NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Zappa, Ahmet Emuukha Rodan - "Makabryczne Memuary Mocarnej McMężnej"
Wydawnictwo: RedHorse
Data wydania: Listopad 2007
ISBN: 987-83-60504-15-4
Oprawa: twarda
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 320
Cena: 34,99



Zappa, Ahmet Emuukha Rodan - "Makabryczne..." #2

Molly, moja mama

Zanim opowiem wam, co stało się potem, powinnam chyba wyjaśnić kilka spraw, które wydarzyły się dwa lata temu. Właśnie w rocznicę śmierci mamy odkryliśmy z Maksem, że nasza rodzina nie jest taka zwyczajna. I chyba wtedy rozpoczęła się ta cała historia.
Siedzieliśmy w domu przy ulicy Bujanego Konika. Na zewnątrz panowała straszna, zimna noc. Niebo zasnuwała kłębiąca się złowrogo masa czarnych chmur. Ciężkie krople deszczu łomotały głośno o nasz dach. Pobliskie drzewa rzucały upiorne cienie, poruszając sękatymi, palczastymi gałęziami, jakby wykonywały dance macabre przy akompaniamencie wyjącego wichru. W oknach raz po raz rozbłyskiwały przecinające niebo, trzaskające pioruny. Mimo że w domu było sucho i bezpiecznie, za każdym razem, gdy rozlegał się grzmot, czuliśmy z Maksem jego wibracje aż w kościach. Taka noc naprawdę przejmowała grozą, a my zostaliśmy sami. Pocieszałam się jednak, że jesteśmy odważnymi dziećmi, a tata wróci niedługo.
Poszliśmy na górę, żeby ogrzać się przy kominku w bibliotece. To mój ulubiony pokój. Ściany, od podłogi do sufitu, zastawione są wysokimi na dziesięć metrów drewnianymi regałami, wypełnionymi setkami, może nawet tysiącami książek. Na półkach tłoczy się bardzo zróżnicowana tematycznie kolekcja, od literatury faktu do fantastyki, od pozycji współczesnych do średniowiecznych, od komedii do tragedii, od historii do mitologii. Są tam także grube, oprawne w skórę, ważące chyba z tonę słowniki dziwnych języków i ogromne atlasy z mapami miejsc, które mam nadzieję kiedyś odwiedzić.
Moje najszczęśliwsze wspomnienia o mamie, Molly Adelajdzie McMężnej, wiążą się właśnie z tym miejscem. Uwielbiała bibliotekę. Nadal pamiętam jej orzechowe oczy, miękkie, ciemne włosy, wąski, zgrabny nos oraz uśmiechnięte usta, którymi szczodrze obdarzała nas pocałunkami. Zwykła siadać przy kominku, w ukochanym, zielonym, pluszowym fotelu, tuż pod okropnym olejnym portretem naszego praprapradziadka, Maksymiliana McMężnego. W tym właśnie fotelu lubię siadać najbardziej. Mama dużo nam czytała, a my śmialiśmy się, gdy naśladowała głosy dziwnych postaci zamieszkujących karty książek. Odsłaniała przed nami tajniki skomplikowanych równań matematycznych oraz zadziwiających tekstów naukowych, umiejętnie szkicując zdumiewające zwierzęta, dziwaczne ptaki i osobliwe rośliny. (To sprawiało mi największą przyjemność). Opowiadała nam pełne przygód historie o dzielnych kapitanach, którzy wyruszali na poszukiwania wspaniałych złotych skarbów i zmagali się z ogromnymi falami na pokładach zbrojnych w armaty statków. (Te opowieści ubóstwiał Maks, ja nazywam je bajeczkami dla głupiutkich małych chłopców).
Kolejnym powodem, dla którego tak kocham bibliotekę, jest przepięknie pomalowany sufit. Przedstawia magiczne, nocne niebo, usiane odległymi gwiazdami, jaśniejącymi księżycami i oszałamiająco barwnymi planetami. Gdy Maks miał trzy lata, mama wzięła pędzel oraz paletę z farbami i wdrapała się na jedną ze starych, rozchwierutanych drabin. Bosa, stanęła na najwyższym szczeblu, ogarniając wzrokiem gwiezdny fresk w poszukiwaniu najlepszego miejsca do malowania. Balansując niepewnie, zanurzyła pędzel w farbie i wspięła się na palcach, by sięgnąć sufitu. Drabina chwiała się lekko, gdy mama zaczęła nanosić kolory.
– Minerwo – powiedziała, a złota kropla kapnęła jej na policzek. – Wiesz, że zapoczątkowałam tę tradycję po twoim urodzeniu?
Potrząsnęłam przecząco głową.
– Właśnie wtedy zaczęłam. To ty mnie zainspirowałaś. A wiesz, co namalowałam dla ciebie?
– Nie – odrzekłam, obserwując z trwogą, jak stareńka drabina chybocze pod ciężarem mamy.
– To, tutaj – wskazała cudną, różowawą konstelację składającą się z ośmiu jaśniejących gwiazd, ułożonych w kształt idealnego serca wokół rubinowej, lśniącej kuli słońca.
– Ty, moja kochana córeczko, jesteś tym słońcem pośrodku. Widzisz, otacza go osiem gwiazd –przewodniczek.
Widziałam i strasznie mi się to podobało.
– Osiem jest liczbą wieczności, a ja tak właśnie będę cię kochała, Minerwo. Wiecznie. – Potem przesłała mi całusa i wróciła do pracy.
Bardzo się denerwowałam, słysząc, jak drabina strasznie skrzypi, ale mama zdawała się nie zwracać na to uwagi. Malowała, prowadząc pędzel płynnymi ruchami, każdym pociągnięciem osiągając zamierzony efekt. Wreszcie skończyła.
Voilà! I co ty na to, Minerwo? – spytała. – To kometa dla Maksa. Złoty, połyskliwy ogon dla mojego złociutkiego synka.
Powiedziałam, że jest ładna, ale tak naprawdę bardziej podobała mi się moja konstelacja.
Klap, skrzyp, klap, chrup, klap, trzask. Trzymałam kciuki, gdy schodziła z niebezpiecznej drabiny. Kiedy dotarła bez szwanku na ziemię, podbiegła do mnie, pochwyciła w objęcia i obsypała niekończącym się deszczem pocałunków. To moje ostatnie szczęśliwe wspomnienie o mamie. Zmarła kilka dni później.
(Mamo, jeśli możesz to przeczytać z nieba, to chcę, abyś wiedziała, że bardzo za tobą tęsknię. I tata też. I Maks, ten matołek, też za tobą tęskni).
Jak już mówiłam, to była rocznica śmierci mamy, a tata zawsze chciał, żebyśmy obchodzili ten dzień wyjątkowo. Dlatego co roku, tak jak robił to w urodziny mamy, wsiadał na tego samego konia, jechał tą samą ulicą do tej samej cukierni, w której kupował ten sam nieprawdopodobnie pyszny, siedmiowarstwowy tort grapefruitowy z najlepszym kremem waniliowym na świecie (ulubiony tort mamy). Potem wydawaliśmy małe przyjęcie, tylko dla nas trojga, żeby uczcić pamięć mamy.
Tata założył kurtkę przeciwdeszczową i buty do konnej jazdy, a potem mocno nas uściskał. Ucałował mnie i Maksa w czoło, mówiąc, że wróci przed kolacją. Potem przykazał, żebyśmy:
1. Dokładnie zamknęli za nim drzwi.
2. Byli dla siebie mili.
3. A co najważniejsze, trzymali się z dala od kłopotów.
Następnie, w samym środku okropnej burzy, pogalopował błotnistą ulicą. Dla swojej Molly.



Dodano: 2007-10-05 09:16:58
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS