NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Pavelkova, Alexandra - "Opowieści o Vimce"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Tłumaczenie: Alina Kalandyk
Data wydania: Wrzesień 2007
ISBN: 978-83-60505-66-3
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 424
Cena: 29,99 zł
Seria: Obca krew



Pavelkova, Alexandra - "Opowieści o Vimce" #2

Z początku ból był niewidoczny. Ale Vimka wyczuła go, niczym głodny pies zagrzebaną, baranią kość. Zapomniała o chłodzie. Uniosła się w siodle i spośród wszystkich doznań wybrała źródło, z którego napływało cierpienie.
Zaklęła, gdy gałąź grabu uderzyła ją w oko. Drzewa rozstąpiły się i na wprost niej wyrosła skalna ściana. Pomarszczone bazaltowe słupy sięgały nawet sześćdziesięciu stóp. Połączone ze sobą u podstawy, wyglądały jak grube palce jakiegoś starodawnego olbrzyma. Głaz, który przed wiekami odłamał się i niczym kciuk oparł się o swoich druhów, pogłębiał to wrażenie. Vimka dostrzegła szeroką, ciemną szczelinę obrośniętą wiekowym mchem. Nieomylnie wiedziona falą promieniującego cierpienia zeskoczyła z konia i weszła do środka.
Coś było nie w porządku. W jaskini nikogo nie było. Lecz ból był wyraźny i silny, jakby umierało tam właśnie sławne wojsko Semira.
- Jest tu kto?
Odpowiedziało jej tylko echo. Może ukrywa się za tamtą skałą, albo w jakimś korytarzu w głębi, którego stąd nie widać, pomyślała. A może się po prostu boi?
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. Przyszłam ci po móc, kimkolwiek jesteś!
Cisza. Obeszła wielką, omszałą skałę, która wyrastała pośrodku jaskini, ale nie znalazła ani żywej duszy, ani następnego korytarza. Mimo to była pewna, że jest we właściwym miejscu. Z zakłopotaniem potrząsnęła głową.
Przeskoczyła kilka leżących luźno kamieni i zaczęła wdrapywać się na skałę. Nie było to łatwe. Nogi ślizgały się po mchu i wilgotnych liściach nawianych przez wiatr. Kiedy, w końcu udało jej się dotrzeć na górę i całą jaskinię miała jak na dłoni, nadal nikogo nie widziała.
- Jestem ciekawa, kto sobie ze mnie stroi żarty?
Gdy uklękła, żeby zejść i rozejrzeć się jeszcze raz, koń niespokojnie parsknął, a w głowie eksplodował złośliwy śmiech obcego potężnego umysłu. Skała pod nogami poruszyła się. Mech zniknął. Zielonoszary kolor zmienił się na miodowy. Zanim zdała sobie sprawę z tego, że patrzy na kontury ładnie złożonych skrzydeł, koniec skały uniósł się z gracją, przybierając kształt głowy osadzonej na szczupłej szyi, i spojrzały na nią świecące, agatowe oczy.
Bez namysłu cofnęła się. Nogi na nierównej powierzchni straciły oparcie i znalazła się na dole o wiele szybciej niż zamierzała. Niestety, kamień, o który stuknęła głową, był prawdziwy. Vimce zaiskrzyło przed oczami i straciła świadomość.
Unosiła się w powietrzu. Właściwie, to leciała jak strzała, ale i tak nie mogła go dogonić. Kiedy znalazł się na granicy widzialności, zmienił się w przezroczysty omam.
– Żylica, stój! – krzyczała, ale wiatr zwiewał słowa z ust i unosił w przeciwnym kierunku.
Zrozumiała, że to nie ma sensu. Narastający ból głowy rozpraszał i odbierał siły. Nagle uświadomiła sobie, że najwyższy czas zatrzymać się i wtedy dar latania opuścił ją bez ostrzeżenia. Chociaż starała się chwycić każdej cząstki powietrza, jaka była w okolicy, spadła na ziemię.
Półprzytomna potarła obite kolana. Były spuchnięte i gorące. I do tego ta głowa.
– Tego nie chciałem. Ocknij się.
Niepewnie zostawiła za sobą omamy i zaczęła odbierać rzeczywistość. Zanim otworzyła oczy, serce zaczęło jej mocniej bić i zwątpiła, który świat jest prawdziwy.
– No dalej, ocknij się – nalegał ktoś.
Posłusznie uniosła głowę i rozejrzała się. Zamrugała, ale to, na co patrzyła, nie znikło. Nie chciała przyjąć do wiadomości, że leżała na czymś, co kończyło się pięcioma długimi i ostrymi jak sztylety pazurami, a nad nią unosiła się ogromna, zębata paszcza.
Zerwała się na równe nogi, ale karuzela w głowie zmusiła ją, by padła na kolana. Spłoszona skierowała oczy do wyjścia. Było całkowicie zatarasowane olbrzymim cielskiem. Pierwszy raz w życiu żałowała swojej decyzji o nienoszeniu miecza bez względu na okoliczności. Wzięła głęboki oddech, żeby nabrać sił.
Przecież, dopóki potrafiła się skoncentrować, zwierzęta nigdy jej nie skrzywdziły. Nawet najbardziej rozwścieczony drapieżnik podlegał jej woli. Jednak gorączkowo przeszukiwana pamięć nie dawała odpowiedzi na pytanie, czy i ile to ogromne stworzenie ma wspólnego ze zwierzęciem.
- Nie chciałem, aby tak wyszło - zadudniło w jaskini, w wyniku czego serce podeszło jej do gardła. - Ale łaskotałaś mnie, nie mogłem wytrzymać. Po co tu przyszłaś?
To, że stworzenie mówi, nie wydawało jej się niewiarygodne. Bardziej zdumiewające było to, że do tej pory pozwoliło jej żyć.
O smokach wiedziała swoje.
- Czułam twój ból, przy... przyszłam ci pomóc. Nie wiedziałam, że jesteś...
- Hmmm - sapnął, odrzucając przy okazji włosy z jej twarzy - A teraz, gdy już wiesz?
Serce w gardle przeszło z cwału do spokojniejszego galopu. Mimo skąpego oświetlenia dostrzegła w oczach smoka prowokacyjny błysk. Potwór był wielki niczym stodoła, a błyszcząca skóra przypominała kolorem leśny miód. Z pewnością nie mógł tu rozprostować skrzydeł, nawet ogon musiał przyciskać do tułowia. Głowę miał wielką niczym beczka wina, a na widok jego zębów każdy przyzwoity krokodyl dobrowolnie oddałby się w ręce garbarza.
Po raz drugi w tym dniu była zdezorientowana.
Widziała zwierzę. Smoka. A jednak czuła jego wstyd za nieudany żart, szczere zainteresowanie jej zdrowiem i typowo ludzkie rozdrażnienie z powodu bólu w kościach.
– Przysięgałam, że będę pomagać... wszystkim bez wyjątku. Dlaczego w twoim przypadku miałabym zrobić inaczej?
Zerknął na nią swoimi okrągłymi oczami. Jego nieufność była oczywista, ale koniec końców było to obustronne uczucie.
– Jesteś lekarką?
– Oczywiście. Od początku staram ci się to wyjaśnić.
– Na co mi ludzka lekarka?
Stłumiła zawrót głowy i podeszła do smoka.
– Odsuń ogon.
Położyła dłonie na jego lewym kolanie. Natychmiast poczuła w rękach palący ból. Złapała go. Zabrała jego większą część i uwięziła tam, gdzie nikomu nie mógł przeszkadzać.
– Uf – odetchnął smok.
– Wiedziałam. Masz reumatyzm, to on mnie tu przyciągnął. Zbytnio nie mogę pomóc, ale przynajmniej trochę ci ulży. Zerknęła na zewnątrz przez szparę, która bielała między wejściem a brzuchem smoka. Chciała sprawdzić, czy koń jeszcze czeka, ale smok inaczej wytłumaczył sobie jej spojrzenie.
- Nie myśl sobie, że reumatyzm w jakiś sposób mnie osłabia. Mam już dwieście lat i poradzę sobie z każdym. Popatrz!
Rozdziawił paszczę i prawie uwięził wiedźmę między zębiskami, a cała jaskinia i głowa Vimki trzęsły się od ogłuszającego ryku.
Lekarka zatoczyła się, przekonana, że już nigdy niczego nie usłyszy. Machnęła ręką, żeby rozpędzić chmurę smrodu.
- Czemu popisujesz się jak pijany parobek? Wystraszysz mi konia.
Smok nieoczekiwanie spuścił pysk, ale zaraz odzyskał rezon.
- Phi! Koń. - Machnął przednią łapą. - Co to za zwierzę, które dało się ujarzmić człowiekowi?
- To nie jest zwykły koń. Poza tym nie jest zniewolony! Zawarliśmy umowę. A w torbie przy siodle mam wszystkie lecznicze maści i płyny!
Zmieszał się. Vimka musiała odskoczyć, gdy odblokował wejście, obrócił się i wystawił na zewnątrz głowę.
- Hej, koniku, gdzie jesteś? - zaryczał na cały las.
- Przestań. Jest trochę strachliwy, ale wróci. Powiedziałam ci, że zawarliśmy umowę.
Smok znowu się obrócił.
- Słuchaj. Nigdy nie miałem dobrych stosunków z ludźmi. Nie mam o was dobrej opinii ani wy o mnie. A ty jesteś wyjątkowo podejrzana. Na pewno jestem największym smokiem, jakiego kiedykolwiek widziałaś. Jak to jest, że się mnie nie boisz?
– Nie wiem – przyznała szczerze.
Skłonił głowę, żeby z bliska spojrzeć jej w oczy. Poczuła coś jakby łaskotanie i ze zdumieniem stwierdziła, że on również potraf porozumiewać się nie tylko za pomocą słów.
To, co w niej znalazł, uspokoiło go. Westchnął, tym razem ostrożnie, żeby nie przydusić jej chmurą smolistego smrodu.
– W takim razie jeszcze trochę pogłaszcz mi kolana.
– Jeżeli obiecasz, że będziesz mówił ciszej. Inaczej mój koń nie wróci. A ja nie chcę przedwcześnie ogłuchnąć.
Tak naprawdę wiedziała, że wierzchowiec się uspokoił, zresztą już po chwili usłyszała dobiegające z zewnątrz znajome parsknięcie. Rzuciła okiem na smoka. Ten ostrzegawczo wyszczerzył zęby, ale pozwolił jej wyjść. Wróciła z torbą, w której podzwaniały buteleczki. Uklęknąwszy obok wielkiego kolana, wyciągnęła jedną z nich i zaczęła wcierać w pomarszczoną skórę szczypiącą ciecz.
– Jak się właściwie nazywasz? Nie bawi mnie już myślenie o tobie jako o smoku.
– Podobno, kiedy wyklułem się z jajka, świeciłem jak szlachetny kamień. Mama nazwała mnie Kroplą Bursztynu. Ale wystarczy, jeżeli będziesz zwracać się do mnie Bursztyn.
Ostrożnie wyprostował kolano, aby sprawdzić, czy ból nie odezwie się mocniej. Odezwało się za to ogromne burczenie. Bursztyn podkurczył pod siebie tylne łapy i beknął.
- Dziękuję. Nie zgłodniałaś? Ja z chęcią coś bym przekąsił.
- Widzę, że chcesz wykorzystać lekarkę dwa razy. Do leczenia reumatyzmu i jako posiłek, co?
- Fuj, nie żartuj. Nigdy nie jem ludzi, ani tego, co hodują. Od ludzkiego pokarmu smok głupieje, zapomina języka i zwyczajów. Skrzydła tracą sprężystość, a łuski bledną. Być może mylę przyczynę ze skutkiem. Przepraszam za wyrażenie, ale człowiek jest najłatwiejszą zdobyczą na świecie, jeszcze bardziej dostępną niż owce i świnie, które hoduje. Faktem jest, że jestem najstarszym i największym gadającym smokiem w tej krainie, ale nigdy w życiu nie wziąłem człowieka do ust. Hm, w sumie wziąłem, ale nawet go nie przełknąłem.



Dodano: 2007-09-11 20:21:51
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS