NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

Ukazały się

King, Stephen - "Billy Summers"


 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

Linki

Weber, David - "Dziedzictwo zniszczenia"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Weber, David - "Dahak"
Data wydania: Kwiecień 2007
ISBN: 978-83-7418-151-8
Oprawa: miękka
Format: 135 x 205 mm
Liczba stron: 352
Cena: 29,90 zł
Tom cyklu: 2



Weber, David - "Dziedzictwo zniszczenia" #5

Rozdział czwarty
Niekończąca się, szeroka na dwadzieścia metrów kolumna błyskawicy fascynowała. Tak naprawdę to nie była błyskawica, lecz Wład Czernikow tak o niej myślał, choć serce ziemskiej błyskawicy byłoby martwą strefą w porównaniu z tą ogromną gęstością. Pole siłowe, które nią kierowało, wyciszało ją i tłumiło jej przerażający blask, ale Wład dostał już implanty i jego sensory wyczuwały ją niczym ognisty przypływ, nawet przez pole siłowe. Czuł ogromny podziw.
Odwrócił się, splatając ręce na piersiach, i przemaszerował przez ogromną salę w sercu Dahaka. Właśnie tutaj znajdowało się źródło jego magii. Statek miał trzysta dwanaście siłowni działających na bazie fuzji jądrowej i dzięki ich mocy mógł się poruszać i walczyć, ale do prześcignięcia światła potrzebował czegoś więcej.
Owym czymś był właśnie ten huczący łańcuch mocy. Był to główny dopływ mocy Dahaka, niematerialny przewód sięgający głęboko w nadprzestrzeń, który łączył statek z wymiarem niewypowiedzianie wyższych stanów energetycznych. Wciągał do środka nieskończoną moc, koncentrował ją i oczyszczał, a potem kierował do wnętrza megatonowego napędu Echanach.
A napęd robił swoje czary i zmieniał moc w doskonale przeciwstawne, skupiające się masy grawitacyjne, które wyrywały Dahaka ze zwyczajnej przestrzeni w serii natychmiastowych przeniesień. Budowanie tych mas między przeniesieniami zajmowało mierzalną ilość czasu, lecz jedynie ktoś taki jak Dahak był w stanie to dostrzec. Tej malutkiej niedoskonałości kosmos nawet nie zauważał.
I bardzo dobrze. Gdyby Dahak zatrzymał się w normalnej przestrzeni nieco dłużej, każdy mijany system gwiezdny czekałaby katastrofa. W tym czasie, gdy pola łączyły się na kadłubie, statek stawał się przez bardzo krótką chwilę cięższy niż najcięższa gwiazda. I dlatego statki tego rodzaju nie poruszały się z prędkością nadświetlną wewnątrz układów planetarnych, gdyż włączenie i wyłączenie napędu Echanach trwało dużo dłużej – mikrosekundy, a nie femtosekundy. Anu spowodował usterkę w napędzie, by na czas „naprawy” sprowadzić statek z pierwotnego kursu, a niewielki błąd w powrocie okaleczonego Dahaka do prędkości podświetlnej wyjaśniał nieregularność orbity Plutona, która tak długo zastanawiała ziemskich astronomów. Gdyby zdarzyło się to głębiej w studni grawitacyjnej Sol, gwiazda mogłaby się zmienić w nową.
Czernikow podpiął złącza do podsekcji inżynieryjnej sieci Dahaka i komputery odpowiedziały mu z radością, do której wciąż jeszcze dopiero się przyzwyczajał. Dziwiło go, jak bardzo żywe i świadome zdawały się te elektroniczne mózgi; Baltan, jego asystent i dawny buntownik, utrzymywał, że przed buntem nie było to aż tak widoczne.
Czernikow wierzył w to i wydawało mu się, że rozumie radość przepełniającą sieć komputerową. Dahak znów miał załogę – może zbyt małą jak na imperialne standardy, ale jednak załogę – i tak właśnie powinno być. Nie tylko dlatego, że czuł się samotny, ale ponieważ zapewniali coś, co stanowiło niezbędny element funkcjonowania każdego okrętu wojennego – redundancję. Byłoby to niebezpieczne, gdyby tak potężna jednostka całkowicie zależała od centralnego komputera, szczególnie gdy zniszczenia w czasie bitwy mogły odciąć Komputer Główny od ważnych komponentów wewnątrz ogromnego kadłuba.
Dlatego dobrze, że ludzie powrócili w końcu na Dahaka. Szczególnie teraz, gdy to od niego zależało przeżycie gatunku.

* * *
– Baczność! – ogłosił Dahak. Colin wszedł do sali konferencyjnej i niemal niedostrzegalnie skrzywił się na widok podnoszących się z miejsc członków jego grupy dowodzenia.
Opanował jednak grymas i spokojnie podszedł do szczytu kryształowego stołu, po raz kolejny przypominając sobie, że powinien przeprowadzić z komputerem szczerą rozmowę.
Dookoła stołu siedziały dziesiątki ludzi, lecz przyzwyczaił się już do tylu spojrzeń. Technicznie Dahak był jednym statkiem, lecz jego pełna załoga składała się z ćwierć miliona ludzi, do tego normalnie miał dwieście podświetlnych okrętów wojennych i dysponował siłą ognia zdolną do niszczenia planet. Jego dowódcę nazywano kapitanem, lecz praktycznie był admirałem i kierował niszczycielską mocą, której Ziemianie nie potrafili sobie nawet wyobrazić.
W sztabie Colina było wielu „kapitanów Floty”, jednak zgodnie z nowym protokołem Dahaka, w obecności Colina należało się do nich zwracać per „komandorze” lub po prostu nazwą działu, którym kierowali, gdyż on był jedynym „starszym kapitanem Floty”, a poza tym okręt wojenny mógł mieć tylko jednego kapitana. Imperium stosowało pełne tytuły i specjalizacje, co Colin i inni Ziemianie uważali za męczące, jednak Dahak uporczywie odrzucał jego sugestię, by nazywano go „komodorem”, co rozwiązałoby problem.
Colin przebiegł wzrokiem po zgromadzonych wokół stołu i usiadł, a oni podążyli za jego przykładem. Jiltanith siedziała po jego prawej ręce – była jego zastępcą i oficerem odpowiedzialnym za zarządzanie codziennymi działaniami Dahaka. Miejsce po lewej zajmował Hector MacMahan; w kosmicznej czerni Imperialnych Marines wyglądał równie nieskazitelnie jak w amerykańskim mundurze. Dalej siedzieli w rzędach oficerowie – szef każdego wydziału w otoczeniu najstarszych rangą doradców – a na drugim końcu stołu Wład Czernikow, który odziedziczył stanowisko zajmowane dawniej przez Anu.
– Dziękuję wszystkim za przybycie – powiedział Colin. – Jak wiecie, za mniej więcej dwadzieścia jeden godzin wyjdziemy z prędkości nadświetlnej, by zbliżyć się do systemu Sheskar. Jeśli będziemy mieli szczęście, wkrótce nawiążemy kontakt z Imperium. Wchodzimy w całkowicie nieznaną sytuację i wcześniej chciałbym otrzymać od wszystkich szefów wydziałów ostateczne oceny przygotowania. Chciałbym też, byście je wszyscy usłyszeli.
Odwrócił się do Jiltanith.
– Proszę o rozpoczęcie przeglądu, zastępco.
– Oczywista, kapitanie – odparła i zwróciła spokojny wzrok na towarzyszy. – Nasz Dahak bakałarzem był najbystrzejszym... i gnębicielem najbardziej surowym! – Rozległ się stłumiony śmiech, gdyż Dahak rzeczywiście tak wiele wymagał od załogi, że dziesięć procent swoich zasobów przeznaczał na jej szkolenie i oswajanie z łączami neuralnymi. – Prawdą jest, iże z lubością przyjęłabym więcej czasu na ćwiczenia, aleście dobrze swe obowiązki poznali i pewnam, że nasi oficerowie i załoga uczynią wszystko, co w śmiertelnika mocy, jeśli koniecznym to będzie.
– Dziękuję – odparł Colin. Nie był to szczegółowy raport, ale o niego nie prosił. Odwrócił się do Hectora MacMahana.
– Siły naziemne?
– Siły naziemne są zorganizowane lepiej, niż mogliśmy się spodziewać – odparł marine – choć jeszcze nie tak, jak bym chciał.
– W naszych głównych formacjach mamy cztery różne narodowości i będziemy potrzebowali jeszcze kilku miesięcy, żeby to wszystko dobrze się ułożyło. Na razie przyjęliśmy imperialną organizację i stopnie, ale pozostawiliśmy pierwotne struktury oddziałów. USFC i SAS stanowią rozpoznanie i siły specjalne, Druga Marines została wyznaczona jako jednostka szturmowa, niemiecka Pierwsza Pancerna będzie kierować pojazdami, a Dywizja Sendai i Dziewiętnasta Dywizja Spadochronowa stanowią nasze główne siły naziemne.
– Było trochę rywalizacji o to, kto dostanie najlepszy przydział, ale nie dochodziło do bójek, w każdym razie nie za często. – Wzruszył ramionami. – To jednostki elitarne i dopóki nie uda się ich całkowicie zintegrować, nadal będą miały silnie rozwinięte poczucie tożsamości. Ale ludzie już się przyzwyczaili i nieźle opanowali nową broń. Jestem pewien, że poradzą sobie ze wszystkim.
– Dziękuję – powiedział Colin i odwrócił się do generała Georgija Tresznikowa, niegdyś oficera Rosyjskich Sił Powietrznych, a obecnie dowódcy trzystu imperialnych myśliwców, które Dahak zachował dla samoobrony. – Dowództwo pasożytów?
– Podobnie jak Hector, jesteśmy gotowi – odparł Tresznikow. – Mamy jeszcze więcej różnych narodowości, ale mniej problemów z integracją, bo nasze myśliwce nie mają załóg narodowych.
– Dziękuję. Wywiad, komandor Ninhursag?
– Zrobiliśmy wszystko, co można przy tak niewielkiej ilości danych, których Dahak nam dostarczył. Widziałeś nasze raporty. – Krępa Imperialna o pospolitej twarzy, która była szpiegiem Nergala w obozie Anu, wzruszyła ramionami. – Dopóki nie będziemy dysponować faktami, które będzie można poddać analizie, liczymy tylko upływ czasu.
– Rozumiem. Biotechnologia?
– Biotechnologia jest zmęczona, ale gotowa, kapitanie – odpowiedziała kapitan Floty Cohanna. Pięćdziesiąt tysięcy lat w śpiączce nie przytłumiło jej pewności siebie ani poczucia humoru. – W poprzednim miesiącu ukończyliśmy ostatnie procedury wzmacniania i w tej chwili brakuje nam sprzętu... – tu znowu rozległ się śmiech – ale poza tym jesteśmy w doskonałej kondycji.
– Dziękuję. Utrzymanie zasobów?
– Jest dobrze, kapitanie. – Kapitan Floty Geran był kolejnym „dzieckiem” z Nergala, ale pomijając oczy, przypominał wyglądem raczej Ziemianina. Miał kasztanowe włosy, niezwykle jasną jak na Imperialnego skórę i wyraziste wargi, które często się uśmiechały. – Systemy naprawcze Dahaka wykonały kawał dobrej roboty, a on sam uśpił wszystko, z czego nie korzystał. Chciałbym mieć więcej czasu na ćwiczenie minimalizacji uszkodzeń, ale... – Uniósł prawą dłoń spodem do góry, a Colin pokiwał głową.
– Rozumiem. Mam nadzieję, że będziecie mieli mnóstwo czasu na dalsze ćwiczenia. Taktyczny?
– Wszystko w porządku, sir – odpowiedział Tamman. – Komputer Bojowy świetnie sobie radzi z symulatorami i problemami ćwiczebnymi. Nasi Ziemianie nie do końca przyzwyczaili się do łączy neuralnych, ale to tylko kwestia czasu.
– Logistyka?
– Wszystko dopięte na ostatni guzik – odpowiedziała pewnym głosem komandor Floty Caitrin O’Rourke. – Mamy zaplecze dla trzy razy większej liczby ludzi niż rzeczywiście przebywa na pokładzie. Wszystkie parki i ogrody hydroponiczne zostały uruchomione, więc zapasy i podtrzymywanie życia nie stanowią żadnego problemu. Magazyny są zapełnione w ponad dziewięćdziesięciu ośmiu... a właściwie niemal w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Mamy też mnóstwo zapasowych części.
– Inżynieria?
– Inżynieria także wygląda dobrze, sir – odpowiedział Czernikow. – Nasi Imperialni i Ziemianie doskonale się dopasowali. Jestem spokojny.
– To dobrze. Bardzo dobrze. – Colin pochylił się do przodu i uśmiechnął do swoich oficerów, zadowolony, że żaden z nich nie próbował się rozwodzić nad drobnymi problemami, jakie mieli. Zresztą wcale się tego po nich nie spodziewał.
– W porządku. – Podniósł się i skinął im głową. – Rozejdźmy się. – Ruszył do drzwi, a wtedy znów rozległ się ciepły głos:
– Baczność! – Colin zdusił westchnienie, gdy jego poważni oficerowie znów zaczęli się podnosić.
– Róbcie tak dalej, panie i panowie – powiedział i wyszedł przez luk.

* * *
– Wyjście z nadświetlnej za dwie minuty – zameldował spokojnie Dahak.
Colin z dużym trudem próbował zachować podobny spokój. Takie samo napięcie, lepiej lub gorzej skrywane, widział na twarzach wszystkich oficerów na mostku. Dahak był gotów do walki. Podobna grupa pod kierownictwem Jiltanith przebywała w punkcie dowodzenia numer dwa po drugiej stronie kadłuba. Ich holograficzne obrazy siedziały obok oficerów, przez co mostek wydawał się zatłoczony, ale dzięki temu każdy dokładnie wiedział, co się dzieje. On sam miał obok siebie obraz Jiltanith.
Tak więc dwudziestu oficerów czekało przed konsolami na oświetlonym blaskiem gwiazd mostku. W razie czego Colin byłby w stanie kierować statkiem bez nich wszystkich, co w przeszłości, mając do pomocy niezbyt świadomy Komputer Główny, byłoby w ogóle niemożliwe. Jednak mózg Colina mógł objąć tylko ograniczoną liczbę szczegółów, dlatego każdy z doskonale wyszkolonych oficerów brał na siebie część ciężaru dowodzenia, za co Colin był im ogromnie wdzięczny.
– Podświetlna za minutę – oznajmił Dahak i Colin poczuł, jak w jego interfejsie z komputerami inżynieryjnymi Czernikowa pojawiają się pierwsze oznaki wyłączania napędu. Kolejne komendy następowały niczym w zegarku i już po chwili ogromny kadłub Dahaka odczuł niemal niedostrzegalny wstrząs.
– Podświetlna... teraz – poinformował Dahak i gwiazdy poruszające się na ekranach zatrzymały się gwałtownie.
Na obrazie widocznym na konsoli Colina unosiła się gwiazda typu G3. Był to najjaśniejszy obiekt w jego polu widzenia. Gwiazda zaczęła gwałtownie się przybliżać, gdy Sarah Meir, ich astronawigator, włączyła napęd podświetlny.
– Dopływ mocy zamknięty – ogłosił Dahak.
– Dahaku, powiększ obraz systemu gwiezdnego – poprosił Colin i gwiazda urosła. Otoczyły ją schematyczne rysunki orbit planet systemu Sheskar. Tylko najbardziej zewnętrzna planeta była widoczna, lecz malutkie kółka na orbitach wskazywały, gdzie pozostałe powinny się znajdować.
– Jakieś sztuczne promieniowanie?
– Brak, kapitanie. – Colin zagryzł wargę. Sheskar był przed najazdem Achuultan pierwszym bastionem Imperium. Wróg powinien zostać natychmiast zauważony.
– Kapitanie – przerwał ciszę komputer. – Odkryłem niezgodności w systemie.
Wyświetlany obraz zmienił się. Naszyjnik z dziwnie połączonych mniejszych kropek zastąpiły otaczające główną gwiazdę kółka, oznaczające trzy centralne planety Sheskar. Colin przełknął ślinę.

* * *
Dahak opuścił prędkość nadświetlną możliwie najbliżej Sheskar, lecz wciąż znajdowali się jedenaście godzin świetlnych od centrum systemu. Nawet przy maksymalnej prędkości dotarcie do głównej planety zajęłoby im prawie dwadzieścia cztery godziny, jednak coraz bardziej oczywiste było, że nie ma potrzeby udawać się aż tak daleko w głąb systemu. Dla zaoszczędzenia czasu Colin zatrzymał się po pięciu godzinach świetlnych.
W tej chwili siedział z Jiltanith, Hectorem MacMahanem i Ninhursag w sali konferencyjnej numer jeden, przyglądając się pomniejszonemu hologramowi systemu gwiezdnego i zastanawiając się, dokąd powinni teraz się udać.
– Zakończyłem wstępne skanowanie, kapitanie – ogłosił Dahak.
– I co? Czy to byli Achuultanie?
– Oczywiście nie mogę być pewien, ale myślę, że nie. Gdyby to byli oni, musieliby nadejść z innego kierunku niż tradycyjnie wykorzystywany przez Achuultan, gdyż inaczej kompleksy czujników, które dostarczyły nam informacji o tym ataku, już dawno zostałyby zniszczone. Ponieważ tak się nie stało, zakładam, że to nie byli Achuultanie.
– Tylko tego potrzebowaliśmy – powiedział cicho Hector. – Jeszcze ktoś wysadza całe planety.
– Generale MacMahan, nie wydaje się, by to nas bezpośrednio dotyczyło. Moje badania wskazują, że zniszczenie miało miejsce w przybliżeniu czterdzieści osiem tysięcy lat temu.
– Z jakim błędem? – spytał Colin.
– Plus minus pięć procent.
– Cholera. – Colin rzucił przepraszające spojrzenie, lecz chyba nikt nie usłyszał jego przekleństwa. – Dobrze, Dahaku, przejdź do rzeczy. Jak sądzisz, co się stało?
– Analiza wyklucza użycie broni kinetycznej, gdyż układ planetarnego gruzu nie pasuje do wzorca uderzeń. Wydaje się raczej, że planety zostały zniszczone przez implozję po użyciu głowic grawitonicznych, a to jest broń, którą wedle imperialnej bazy danych Achuultanie nigdy się nie posługiwali.
– Głowice gawitoniczne? – Colin pociągnął się za pokaźny nos i zmrużył zielone oczy. – To mi się nie podoba.
– Mnie takoż – powiedziała cicho Jiltanith. – Jeśli to nie Achuultanie, kto inny być to musiał, a oręż takowy i my w lukach posiadamy.
– Właśnie. – Colin zadrżał na tę myśl. Ciężka głowica grawitoniczna tworzyła śliczną małą, czarną dziurę. Niezbyt długowieczną i niewystarczającą, by zniszczyć większość gwiazd, lecz odpowiednio wycelowany pocisk ponadświetlny był w stanie umieścić to cholerstwo właściwie w środku planety.
– To prawda – zauważył Dahak, po czym zawahał się chwilę, jakby nie podobały mu się wnioski, do jakich doszedł. – Przykro mi to mówić, kapitanie, ale zniszczenia pasują do wzorca naszych własnych Mark Dziesięć. Biorąc pod uwagę czas, jaki upłynął, niemal na pewno są to zniszczenia spowodowane przez te głowice.
– Hectorze? Ninhursag?
– Dahak owija w bawełnę, Colinie. – Hector spochmurniał. – Jest jedno bardzo proste i prawdopodobne wyjaśnienie.
– Zgadzam się – dodała słabo Ninhursag. – Nigdy nie sądziłam, że to się może wydarzyć, ale wszystko wskazuje na wojnę domową.
Ktoś w końcu wypowiedział te słowa. Potem zapadła cisza. Wreszcie Colin odchrząknął.
– Odpowiedź, Dahaku?
– Jestem... zmuszony się zgodzić. – Ciepły głos Dahaka wydawał się zasmucony. – Szczególnie Sheskar Cztery miało znakomitą obronę. Biorąc pod uwagę posiadane dane i fakt, iż Imperium przed buntem nie napotkało żadnej obcej rasy poza Achuultanami, muszę założyć, że to samo Imperium miało taką moc, aby tego dokonać.
– A jeśli wpadli na kogoś już po zakończeniu buntu?
– To możliwe, ale mało prawdopodobne, kapitanie. Między Sol a Sheskar jest bardzo niewiele – a właściwie wcale nie ma – zdatnych do zamieszkania światów. Obcy musieliby więc przebić się przez sporą część Imperium, by w ogóle dotrzeć na Sheskar. Zakładając rozwój techniki na poziomie tego statku – co sugeruje analiza wykorzystanego uzbrojenia, choć oczywiście nie jest to dowód – musiałoby to być wrogie imperium, które dorównywałoby potencjałem militarnym samemu Imperium lub wręcz je przerastało. Chociaż to nie jest niemożliwe, prawdopodobieństwo napotkania takiego bytu określiłbym jako nie większe niż możliwość ataku Achuultan.
Colin rozejrzał się po sali, po czym znów spojrzał na milczący obraz.
– To niedobrze.
– Iście mistrz niedopowiedzenia z ciebie, Colinie. – Jiltanith potrząsnęła głową. – Cny Dahaku, jakże sądzisz, czy Imperium mogło zdecydować, aby Sheskar na nowo nie ufortyfikować?
– To mało prawdopodobne – odparł Dahak.
– Dlaczego? – spytał Colin. – Przecież tu nie ma co fortyfikować.
– Nie zgadzam się, kapitanie. Sheskar zostało wybrane na bazę Floty ze względu na lokalizację, a teraz posiada liczne asteroidy, które są idealne do założenia instalacji obronnych. W rzeczy samej, brak atmosfery uczyniłby te instalacje łatwiejszymi do obrony.
– Innymi słowy – mruknął MacMahan – powinni wrócić, gdyby byli zainteresowani dalszą obroną swoich przedwojennych granic.
– Właśnie, generale.
Znów zapadła cisza. Colin odetchnął głęboko.
– Dobrze, zastanówmy się nad tym. Mamy zniszczoną bazę o niezwykle ważnej lokalizacji. Wydaje się, że została zniszczona imperialną bronią, co sugeruje, że przyczyną była wojna domowa. Nie została odbudowana. O czym to świadczy?
– O tym, czego byśmy odkryć nie pragnęli. – Jiltanith z trudem się uśmiechnęła. – Zda się, iże na Imperium srogie przyszły termina.
– To prawda – potwierdził MacMahan. – Widzę dwie możliwości, Colinie. – Colin uniósł brew, zachęcając go do mówienia.
– Pierwsza to taka, że mogli się wzajemnie zniszczyć. To by wyjaśniało, dlaczego bazy nie odbudowano; znaczyłoby również, że nasza misja nie ma sensu.
Słuchaczy przeszedł dreszcz, lecz on bez wahania mówił dalej.
– Z drugiej strony nie sadzę, by twór wielkości Imperium został całkowicie zniszczony. Imperium jest – albo było, nieważne – olbrzymie. Zakładając nawet, że ktoś byłby na tyle szalony, by wziąć się do dzieła zniszczenia na taką skalę, nie wiem, jak byłby w stanie to zrobić. W miarę niszczenia uprzemysłowionych systemów sam traciłby infrastrukturę, wydaje się też mało prawdopodobne, by ktoś mógł przystać na tak szalony pomysł.
– Jednakowoż z Sheskar tak się stało – zauważyła Jiltanith.
– Zgadza się, lecz Sheskar było przede wszystkim bazą wojskową, Tanni, a nie światem cywilów. Atak musiał być podyktowany korzyściami militarnymi. Znacznie łatwiej jest podjąć decyzję o zrzuceniu głowicy nuklearnej na doskonale bronioną bazę na wyspie pośrodku oceanu.
– Zgoda. – Colin pokiwał głową. – Ale jeśli nie zniszczyli siebie nawzajem, dlaczego nie wrócili?
– To druga możliwość – powiedział spokojnie MacMahan. – Dokonali tylu zniszczeń, że cofnęli się w rozwoju. Mogli naprawdę nieźle dołożyć sobie nawzajem, nie niszcząc całych planet. Trudno mi sobie wyobrazić, aby wysoko rozwinięta planeta, na którą nie zrzucono bomb nuklearnych ani niczego w tym rodzaju, powróciła do barbarzyństwa, ale łatwiej mi to przyjąć do wiadomości niż myśl, że wszystkie ich planety wyglądają tak samo jak te. – Wskazał na hologram.
– Poza tym mogli dokonać innych zniszczeń i czekała ich jakaś potężna odbudowa bliżej serca Imperium. Sheskar jest – było – cholernie daleko od najbliższego zamieszkanego systemu, i jak zauważył Dahak, te okolice raczej nie są najlepszą dzielnicą. Jeśli mieli bliżej domu poważnie zniszczone planety, mogli postanowić zająć się nimi w pierwszej kolejności.
– Jednakowoż wciąż pozostaje pytanie: czemuż, jeśli Sheskar tak ważnym jest, nie odbudowali go?
– Obawiam się, że umiem na to odpowiedzieć – powiedziała niechętnie Ninhursag. – Może Anu nie był aż tak szalony – ani tak odosobniony w swoim szaleństwie – jak sądziliśmy. – Wzruszyła ramionami, gdy wszystkie spojrzenia skierowały się na nią. – Chciałam powiedzieć, że jeśli w Imperium doszło do wojny domowej, to na pewno nie byli Imperialni. Jestem jedyną osobą na tej sali, która była już dorosła podczas buntu, i wiem, jak ja zareagowałabym na pomysł zniszczenia bazy Floty. Nawet ci z nas, którzy tak naprawdę nie wierzyli w Achuultan – „ateiści”, chyba tak można nazwać tych, którzy odrzucili wiarę w ich istnienie – zawahaliby się, nim by to zrobili. To dlatego Anu okłamał nas i nie mówił o planie ataku na Imperium.
Przez chwilę wpatrywała się nieszczęśliwym wzrokiem w hologram; nikt nie przerywał jej milczenia.
– Nikt z was nie był obywatelem Imperium, więc może nie rozumiecie tego, co chcę powiedzieć, ale przygotowanie do walki z Achuultanami było czymś, co każdy z nas robił niemal instynktownie. Nawet ci, którzy najbardziej nienawidzili rygoru i dyscypliny, nie zniszczyliby naszej linii obrony. Na Stwórcę, to tak, jakby... jakby Holandia wysadziła w powietrze tamy z powodu jednego suchego lata!
– Mówisz, że brak wiary w istnienie Achuultan stał się powszechny? – spytał Colin. – Że gdyby tak nie było, Flota nie dałaby się wciągnąć w wojnę domową?
– Owszem. A jeśli to prawda, po co odbudowywać Sheskar dla obrony przed wrogiem, który nie istnieje? – Ninhursag zaśmiała się. – Być może byliśmy awangardą, a nie tylko bandą zdrajców i morderców!
– Spokojnie, Hursag. – MacMahan dotknął jej ramienia, a ona odetchnęła gwałtownie.
– Przepraszam. – Jej głos brzmiał nieco ochryple. – Ja po prostu nie chcę wierzyć w to, co mówię, szczególnie teraz, kiedy wiem, jak bardzo się myliliśmy!
– Może nie, ale to ma sens – powiedział powoli Colin.
– Zgadzam się, kapitanie – potwierdził Dahak. – Jest jeszcze jedna sprawa. Aby okręty Floty mogły wziąć udział w tej akcji, przynajmniej jedna ze stron musiałaby dokonać potężnych zmian w ich oprogramowaniu. Centralne imperatywy Floty o priorytecie alfa nie pozwalały na działania wojenne, które prowadziłyby do rozproszenia środków i zmniejszenia zdolności Floty do stawienia czoła najazdowi. To zdaje się potwierdzać analizę komandor Ninhursag.
– Dobrze. Musimy pamiętać, że jeśli nie znajdziemy naszego Imperium, możemy napotkać jeszcze jakieś inne imperium. – Colin próbował emanować większym optymizmem, niż naprawdę czuł. – Dahaku, jaka jest najbliższa dobra dzielnica? System, który nie był wyłącznie bazą wojskową?
– Defram – odparł bez wahania komputer. – System binarny typu G2-K5 z dwoma zamieszkanymi planetami. Wedle danych z ostatniego cenzusu w mojej bazie, zamieszkiwało je sześć przecinek siedem jeden siedem miliardów ludzi. Główny przemysł...
– To wystarczy – przerwał u Colin. – Jak daleko stąd leży?
– Sto trzydzieści trzy przecinek cztery dziesiąte lat świetlnych, kapitanie.
– Czyli... to oznacza trwającą jedenaście miesięcy podróż w tę i z powrotem, zanim dotrzemy na Ziemię.
– W przybliżeniu jedenaście przecinek trzy dwa miesiąca, kapitanie.
– Dobrze – westchnął Colin. – Nie mamy wielkiego wyboru. Lećmy na Defram i zobaczymy, co tam znajdziemy.
– Ano – zgodziła się Jiltanith. – Zda się, iże tam leżą nasze nadzieje.
– Ja też tak uważam – powiedział MacMahan, a Ninhursag w milczeniu pokiwała głową.
– W porządku. Chcę tu jeszcze posiedzieć i trochę pomyśleć. Proszę, obejmij wachtę, Tanni. Zwolnij wszystkich z gotowości bojowej, a później niech Sarah skieruje nas na drogę na podświetlnej. Dołączę do ciebie w punkcie dowodzenia numer jeden, kiedy tu skończę.
– Hectorze, ty i Hursag usiądźcie razem i stwórzcie mi modele wszystkich scenariuszy, jakie jesteście w stanie wymyślić. Wiem, że nie macie żadnych potwierdzonych danych, lecz zróbcie burzę mózgów z innymi dorosłymi Imperialnymi i Dahakiem i spróbujcie ekstrapolować tendencje.
– Tak, sir – odpowiedział cicho MacMahan, a Colin oparł brodę na dłoniach i wpatrzył się smutno w hologram, podczas gdy inni opuszczali salę. Nie spodziewał się nagłego olśnienia. Wiedział jedynie, że musi przez chwilę pozostać sam ze swoimi myślami, a w przeciwieństwie do podwładnych, miał wystarczająco dużą władzę, by tak się stało.



Dodano: 2007-03-22 15:37:46
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS