„Trzynasty anioł” okazał się pechowy. Zamiast powieści wymagającej diabelnie mocnych nerwów, otrzymaliśmy historię, która wymaga raczej anielskiej cierpliwości.
Rzecz dzieje się w Getteim, szczególnym mieście położonym na wyspie, na granicy światów. Miasto-most, istniejące dzięki lukom w regułach rządzących światem, decyzją Rady Aniołów zostaje skazane na zagładę. I, jak bywa w tego rodzaju opowieściach, kilku przypadkowych mieszkańców staje do rozpaczliwej walki o jego ocalenie.
Zrzędzenia katedralnego tetryka
Sam pomysł jest godzien uwagi – od pierwszych stron słychać anielskie trąby zwiastujące lokalną apokalipsę, a główny bohater już w pierwszym rozdziale próbuje zdezerterować z placu boju i odebrać sobie życie. W myśl hitchcockowskiej reguły – dalej napięcie powinno już tylko rosnąć. Niestety – opada. Rozpoczyna się niezbyt emocjonujący wyścig z niezbyt chyżym czasem, nad miasto nadciąga seria nieszczególnie przerażających znaków zwiastujących kataklizm i niespecjalnie gorączkowe poszukiwania trzynastego anioła.
Zrozumiem, oczywiście, jeśli ktoś uzna me malkontenctwo za zrzędzenie katedralnego tetryka. Znajdzie się zapewne – nie przeczę – wielu czytelników, w których „13. anioł” rozpali nie lada emocje. Niestety, od opowieści osadzonej w realiach nadchodzącej katastrofy, oczekiwałbym jednak nieco więcej werwy, trwogi i rozmachu. Tymczasem dla kogoś, kto choć raz musiał załatwić jakąś sprawę w ZUS-ie albo Urzędzie Skarbowym, perypetie powieściowych bohaterów wydadzą się błahe.
Postacie są w zamyśle dość interesujące, ale, niestety, w toku fabuły tracą na wiarygodności. Meric, notoryczny (acz nieefektywny) samobójca i bankrut okazuje się zaradny i poukładany. Aelis, dorosła kobieta w ciele 12-latki, pełna jest rozterek właściwych raczej rozwydrzonym nastolatkom. Myśl o własnym dziecięcym wyglądzie jest jej obsesją nawet wtedy, gdy na miasto spadają kolejne plagi. Mój Boże, nawet dziwactwa mają swoje granice!
Aniołów ci u nas dostatek
Książka Kańtoch przypomina w jakiejś mierze „Piątego anioła” Bartosza Grykowskiego. Autorzy obydwu powieści zamierzali stworzyć pasjonujący kryminał, którego akcja toczyłaby się w cieniu apokalipsy. Kańtoch wypadła w tej próbie znacznie lepiej, ale, niestety, w obydwu przypadkach zabrakło ciekawego wątku fabularnego i solidnej osnowy w postaci świata nakreślonego z wyobraźnią i rozmachem. Anioł – piąty czy trzynasty – nie wygląda zbyt majestatycznie.
Wątek aniołów – bardzo ludzkich, okrutnych i wyrachowanych, czasem wręcz demonicznych – przywodzi z kolei na myśl prozę Mai Lidii Kossakowskiej. Ale „13. anioł” zdecydowanie ustępuje wizji Zastępów z „Siewcy wiatru”. Podobnie pesymizm i groza świata opuszczonego przez Boga wypadają blado. Nadciągający Armageddon na kartach powieści Kossakowskiej autentycznie przerażał. W świecie Kańtoch znużony czytelnik wypatruje końca z wytęsknieniem i lekkim zniecierpliwieniem.
Lepsze wrogiem dobrego
Mając w pamięci doskonałe, pełne napięcia i niepowtarzalnego klimatu, zbiory opowiadań o Domenicu Jordanie („Diabeł na wieży” i „Zabawki diabła”), nietrudno zdiagnozować przyczynę zadyszki. Anna Kańtoch, świetnie radząca sobie na krótkim dystansie, nie potrafi przebiec maratonu. Do sprawnego stworzenia dłuższej narracji zabrakło solidnej kondycji i doświadczenia. To zresztą częste zjawisko w polskiej fantastyce – wydawca, ambicje albo życie (niepotrzebne skreślić) zmuszają sprinterów do pisania powieści, których oni pisać po prostu nie potrafią. Mogli by tworzyć opowiadania na medal, a podejmując wyzwanie ponad swoje siły – bezradnie padają w połowie dystansu.
Tak się więc składa, że „Anioła” muszę odradzić, a polecam raczej te książki Kańtoch, w których tytule kryje się diabeł. Proszę mi wierzyć – są o niebo lepsze.
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
Fomoraig - 10:58 20-07-2007
Ja sie tam nie zgadzam. Mnie książka wciągnęła i nie nudziła w najmniejszym stopniu. Połknałem ją za jednym zamachem. Co prawda o aniołach było już dużo i wszędzie, ale wydaje mi się, że autorka całkiem sprawnie podjęła temat. jedyne co mnie drażniło to pójście na łatwiznę w kwestii wyjaśnienia całej zagadki. Ja bym ocenił 7/10
kurp - 17:37 21-07-2007
Książka ma kilka mocniejszych fragmentów i przyznaję szczerze, że w sprzyjających się okolicznościach może się podobać, choć mi, naprawdę, wydała się przede wszystkim bardzo, bardzo przeciętna...
vesp - 14:47 01-11-2012
Opowiadania o Domenicu Jordanie też wg mnie były zwyczajnie nudne...
kurp - 16:16 01-11-2012
Nie spotkałem się wcześniej z tego rodzaju opinia o tych właśnie opowiadaniach. Na wszelki wypadek skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą
Gavein - 18:52 01-11-2012
Takie czasy, niespieszne tempo = nuda