NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

King, William - "Wieża węży"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: King, William - "Terrarchowie"
Tytuł oryginału: Tower of Serpents
Data wydania: Lipiec 2007
ISBN: 978-83-7418-149-5
Oprawa: miękka
Format: 135 x 205 mm
Liczba stron: 304
Cena: 29,90 zł
Tom cyklu: 2



King, William - "Wieża węży" #1

Rozdział 1
„Żaden plan nie wytrzymuje konfrontacji z wrogiem. Czasami to samo odnosi się do armii”.
Armande Koth, Sztuka wojenna w erze muszkietu i smoka

– Co się stało z tymi cholernymi tańczącymi panienkami, Mieszańcu? – wyszeptał Ropuchogęby, przyglądając się z gęstych zarośli otaczającym ich drzewom. Rik podniósł palec do ust. Jeśli ten brzydki człowieczek o wyłupiastych oczach się nie zamknie, obydwaj skończą z poderżniętymi gardłami. Nieprzyjaciel mógł się znajdować nawet w odległości dwudziestu jardów. Las był tak gęsty, że zdołałby się w nim schować cały regiment.
Rik rozumiał, dlaczego Ropuchogęby jest wkurzony. Mieli nie chodzić na zwiady. Nie planowano teraz żadnych walk. Po przekroczeniu granicy z Kharadreą armia Talorei miała spotkać przyjacielskie siły. Prowincja powinna być lojalna wobec królowej Kathei, ich sojusznika. Zarządzał nią przecież jej najbardziej lojalny gubernator i wuj, książę Ilmarec.
W czasie przemarszu przez Przełęcz Złamanego Zęba gorączkowo dyskutowano na temat tego, jak serdecznie zostaną powitani. Cała taloreńska armia rozprawiała o tańczących dziewczętach i winie. Zamiast tego, odkąd weszli na niziny po tej stronie granicy, trafiali na zasadzki, nękani napadami kawalerii. Wioski były opuszczone, a stada przepędzone.
Wydawało się, że sytuacja wygląda nieco inaczej, niż im to przedstawiano. I dlatego właśnie Rik leżał pod krzakiem, czekając, aż Łasica i Barbarzyńca wrócą z informacjami, co znajduje się przed nimi. Nie spodziewał się dobrych wieści. Nigdy się ich nie spodziewał. Za długo już był w wojsku. Przynajmniej przestało padać. Ostatnio trochę za dużo padało jak na jego gust. Ładne mi lato, pomyślał.
– Miało być tak prosto – wymruczał Ropuchogęby. Oblizał usta niesamowicie długim językiem. W mroku lasu jego naznaczona ospą twarz z wyłupiastymi oczami wyglądała groźnie, niczym skrzyżowanie zdegenerowanego przedstawiciela Rasy Starszych i zdeprawowanego człowieka. Legenda mówiła, że wielu takich zamieszkiwało te lasy. Jeszcze przed przybyciem Terrarchów był to dom legendarnych Ludzi Węży. Opowiadano, że ich duchy tu straszą.
Rik przesunął palcem po gardle, mając nadzieję, że tym razem jego towarzysz zrozumie, o co chodzi. Ropuchogęby spojrzał na niego zdegustowany, ale się zamknął.
Wszędzie dokoła w lesie furażerzy rozciągnięci byli w długim szeregu. Ich zielone tuniki zlewały się z tłem, zachowywali się cicho, jeśli nie liczyć burkliwych utyskiwań. Gdyby Rik o tym nie wiedział, nigdy by się nie domyślił, że w pobliżu znajduje się prawie czterdziestu ludzi i Terrarch.
Nawet ich oficer dowodzący, porucznik Sardec, czegoś się nauczył. Zamienił swoją szkarłatną oficerską tunikę na zieloną koszulę, która wtapiała się w listowie wczesnego lata. Adaana jedna wie, że mimo to każdy bez trudu rozpoznałby jego postać i głos. Sardec był Terrarchem, przedstawicielem rasy panów tego świata. Wysoki i przeraźliwie chudy, miał spiczaste uszy i oczy w kształcie migdałów, włosy zaś delikatne jak srebrna przędza. W miejsce dłoni, którą stracił w walce z demonicznym bogiem Uranem Uhltarem, przytwierdzono mu hak. Poznaczony niedawno zdobytymi bliznami, wyglądał naprawdę groźnie.
Rik spoglądał na niego z mieszanymi uczuciami. Niegdyś Sardec prześladował go za to, że urodził się mieszańcem, co dla Sardeca stanowiło osobistą obrazę i godziło w dumę jego dosiadających smoków przodków. Rik zaś nienawidził go z całego serca. I nadal go nie znosił, lecz oficer się zmienił, choć Rik nie wiedział, co było tego przyczyną. Z jakiegoś jednak powodu małostkowe prześladowania ustały.
