Po raz trzeci pisać o tym samym nie jest łatwo. Człowiekowi, pomimo najszczerszych chęci, zaczyna brakować pomysłów. Zbiera się do napisania recenzji przez kilka dni, w nadziei na napływ natchnienia, a potem i tak ratować się musi jakimś bzdurnym wstępem – co właśnie robię.
Nie żebym się usprawiedliwiał.
Ale coś tu na rzeczy jest. Historia Arthura i przyjaciół, taka sama jak w poprzednich tomach, wieje nudą i banałem. Fabuła dalej leci jednym schematem: nasz nastoletni Wybraniec znów jest w mało przyjemnych okolicznościach wciągany do Domu, gdzie musi odzyskać trzecią parę Fragment Woli-Klucz. Iście pokemonowa filozofia („Gotta catch them all!”). I jak tu się dziwić, że Arthurowi nie podoba się rola herosa? Może sobie być Mistrzem Niższego Domu i Odległych Rubieży, ale i tak będzie biegać na posyłki – bo co z tego, że dwa królestwa za nim stoją, skoro i tak zawsze musi ze wszystkim radzić sobie sam? Jednoosobowy odpowiednik armii (a słowo „armii” jest tu w liczbie mnogiej). Oficjalne wyjaśnienie jest takie, że Wola, pełniąca rolę regentki, ma za dużo papierkowej roboty… Litości, panie Nix! Kamera znów na Arthurze i akcja, jedziemy. Jego przyjaciele, towarzysze, przeciwnicy – to wszystko tło, scenografia niemalże.
Teraz trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy aby na pewno dobra jest sytuacja, kiedy każdy tom powieści jest identyczny jak poprzednie? Rzecz jasna powieść oceniać się powinno całościowo, a nie kawałkami – tyle że nie zawsze jest to możliwe (jak w niniejszym wypadku). Niemniej moje dotychczasowe doświadczenia z „Kluczami do Królestwa” każą mi wątpić w jakieś sensowne rozwinięcie fabuły w dalszych tomach. Przeczytałem do dziś, oprócz niniejszej książki, „Pana Poniedziałka” i „Ponurego Wtorka” – i za każdym razem akcja kończy się zdobyciem kolejnych artefaktów, spacyfikowaniem następnego królestwa i zapowiedzią konfrontacji z następnym, stojącym grzecznie w kolejce wyrodnym Powiernikiem. Pokemony kłaniają się w pas. Jak mógłbym to pochwalać?
Aż błagać się chce autora o zmiłowanie: a może wprowadzić by jakieś zwroty akcji? Albo jakieś wątki poboczne? Cokolwiek, byle by przerwać tę monotonię...
A tak mam dylemat. Poprzednim częściom wystawiłem oceny jednakowe: 5/10. „Utopiona Środa” jest praktycznie identyczna, więc zasadniczo też dostać powinna taką jak one ocenę. Tyle że dochodzi tu jeszcze moje rosnące znużenie historią Arthura. W końcu ile razy można czytać to samo?
No dobrze, moje dobre serce naciąga mnie na 5/10 – i taką też ocenę „Utopionej Środzie” wystawię. Jednakże jeśli kolejne tomy dalej będą takie same, ich oceny automatycznie polecą w dół o przynajmniej jeden punkt. I prawdę powiedziawszy, na to się zapowiada…
Choć sam bym sobie życzył, żeby to nie były prorocze słowa.
Ocena: 5/10
Autor:
RaF
Dodano: 2007-02-27 20:47:29