Czego można się spodziewać po książce porównywanej na czwartej stronie okładki do słynnego „Imienia róży” Umberto Eco? Porywającej opowieści w realiach historycznych, wnikliwego śledztwa w otoczeniu starych ksiąg i zakazanych manuskryptów. Powinny się w niej znaleźć liczne odwołania do tekstów kultury masowej i płynący z opowieści morał. W przypadku „Ekslibris” sprawdza się niestety reguła, że wydawca może na okładce napisać wszystko, a dopiero tekst powieści weryfikuje te fantazje. Rzeczywistość okazuje się prozaiczna aż do bólu: Ross King stworzył bardzo przeciętny thriller, który tylko w zamierzeniach mógł mieć coś wspólnego z „Imieniem róży”. Zresztą nie tylko z tą powieścią Eco – autor wyraźnie inspirował się także „Wyspą dnia poprzedniego”. I równie nieudanie...
Fabuła rozpoczyna się zgodnie z kanonami. Do londyńskiego księgarza z XVII wieku Isaaca Inchbolda przychodzi tajemniczy list z prośbą o spotkanie. W jego wyniku Inchbold musi odnaleźć zaginiony hermetyczny tekst zwany „Labiryntem świata”. To wydarzenie zaburza jego dotychczasowy żywot i rzuca go w wir zapierających dech przygód... a przynajmniej tak powinno być, bo w rzeczywistości kolejne etapy dochodzenia do prawdy nie potrafią przykuć uwagi czytelnika. Losy głównego bohatera są odbiorcy obojętne, a poczynania nieprzekonujące. W zamyśle autora zawiła i dwupoziomowa intryga rozciągnięta na przestrzeni około czterdziestu lat, dziejąca się od Gujany po Pragę – w rzeczywistości okazuje się zupełnie niezajmująca. Dodatkowo King wraz z rozwojem historii wygodnie pomija niepasujące mu do całości elementy, a inne nagina tak, iż aż dziw bierze, że się nie rozpadają na drobne kawałki.
Jeszcze kilka słów o tytule, który pasuje do treści jak pięść do nosa. Proszę mi wybaczyć tak niewyszukane porównanie, ale nie znalazłem lepszego określenia. Jakieś ekslibris co prawda pojawia się na kartach powieści, ale nie odgrywa w zasadzie żadnej roli. Taki tytuł sugerowałby również, że książki będą odgrywać kluczową rolę dla rozwoju akcji. Niestety tak nie jest. Choć główny bohater jest księgarzem, a obiektem poszukiwań hermetyczny manuskrypt, to rola książek jest zasłonięta przez... No właśnie, przez co? Opis z okładki sugeruje „zagadki starych szyfrów, mistyfikacje, pasma zdrad i morderstwa”, ale faktycznie są to raczej mętne próby powiązania rozłażących się wątków.
Nie można jednak autorowi zarzucić braku przygotowania do napisania tej konkretnej powieści. Być może wynika to z jego doświadczeń jako historyka sztuki, ale elementy związane z historią czy sztuką właśnie są wykonane więcej niż poprawnie. Niestety to za mało, by napisać dobrą powieść sensacyjną. W moim odczuciu zabrakło mu umiejętności tworzenia zajmującej fabuły, konstruowania dobrej powieści. Tego elementu nie można się tak po prostu nauczyć na kursach nauki pisania. Trzeba to mieć w sobie, albo zdobyć ciężką pracą i ćwiczeniami. A tych Kingowi wyraźnie zabrakło.
Powieść Rossa Kinga zawodzi – nie tylko jako następczyni utworów Eco i Pereza-Reverte (też przywoływanego na okładce), ale nawet jako zwyczajny thriller. Jak widać, nie wystarczy mieć pisarskie nazwisko, by tworzyć zajmujące historie. Z kart „Ekslibris” wieje nudą i bezcelowością, czego nie można w żaden sposób powiedzieć o jego słynnych poprzedniczkach. Zresztą pal licho porównania, jeżeli książka nie broni się sama. Przygotowanie tła, choć ważne, nie jest najważniejszym składnikiem dobrego thrillera. Jeśli fabule brak ikry, to w gatunku bazującym na szybkiej akcji i przyspieszonym biciu serca nie można osiągnąć sukcesu.
W mojej ocenie „Ekslibris” jest kolejną powieścią wydaną w Polsce na fali popularności książek z wplecionymi w treść elementami okultystycznymi, historycznymi, heretyckimi etc. Choć powieść Kinga powstała przed „Kodem da Vinci”, to wpasowuje się w ten sam nurt. Nie wątpię, że znajdzie wielu odbiorców, ale osobiście uważam, że na rynku są znacznie bardziej wartościowe powieści poświęcone tej tematyce. Choćby te przywoływane na okładce „Ekslibris”.
Ocena: 4/10
Autor:
Shadowmage
Dodano: 2007-09-23 21:02:00