Może wiązało się to z faktem, że Sardec stracił rękę. A może chodziło o spotkanie z demonami pod górą sprzed dwóch miesięcy. A może o coś jeszcze innego. Ostatnimi czasy Sardec zachowywał się wobec ludzi wyjątkowo powściągliwie jak na Terrarcha. W piekielnych tunelach zaginionego miasta Achenar zyskał sobie szacunek swoich żołnierzy, i być może to właśnie ów szacunek go odmienił. Kompania oczekiwała, że będzie się zachowywał, jak na dowódcę przystało, spełniał więc owe oczekiwania.
Rik miał ochotę powiedzieć o tym Leonowi i o mało co się nie odezwał, lecz przypomniał sobie, że Leon nie żyje od dwóch miesięcy. Został zabity przez demona ze Świata Starszych w tej samej bitwie, w której Sardec stracił rękę. Nawet po tak długim czasie Rik nie pogodził się z tą stratą.
Znał Leona, odkąd sięgał pamięcią, odkąd razem uciekli z przepastnych, pełnych przeciągów sal przyświątynnego sierocińca w Smutku i zostali złodziejami. Razem wstąpili do armii królowej i walczyli w czasie rebelii Zegarmistrza. Wydawało się niemożliwe, że Leon zginął w wieku lat osiemnastu, stając się ofiarą potwora z pradawnych ciemności, którego Rik sam pomógł uwolnić.
Poczuł ukłucie winy. Nigdy więcej nie zobaczy wychudzonej, chłopięcej twarzyczki Leona, nie będzie patrzył, jak przygryza swoją poobijaną glinianą fajkę albo wsadza w kapelusz przynoszące mu szczęście pióro. Nie ma już nikogo, kto pilnowałby mu pleców, a teraz Rik odczuwał potrzebę posiadania kogoś takiego bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Zrobiło się niebezpiecznie, odkąd lord Azarothe objął dowodzenie i wojsko przekroczyło taloreńską granicę.
Nagle z poszycia wyłonili się Łasica i Barbarzyńca. Zmaterializowali się tak, jakby zostali magicznie przywołani. Rik nie był tym zaskoczony. Dawny kłusownik uchodził za najlepszego myśliwego w kompanii, a składała się ona z ludzi, którzy potrafili poruszać się w lesie. Łasica był wysoki, chudy i łysiejący, miał długą szyję, wystające nos i jabłko Adama oraz przebiegły wyraz twarzy. Obdarty mundur zwisał na nim luźno. W jednej kościstej dłoni ściskał muszkiet, a w drugiej, o dziwo, pieczonego kurczaka.
Barbarzyńca to co innego. Wydawało się nienaturalne, by ktoś tak potężny mógł poruszać się tak cicho. Był o połowę wyższy od Rika i o wiele cięższy. Łysy czubek jego głowy otaczała kaskada gęstych, jasnych włosów. Ogromne, sumiaste wąsy zasłaniały dolną część twarzy. Wyglądał na nieco bardziej wychudzonego niż przedtem, ale był to skutek rany, jaką odniósł pod Achenarem. Uzdrawiające zaklęcia magistra podziałały, i nie było w tym nic dziwnego.
Takie zaklęcia odwoływały się po części do żywotności pacjenta, a tej Barbarzyńca miał w nadmiarze. Niczym od medalowego byka biła od niego siła. I pewnie coś w tym było, że tak przechwalał się wytrzymałością swego ludu. Barbarzyńca pochodził ze spowitych śniegiem ziem na dalekiej Północy, z krainy, która nigdy nie została podbita przez Terrarchów. Żywił przesadną dumę z tego faktu, dopóki Łasica nie zwrócił mu uwagi, że w krainie tej po prostu nie ma niczego, czego mogliby chcieć Terrarchowie.
Ta dwójka stanęła przed Sardekiem. Znaleźli jego kryjówkę bez większych trudności.
– No i? – spytał Sardec. Mówił cicho, lecz jego głos niósł się echem. Nie dało się go też pomylić z ludzkim głosem. Pobrzmiewał w nim słodki, metaliczny tembr i akcent rządzącej klasy Terrarchów.
– Przed nami są ludzie, panie – powiedział Łasica. Sprawiał wrażenie bezczelnego, nawet kiedy starał się tego uniknąć. To coś w wyrazie jego twarzy, pomyślał Rik. – Nie wyglądali mi na przyjaźnie nastawionych. Przywiązali kilku naszych kawalerzystów do drzewa i robili im mało przyjemne rzeczy rozgrzanymi nożami.
– Jesteś pewien, że to byli nasi ludzie?
– Jeden z nich to sierżant Kalmek z siedemnastego husarów, panie. Zaledwie dwie noce temu wygrałem od niego pieniądze w krążki. Wciąż jest mi trochę winien.
– Nie obchodzą mnie twoje hazardowe długi – uciął Sardec. Skrzywił się lekko, jak zawsze, kiedy wspominano o takich długach. Bez wątpienia przypominało mu to o saloniku u Mamy Horne w Czerwonej Wieży, gdzie łajdaczył się ze swoimi przyjaciółmi oficerami.
Rik walczył z rozgoryczeniem, lecz bez powodzenia. To właśnie u Mamy Horne Sardec poznał Renę. Rik też ją tam poderwał. Próbował sobie wmówić, że nie jest zazdrosny, lecz mu się nie udało.
Łasica odwrócił wzrok od oficera. Rik wyraźnie widział wyraz jego twarzy świadczący o tym, że te długi są dla niego istotne.
– Coś jeszcze? – spytał Sardec.
– Koło brodu stoi duży ufortyfikowany dwór, panie – podjął Łasica. – Brama jest otwarta, a w środku tylko kilku ludzi. Wygląda na to, że pozostali poszli nad rzekę, żeby przyglądać się zabawie.
– Skąd wziąłeś tego kurczaka, żołnierzu?
– Piekł się na rożnie, panie. Poczęstowałem się, kiedy wszedłem do obozu wroga.
– Wszedłeś do obozu wroga? – Niedowierzanie wyraźnie zabrzmiało w głosie porucznika.
– Zabrałem opaskę wartownikom i postanowiłem się rozejrzeć, panie. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Byli zbyt zajęci słuchaniem, jak Kalmek wyje. – Rik nie wątpił, że Łasica dokładnie tak zrobił. Był szaleńczo odważny i bez wątpienia to właśnie nonszalancja pozwoliła mu na taki blef. – Czy chciałbyś spróbować mięsa, panie? Jest bardzo dobre.
Sardec spojrzał na pieczeń, jakby ręka Łasicy była pełna gówna. Żaden Terrarch nie tknąłby jedzenia, którego próbował człowiek. Powoli potrząsnął głową i skupił uwagę na Barbarzyńcy. Potężny mężczyzna przygryzł koniuszki wąsów, a potem powiedział:
– Jest tak, jak mówi Łasica, panie. Było ich około pięćdziesięciu. Wszyscy w tych samych barwach.
Sardec uniósł brwi.
– Jakich?
– Mieli niebieskie opaski.
– To raczej mało prawdopodobne – upierał się Sardec.
– Wszyscy je mieli – potwierdził Łasica. Wsadził rękę do kieszeni i wyjął długi kawałek brudnego niebieskiego materiału. Rzeczywiście, mogła to być sporządzona naprędce deklaracja wierności sprawie tych, którzy popierają królową imperatorkę Arachne z Sardei.
– To coś nowego – stwierdził Sardec. I rzeczywiście tak było. Nikt nie przypuszczał, że armia Niebieskich znajduje się w odległości mniejszej niż sto mil. Wyglądało na to, że ich wywiad miał przestarzałe wiadomości. Rika to nie zaskoczyło. Nawet dysponując kryształami do dalekowidzenia i zwiadowcami dosiadającymi smoków, wojsko popełniało błędy. Zdarzało się to nawet sławnym generałom, takim jak Azarothe.
– Jesteście pewni, że jest ich tylko pięćdziesięciu?
– No, cóż, Barbarzyńca ma problemy z liczeniem, jak wychodzi poza palce, ale myślę, że było ich przynajmniej pięćdziesięciu, może więcej.
Barbarzyńca się naburmuszył, ale z lasu dobiegły ciche chichoty i niewątpliwie to dlatego Sardec nie zdyscyplinował Łasicy. Tuż przed walką przydawało się wszystko, co podnosiło morale. Sardec spojrzał na sierżanta Hefa o twarzy małpki. Tych dwoje zdawało się czytać sobie w myślach.
– Idziemy uwolnić jeńców – zadecydował Sardec. – I pochwycić kilku własnych. Lord Azarothe bez wątpienia zechce z nimi porozmawiać.
Wieść rozeszła się po szeregu. Furażerzy przygotowali się do natarcia. Przed nimi czekali wrogowie. Rik ucieszył się, kiedy Łasica i Barbarzyńca stanęli obok niego w szeregu. Byli niebezpieczni, ale on przeżył z nimi wiele krytycznych sytuacji.
– Chcesz kawałek kurczaka? – spytał Łasica. Oderwał udko i podał Rikowi.
– Czemu nie? – rzekł Rik. Udko było soczyste. Starał się zignorować myśli o skazańcach i ostatnim posiłku, jakie przyszły mu do głowy.



Dodano: 2007-07-08 13:23:29
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS