" #5

Rozdział 5
w którym intryga zagęszcza się coraz bardziej


Nonsens zatrzymał się u stóp Morweny. Człowieczek, którego trzymał w pysku za szaty, wierzgał nogami, a potem, wywijając ręką nad głową, spróbował trafić kota w nos. Na szczęście chybił. Nonsens zamruczał groźnie i potrząsnął łbem, mężczyzna zaś, kołysząc się tam i z powrotem, wrzasnął ze strachu.
– Niezwykle interesujące – zauważył Telemain. – Morweno, twój kot schwytał chyba miniaturowego maga.
– Widzę – zapewniła go Morwena i zwróciła się do Nonsensa. – Co zrobiłeś z jego laską?
– Mmmph hmmmph uff – wyjaśnił Nonsens i wskazał ogonem krzew.
– Dobrze. Nie dopuszczaj go do niej.
Morwena odwróciła się i ruszyła w stronę koniczyny.
– Dokąd idziesz? – spytał Telemain.
– Po wiadro – odpowiedziała przez ramię Morwena.
Mag znów wydał z siebie piskliwy wrzask, a Telemain wymamrotał jakieś słowa sprzeciwu, jednak czarownica zignorowała obydwu. Zabrawszy wiadro, wróciła na miejsce, gdzie zobaczyła maga stojącego na własnych nogach, a obok czujnego Nonsensa. Naprzeciwko nich siedział ze skrzyżowanymi nogami Telemain i trzymał coś, co wyglądało jak srebrny zegarek z pomarańczową tarczą i czterema wskazówkami. Co chwila przenosił wzrok z przyrządu na maga i z powrotem.
– Powiedział ci już, co knują? – spytała Morwena, stawiając wiadro nieco z boku, by było pod ręką i jednocześnie nie zawadzało.
Telemain podniósł wzrok, marszcząc czoło.
– Nie pytałem go o to. Zdajesz sobie sprawę, że jest to pierwsza w moim życiu okazja obserwowania maga in situ? Oczywiście, magiczne powiązania byłyby znacznie jaśniejsze, gdyby jego laska znajdowała się odrobinę bliżej.
– Laska zostanie tam, gdzie jest – uprzedziła Morwena. – Nonsens, jeśli któryś z nich spróbuje po nią sięgnąć, powstrzymaj ich. Nieważne jak.
– Nieważne? W takim razie żaden problem. – Nonsens cofnął wargi, odsłaniając większość zębów. – Czy zachowuję się właściwie? Czy to oznacza, że dostanę rybę na kolację?
– Z pewnością – odparła Morwena. – I prawdopodobnie miseczkę śmietanki. Gdzie jest Pogarda?
– Z Jasperem, pilnują laski. Oni też dostaną rybę?
– Owszem, jeśli będą mieli na nią ochotę.
Morwena przeniosła uwagę na maga mierzącego sześć cali wzrostu. Miał kościstą twarz o ostrych rysach, zasłoniętą do połowy przez zmierzwioną i gęstą brodę brązowego koloru i wydawał się nieco za młody w porównaniu z większością magów, jakich Morwena kiedykolwiek spotkała. Nie wspominając już o tym, że był mały.
– Jeśli nie będzie to kolidowało z twoimi obserwacjami, Telemainie, chciałabym zadać temu gościowi kilka pytań.
– Hm? Och, ależ skąd.
Telemain nie spojrzał nawet na nią.
– Dobrze. Posłuchaj, magu, kim jesteś i co robisz w Zaczarowanym Lesie?
Mag wyprostował się na całą wysokość swego mizernego wzrostu, dzięki czemu jego głowa znalazła się na poziomie kociego nosa.
– Jestem Antorell i jeśli wiesz, co dla ciebie dobre, nie będziesz się mieszać w moje sprawy – oznajmił piskliwym głosem.
– Mogłam się tego domyślać – mruknęła Morwena.
– Co to takiego? – Telemain podniósł wzrok. – Morweno, te odczyty są absurdalne. Ten osobnik nie może być zbyt dobry.
Twarz Antorella oblała się czerwienią. Morwena się uśmiechnęła.
– Nie jest. To Antorell, Telemainie.
– Antorell, Antorell... och, syn przewodniczącego Towarzystwa Magów, Zemenara?
– Zgadza się – potwierdził Antorell. – A ty pożałujesz...
– Czy to nie ten, którego Cimorena ciągle roztapia? – spytał Telemain. – I czy nie powinien być większy?
Twarz Antorella zrobiła się całkowicie fioletowa. Kot, zaintrygowany tą zmianą, wychylił się, a jego wąsy musnęły skroń małego maga, który wrzasnął i odskoczył gwałtownie, kot zaś rzucił się na niego. We wszystkie strony poleciały drobinki mchu. Po chwili szybko poruszające się kłębowisko znieruchomiało i ukazał się przyczajony nad magiem Nonsens. Jedna łapa, z wysuniętymi na całą długość pazurami, spoczywała na ramionach nie kryjącego przerażenia Antorella.
– Ten sam – zwróciła się Morwena do Telemaina. – Bardzo dobrze, Nonsens. Możesz się teraz cofnąć. Nie wydaje mi się, by zechciał zrobić to drugi raz.
– Fascynujące – mruknął czarodziej, nie odrywając oczu od kota. – Widziałaś iskry, Morweno? Rzucił podstawowe zaklęcie ochronne, ale nie zrobiło na kocie najmniejszego wrażenia!
Morwena zmarszczyła brwi, zaskoczona.
– Nonsens?
– No oczywiście, że zaklęcie nic mi nie zrobiło. – Kot cofnął powoli łapę z piersi Antorella i usiadł tuż obok niego. – Magowie nie wiedzą, jak radzić sobie z kotami. Nie wydaje mi się, by byli bardzo mądrzy!
– Zabierzcie ode mnie tę bestię! – krzyknął Antorell, gdy Nonsens uniósł łapę i zagiął pazury.
– Widzicie? – spytał Nonsens i zaczął usuwać zarazki maga spomiędzy palców.
– Uspokój się – powiedziała Morwena. – Nonsens nie zrobi ci krzywdy. Jeśli mu oczywiście nie każę. Co robisz w Zaczarowanym Lesie?
– Nie powiem ci. – Antorell bez wątpienia próbował udawać aroganckiego, ale osiągnął tylko pewien stopień nadąsania.
– Morweno? – Zza dalszego końca krzewu wyłoniła się Pogarda. – Jak długo mamy pilnować tej laski? Nic nie robi, a Jasper chce się zdrzemnąć.
– Przyjdę do was, jak tylko skończę z Antorellem – zapewniła czarownica.
– O co chodzi? – spytał Telemain.
– Pogarda chce, by ktoś się zajął laską – wyjaśniła mu Morwena. – Antorell...
– Nie widzę żadnego problemu – oznajmił Telemain. – Jeśli przyniesiesz ją tutaj, Pogardo, wyręczę cię.
Pogarda posłała mu przeciągłe spojrzenie.
– Psy przynoszą – odparła i obróciwszy się do niego tyłem, położyła się, uderzając wyniośle ogonem.
– To oznacza „nie”, jak przypuszczam – westchnął Telemain.
– Owszem. Mówiłam ci, że nie chcę widzieć tej laski w pobliżu maga – przypomniała Morwena.
– Właściwy duch naukowego badania...
– Bardziej interesuje mnie samoprzetrwanie. Obejrzysz tę laskę później. Antorell...
– Ha! – zawołał mag. – Spóźniłaś się! Spójrz tylko!
Podniósł zamaszystym ruchem rękę. Uczyniwszy to, zaświecił. Nonsens cofnął zdziwiony głowę, blask zaś otaczający maga zaczął pulsować, najpierw jasno, potem ciemniej. Po trzykrotnym pulsowaniu mag zaczął rosnąć. Zyskał dodatkowy cal wzrostu przy następnym błysku, dwa przy kolejnym, a potem urósł do rozmiarów jednej stopy.
– Niech to diabli! – rzuciła Morwena i chwyciła wiadro.
– Argelfraster – powiedział Telemain i wskazał na Antorella.
– Oj! – zawołał Antorell, a na jego posępnej dotąd twarzy pojawił się szok. Wciąż roztaczał wokół siebie blask i pulsował, ale już nie rósł. U dołu jego brązowej szaty, tam gdzie powinny być stopy, zaczęła się zbierać kałuża kleistej mazi, która wsiąkała z wolna w mech. – Nie! Pomocy! Nie możesz mi tego zrobić!
– O rany! – ucieszył się Nonsens. – Patrzcie tylko na niego!
Morwena przytaknęła, ale trzymała wiadro z mydlaną wodą na podorędziu, gotowa w każdej chwili chlusnąć, tak na wszelki wypadek. Antorell roztapiał się w tej chwili szybciej, niż rósł. Po minucie wszystko, co z niego pozostało, to szaty i kałuża lepkiej mazi wsiąkającej powoli w mech. Nonsens zbliżył się ostrożnie i powąchał, po czym cofnął się gwałtownie.
– Co to za hałas? – spytał Zabójca zza pleców Telemaina. – Brzmiało to trochę tak, jakby był tu drugi osioł.
– Nie, to był mag, choć w tym wypadku to z grubsza to samo – odparła Morwena. – Nie musisz się martwić. Już go nie ma. – Odstawiła ponownie wiadro i kiwnęła z aprobatą Telemainowi. – Gratulacje. Działa.
– Owszem, zauważyłaś poza tym efekt echa odnośnie zaklęcia zwiększania wzrostu. – Telemain potrząsnął zdumiony głową. – Niezwykłe. Teoretyczne konsekwencje...
– Są bardzo interesujące, nie wątpię – przyznała Morwena i wskazała kleiste szaty. – Jak trwałe to jest?
– Nieszczególnie, obawiam się – odparł czarodziej. – Wróci do dawnej postaci za dzień czy dwa.
Zabójca przydreptał do kałuży.
– Czy to jadalne? – spytał niepewnie.
– Nie! – zakrzyknęli jednocześnie Morwena i Telemain.
– Cóż za koszmarny pomysł – oburzył się Nonsens, marszcząc nos.
– Ale bałagan – prychnęła Pogarda.
– Nie dotykaj tego – przestrzegła Morwena Zabójcę. – Zważywszy, że znajdujesz się już pod działaniem dwóch zaklęć, nie powinieneś ryzykować, jeśli chodzi o resztki magicznej mocy.
– Och. – Zabójca spojrzał na kałużę i westchnął. – Ale jestem głodny. I chce mi się pić. Czym się żywią osły?
– Zajmiemy się tobą za chwilę – obiecała Morwena. – Pospiesz się, Telemainie. Trzeba się zbierać.
Plaża, nie plaża, należało jak najszybciej odszukać króla Mendanbara i królową Cimorenę i poinformować ich o wszystkim. Morwena ruszyła z powrotem w stronę koniczyny po swoją miotłę.
– Nie zapomnij o lasce! – zawołała za nią Pogarda.
Przygotowania do powrotu nie trwały długo. Morwena zabrała laskę – i Jaspera, który wciąż jej pilnował – zmierzając ku miejscu, gdzie został Telemain. Zauważyła z zainteresowaniem, że laska mierzy ponad trzy stopy długości i rozciąga się z wolna. Widocznie zaklęcie kurczące ustępowało nawet bez pomocy Antorella.
Kiedy Morwena podeszła do czarodzieja, kończył właśnie chować swe błyszczące przyrządy do kieszeni.
– Zebraliśmy już wszystkich? – spytał.
– Wszystkich prócz maga – odpowiedziała Pogarda. – I nie ma co po nim płakać, że się tak wyrażę.
– Tak – zgodziła się Morwena. – Jeśli zechcesz zabrać tę laskę, Telemainie...
– Nie robiłbym tego – wyznał Jasper, zeskakując z ramienia Morweny.
Morwena uniosła brwi zdziwiona, po czym dostrzegła, że Zabójca stoi obok wiadra mydlanej wody. Opuścił łeb i powąchał ciecz na próbę.
– Dlaczego nie? Ładnie pachnie.
– To sok cytrynowy – wyjaśniła Morwena.
– Jest w tym mydło – uprzedził Nonsens, bijąc ogonem o ziemię. – To służy do roztapiania magów.
– Nie ma żadnych w pobliżu, a mnie chce się pić.
Nim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, Zabójca wziął spory łyk, siorbiąc przy tym głośno. Wyprostował gwałtownie uszy i cofnął się, wstrząsając łbem.
– Blaaaa! Co za okropny smak.
– Nonsens cię ostrzegał – przypomniała mu Pogarda z całkowitym brakiem współczucia. – I Jasper także. Dobrze ci tak, skoro nie słuchałeś.
– Co się dzieje z jego nosem? – spytał Nonsens, wysuwając swój własny na taką odległość, że był zmuszony wstać i podążyć za nim. – Spójrz na jego nos, Morweno. Robi się niebieski.
– I nie tylko on. – Jasper patrzył zafascynowany. – Całe jego oblicze zmienia barwę.
Zabójca wydał z siebie pełne przerażenia prychnięcie i potrząsnął łbem, kichając na wszystkie strony mydlanymi bańkami. Kolor rozprzestrzeniał się coraz bardziej. Niebawem głowa i szyja osła odznaczały się jasnym i czystym błękitem nieba, który objął wkrótce uszy, przednie nogi i grzbiet.
– Na pomoc! – wrzasnął Zabójca. – Morweno, jesteś czarownicą. Powstrzymaj to!
– Nie zalecałbym – wyznał Telemain. On także obserwował zmieniającą się barwę Zabójcy z wielkim zainteresowaniem. – Synergistyczne działanie pierwotnego zaklęcia magicznego, które samo w sobie stanowiło nieuporządkowany mechaniczny nadmiar, a tym samym źródło nieprzewidzianych efektów ubocznych, a także wtórne zaklęcie wegetacyjne sprawiło, że stałeś się podatny na płyn powodujący przejście w stan ciekły i jednocześnie, na szczęście, odporny na jego działanie.
– Co!? – wrzasnął Zabójca.
– Pozostały na tobie resztki magicznego zaklęcia i nie wiesz, co może ono z tobą uczynić. Masz szczęście, że się nie roztapiasz, tak jak się to stało z magiem – podsumowała Pogarda.
– Ale spójrzcie na mnie!
– Wydaje mi się, że można uznać to za poprawę – pocieszyła go Morwena. – Wyglądasz znacznie lepiej niż wtedy, gdy byłeś łaciaty.
– Błękit? Błękit jest lepszy od łaciatości?
Kolor zdążył już objąć zad Zabójcy. Tylko jego ogon i tylne nogi wciąż jeszcze pokrywały białe i brązowe plamy.
– Nie za bardzo – przyznała Pogarda.
– Omówimy to później – przerwała dyskusję Morwena. – Musimy się zbierać. Telemainie...
– Wszyscy wciąż tutaj? Dobrze.
Telemain uniósł rękę i nakreślił w powietrzu palcem wskazującym lewej dłoni kółko. Szeroki srebrny pierścień na jego palcu błysnął, kiedy czarodziej wymówił cichym głosem:

Przenieś ten tłumek
Za sprawą wiatru i chmurek
Do zamku władcy wielkiego
Mocą pierścienia mego.

Przy ostatnim słowie Telemain klasnął głośno. Drzewa się roztopiły i zniknęły jak wosk na gorącej blasze. Ku swemu zdumieniu Morwena nie doznała wrażenia ruchu. Wydawało jej się raczej, że stoi nieruchomo, a przesuwa się otoczenie. Kiedy skinęła głową, rozmazana pstrokacizna przybrała płynnie nowy kształt i stałą postać.
Stali teraz na brukowanych kamieniach zamkowego dziedzińca, w stosunkowo wąskim przejściu między fosą a bramą główną. Przy lewym murze leżała wielka smoczyca, zażywając kąpieli słonecznej. Jej łeb, zaopatrzony w trzy krótkie typowe dla samicy rogi, spoczywał na krawędzi fosy, większa część ciała kryła się za wieżą z dwoma szeregami schodów, które otaczały ją od zewnątrz. Skrzydła smoczycy były częściowo rozpostarte, by chwytać promienie słońca, a zielone łuski migotały, nawet przy szarawych krawędziach.
– Iiiihaaa! – zarżał Zabójca z przerażenia. – Smok!
– O, bardzo dobrze – ucieszyła się Morwena. – To nam zaoszczędzi sporo czasu.
– Dobrze? – Można było odnieść wrażenie, że Zabójca próbuje się schować za Telemainem i jednocześnie obserwować smoczycę. – Smok to coś dobrego?
– Nie byle jaki smok, ty idioto – powiedziała Pogarda. – To Kazul, Król Smoków.
Zabójca cofnął się odrobinę.
– Czy on zjada króliki? Albo osły?
– Ona woli podpłomyki z wiśniami – poinformował Jasper.
– Ona? – Zabójca sprawiał wrażenie całkowicie zaskoczonego, jak i wystraszonego. – Ale... „Król Smoków”?
– Król Smoków to tytuł – wyjaśnił Jasper. – Nie ma nic wspólnego z płcią.
– Smoki są bardzo wrażliwe na tym punkcie – wtrącił Nonsens, przytakując. – Niemal tak wrażliwe jak ja. Ale nie lubią ryb.
– Byłbym szczęśliwszy, gdyby nie lubiły osłów.
– Nie martw się o Kazul – uspokoiła go Morwena. – Nie jada przyjaciół swoich przyjaciół.
– Nawet jak jest głodna? – Uszy Zabójcy wysunęły się nerwowo do przodu. – Wydaje mi się głodna.
Nim Morwena miała czas odpowiedzieć, drzwi zamku otworzyły się z jękiem. Z głębi ciemnego holu jakiś głos zawołał:
– Madame Morweno! Czarodzieju Telemainie! Witajcie w zamku.



Dodano: 2007-12-28 11:09:25
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS