NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Ukazały się

Parker-Chan, Shelley - "Ten, który zatopił świat" (zintegrowana)


 Parker-Chan, Shelley - "Ten, który zatopił świat" (miękka)

 Szokalski, Kajetan - "Jemiolec"

 Patel, Vaishnavi - "Kajkeji"

 Mortka, Marcin - "Szary płaszcz"

 Maggs, Sam - "Jedi. Wojenne blizny"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Kraty"

 Chambers, Becky - "Psalm dla zbudowanych w dziczy"

Linki

Wrede, Patricia C. - "W poszukiwaniu smoka"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Wrede, Patricia C. - "Kroniki Zaczarowanego Lasu"
Data wydania: Styczeń 2007
Oprawa: miękka
Format: 135x205
Liczba stron: 192
Tom cyklu: 2



Wrede, Patricia C. - "W poszukiwaniu smoka" #5

ROZDZIAŁ 5
w którym następuje nieporozumienie, a Mendanbar zajmuje się hydrauliką

Nieforemna bryła czaru maga była dokładnie tam, gdzie ją zostawił. Przyglądał się jej przez chwilę, a potem dobył miecza.
– Wasza Wysokość! – zawołał Willin od strony drzwi. – Co masz zamiar zrobić?
– Sprzątnąć po naszym gościu – odparł król. – Bądź cicho przez chwilę, Willinie. Muszę się skoncentrować.
– Ale...
Mendanbar rzucił Willinowi poirytowane spojrzenie. Zarządca zamku urwał i zacisnął usta w wąską, niechętną linię. Król odczekał jeszcze moment, aby upewnić się, że elf nic więcej nie powie, a potem wrócił do bryły. Uniósł miecz, sięgnął ponad pętlą magii Zaczarowanego Lasu i wbił ostrze w sam środek masy.
Fala energii przepłynęła przez miecz, który wyssał resztki po magu i przesłał je, by wzmocniły niewidzialną sieć magii Zaczarowanego Lasu. Fala okazała się silniejsza, niż się tego spodziewał. Zmarszczył brwi, cofając miecz z pustej teraz przestrzeni i chowając go do pochwy. Może to jednak nie była dodatkowa, niezużyta magia. Może Zemenar świadomie pozostawił po sobie zaklęcie. A teraz już za późno, by to sprawdzić, miecz działał dokładnie i cokolwiek znajdowało się w tej grudzie, teraz zniknęło na dobre.
– Wasza Wysokość?
Głos Willina wydawał się o wiele bardziej niepewny niż przed chwilą. Mendanbar niemal się uśmiechnął, lecz elf z pewnością by się zdenerwował, gdyby dostrzegł, że ktoś się z niego śmieje. Dlatego król zachował poważną twarz i poświęcił więcej czasu, niż naprawdę musiał, na rozplątanie pętli, która miała chronić przed magią Zemenara. Gdy już był pewien, że wyraz jego twarzy jest normalny, odwrócił się.
– Tak, Willinie?
– O co w tym wszystkim chodzi? Czy Wasza Wysokość odesłał przewodniczącego Towarzystwa Magów? Dlaczego nosisz miecz, panie? Co...
– Po kolei – przerwał mu spokojnie Mendanbar. – Zemenar faktycznie odszedł. Rzucił zaklęcie znikania, zresztą bardzo dobre. Żadnego dymu, żadnego wiru kurzu, tylko puff, i zniknął. Niestety, nie był tak dokładny, by zakończyć swoje zaklęcie, więc pozostały jakieś resztki. Przynajmniej tak myślałem, dopóki przed chwilą się tego nie pozbyłem.
– Rozumiem – rzekł Willin tonem, który świadczył, że wcale nie rozumie. – I dlatego masz swój miecz?
– Częściowo. – Mendanbar spojrzał na pusty kawałek podłogi, gdzie niedawno stał mag, potem pokręcił głową. Cokolwiek knuł Zemenar, musi zaczekać. – Muszę złożyć wizytę Królowi Smoków.
Twarz elfa nie wyrażała niczego.
– Co takiego?
– Wyruszam w Góry Poranka, aby zobaczyć się z Królem Smoków – powtórzył Mendanbar. – I z pewnością nie pójdę tam bez miecza. W tych górach żyje wiele niebezpiecznych stworzeń, a niektóre z nich nie przejmą się tym, że jestem Królem Zaczarowanego Lasu. Nawet jeśli się zatrzymają, abym dokonał prezentacji przed atakiem.
– Ale przecież Wasza Wysokość nie może tak po prostu pójść! – oburzył się Willin. – Zorganizowanie oficjalnego poselstwa do Króla Smoków wymaga tygodni przygotowań. Potrzebujesz eskorty...
– Nie sądzę, abym miał tyle czasu – odparł król, nim Willin zbytnio zaangażował się w planowanie. – Coś się stało i trzeba to szybko rozwiązać. Dlatego wyruszam dzisiaj, za chwilę, a ty rządzisz w zamku, dopóki nie wrócę.
Pod wpływem chwili natchnienia Mendanbar wyciągnął z kieszeni Klucz do Zamku i ceremonialnie wręczył go Willinowi.
– Jestem niezwykle zaszczycony zaufaniem Waszej Wysokości – rzekł elf. – Ale czy to na pewno konieczne?
– Tak – odparł król. – I nie wpuszczaj tu żadnych magów, kiedy mnie nie ma. Dzieje się coś dziwnego i nie życzę ich sobie w zamku, dopóki nie zrozumiem, o co chodzi. Zwłaszcza pod moją nieobecność.
– Ale co mam im powiedzieć, gdyby o ciebie pytali, panie?
– Cokolwiek, byle byś ich nie wpuszczał – wyjaśnił Mendanbar. – To wszystko? No to ruszam.
Pochwycił pasmo magii i pociągnął. Kiedy mglista biel się rozwiała, stał między drzewami Zaczarowanego Lasu, tuż przed zamkiem. Nieco staranniej wybrał inne magiczne włókno i znów pociągnął, mocniej. Tym razem pojawił się na samej granicy lasu, gdzie zaczynały się Góry Poranka. Dwa kroki od niego jaskrawa zieleń mchu urywała się, jakby odcięta, a zaczynała się szara skała. Sprawdził, czy to właściwe miejsce – wskazówki Morweny były bardzo szczegółowe – a potem z wahaniem przekroczył granicę.
Mendanbar przez prawie trzy lata nie opuszczał Zaczarowanego Lasu – odkąd został królem. Już zapomniał, jak nagie wydaje się wszystko na zewnątrz. Wciąż wyczuwał za sobą dryfującą swobodnie sieć magii, lecz tam gdzie stał powietrze było puste. Rzadka trawa i zeschnięte krzaki rosły kępami w zagłębieniach szczelin i zakamarkach, gdzie zebrało się dość żyznej gleby. Przed nim wznosiły się wysokie, ostre i martwe góry. Żyło tam wiele magicznych stworzeń, lecz same Góry Poranka nie posiadały własnej magii. Mendanbar czuł pustkę w miejscu, gdzie powinna być magia, zadrżał mimo woli.
– Przynajmniej nie muszę się martwić, czy znajdę Kazul – powiedział do siebie. – Jeśli tylko nie pomieszam kierunków, powinienem dotrzeć prosto do jej jaskini. – Uśmiechnął się nagle. – A jaskinia wciąż będzie na miejscu, kiedy tam dotrę.
To było coś warte. Poza tym wciąż miał ze sobą odrobinę magii Zaczarowanego Lasu – w postaci swego miecza. Nawet przez pochwę Mendanbar czuł uspokajający puls mocy.
– Nie ma sensu zwlekać. – Wzruszył ramionami, raz jeszcze obejrzał się na las i pomaszerował przed siebie.

* * *
Kiedy już przyzwyczaił się do suchej, martwej i niemagicznej aury gór, zaczął odczuwać przyjemność ze spaceru. Chociaż kochał Zaczarowany Las, musiał przyznać, że miło jest zobaczyć tak duże fragmenty nieba. Ponieważ smoki lubiły wysoko położone miejsca, szedł głównie pod górkę, ale to także okazało się dziwne. Drzewa nie blokowały mu widoku i Mendanbar widział na całe mile wokół, a im wyżej wchodził, tym więcej mógł zobaczyć. Wzgórza Zaczarowanego Lasu były albo niskimi łagodnymi wzniesieniami, które człowiek ledwo zauważał, albo stromymi kopcami, zwykle służącymi za siedzibę czegoś niebezpiecznego lub magicznego, albo jedno i drugie naraz. Większość tych kopców została zrobiona z czegoś dziwnego: jaspisu, polerowanego węgla albo litego srebra. Jeden nawet zbudowano ze szkła, ten przy południowej granicy. Jakiś król go postawił, aby pozbyć się swojej córki.
Córka. Królewska córka. Księżniczka! Dobry nastrój Mendanbara ulotnił się natychmiast. Zapomniał o księżniczce na służbie u Kazul.
– Muszę być dla niej szczególnie uprzejmy, nieważne, jak byłaby irytująca – przypomniał sam sobie ponuro.
Jeśli ma takie wpływy, jak to sugerował Zemenar, a przy tym zniechęci się do niego, może bardzo utrudnić mu sytuację. Zastanowił się, dlaczego Kazul ją trzyma. Król Smoków zwykle nie zadawał się z księżniczkami, a przynajmniej Mendanbar nigdy o czymś takim nie słyszał.
Minął zakręt i zobaczył przed sobą wylot jaskini, a przed nią szeroki, płaski i piaszczysty teren, dostatecznie duży, by wylądowało tam kilka smoków jednocześnie, pod warunkiem że byłyby bardzo ostrożne. Powyżej wylotu jaskini wznosiło się strome zbocze. Nad środkiem otworu wtopiono w kamień kontur szpiczastej czarnej korony.
Gdy Mendanbar podszedł bliżej, zauważył zaśniedziały mosiężny uchwyt sterczący z niewielkiego otworu obok jaskini. Uchwyt zamocowano na poziomie jego pasa, a obok wisiała tabliczka z napisem: “WITAJ W JASKINII KRÓLA SMOKÓW. Pociągnij za uchwyt, żeby zadzwonić”. Linijkę niżej ktoś dodał równymi literami wypisanymi jaskrawoczerwoną farbą: “ABSOLUTNIE żadnych magów, akwizytorów ani wybawców. To znaczy CIEBIE”.
Mendanbar przez chwilę patrzył na tabliczkę i zaczął się uśmiechać. Nic dziwnego, że Zemenar nie lubił tej księżniczki. No cóż, on jednak nie był magiem, niczego nie sprzedawał i z całą pewnością nie miał ochoty nikogo ratować. Pociągnął więc za dźwignię.
Gdzieś wewnątrz rozległ się dzwonek.
– No, najwyższy czas – odezwał się kobiecy głos i Mendanbarowi zamarło serce.
Usłyszał zbliżające się kroki.
– Miałam nadzieję, że zjawisz się, zanim wyjdę. Zlew jest... – Mówiąca wyszła z jaskini, spojrzała na Mendanbara i urwała w pół zdania. – O nie, jeszcze jeden – westchnęła.
Król patrzył na nią ze zdumieniem. Jeśli to faktycznie księżniczka, to nie przypominała żadnej, którą widział do tej pory, a widział ich dziesiątki. Owszem, miała małą złotą koronę przypiętą do włosów i była bardzo ładna, właściwie piękna, ale nosiła fartuch w biało-niebieską kratę z dużymi kieszeniami. Mendanbar jeszcze nigdy nie widział księżniczki w fartuchu. Rdzawa suknia pod fartuchem wyglądała na bardzo praktyczną, a jej rękawy były podwinięte powyżej łokci. Nigdy nie widział też księżniczki w sukni z podwiniętymi rękawami. Kruczoczarne włosy dziewczyny wisiały splecione w warkocze, sięgające niemal kolan, zamiast tworzyć lawinę loków wokół twarzy. Oczy także miała czarne i była równie wysoka jak Mendanbar.
– I co? – spytała zniechęcona. – Masz zamiar stać tu jak jakiś głupek, czy może powiesz, o co ci chodzi? Choć podejrzewam, że już wiem.
– Bardzo przepraszam – odparł Mendanbar. Wziął się w garść i wykonał niepewny ukłon. – Myślę, że zaszło pewne nieporozumienie. Szukam Kazul, Króla Smoków.
– Pewnie – mruknęła młoda kobieta. – No więc nic z tego. Nie możesz się z nią spotkać. Sama sobie radzę z moimi rycerzami i książętami.
– Słucham? – Król zamrugał oczami.
Zaczynał podejrzewać, że to on popełnił błąd. Ta dziewczyna nie wyglądała na księżniczkę (jeśli nie liczyć korony), nie zachowywała się jak księżniczka i nie mówiła jak księżniczka. Lecz jeśli nie była księżniczką, to co tutaj robiła?
– Sama sobie radzę ze swoimi rycerzami – powtórzyła. – Widzisz, nie chcę być uratowana i głupio byłoby, gdyby ktoś ucierpiał, walcząc z Kazul, jeżeli i tak zamierzam tu pozostać. Poza tym Kazul ma dość pracy jako Król Smoków i nie potrzebuje, żeby ktoś jej przeszkadzał, wyzywając do walki bez powodu.
– Więc naprawdę jesteś księżniczką Kazul. – Jakie imię wymienił Zemenar? Ach, tak. – Cimorena?
– Tak, oczywiście. Wiesz, nie mam czasu z tobą dyskutować. Nie dzisiaj. Czy możesz iść już sobie i wrócić za tydzień, kiedy wszystko się uspokoi? Albo, jeżeli nie chcesz czekać, mogę cię skierować do księżniczki bardziej skłonnej do współpracy. Marchak ma teraz całkiem ładną, a mieszka niedaleko.
– Nie, obawiam się, że nie – odparł król. Zaczynał podejrzewać, że Willin miał rację w kwestii zorganizowania oficjalnej audiencji. – Widzisz, nie przyszedłem ratować ani ciebie, ani nikogo innego. Jestem Królem Zaczarowanego Lasu i naprawdę chcę porozmawiać z Kazul. To pilne.
– O rany – odparła Cimorena. – Jesteś pewien, że nie możesz poczekać? Kazul teraz nie ma.
– Zaczekam na nią – rzekł Mendanbar z uprzejmą stanowczością. – Jak już mówiłem, sprawa jest pilna.
Cimorena zmarszczyła nagle brwi.
– Powiedziałeś, że jesteś Królem Zaczarowanego Lasu?
Kiwnął głową.
– Mam na imię Mendanbar.
– A dlaczego tak nagle ci zależy, żeby się zobaczyć z Kazul, Wasza Wysokość? – spytała podejrzliwie.
– Dziś rano, natrafiłem na... pewien problem w Zaczarowanym Lesie – odparł, starannie dobierając słowa. – Czarownica imieniem Morwena poradziła mi, abym porozmawiał z Królem Smoków.
– Przysłała cię Morwena? – Księżniczka wyraźnie wyglądała na zaskoczoną, ale po namyśle powiedziała: – W takim razie wszystko w porządku. Wejdź i usiądź, może będę mogła coś wyjaśnić.
– Jak sobie życzysz, księżniczko. – Król skłonił się.
– Po prostu, Cimorena – rzuciła, prowadząc Mendanbara w głąb jaskini. Schyliła się po drodze, by podnieść z podłogi latarnię stojącą tuż za wejściem. – Mój oficjalny tytuł to Szefowa Kuchni i Bibliotekarka – dodała – więc odzwyczaiłam się od tytułu księżniczki.
– Szefowa Kuchni i Bibliotekarka? – zdziwił się Mendanbar. – Jak to się stało?
– Postanowiłyśmy tak razem z Kazul, po tym, jak w zeszłym roku została Królem Smoków. Widzisz, król zwykle nie ma księżniczki, a nie chciałyśmy, by inne smoki narzekały, że Kazul łamie tradycję. Miałam też nadzieję, że to trochę zniechęci rycerzy.
– Tak?
– No cóż, nie brzmi to szczególnie bohatersko, kiedy ktoś powie, że uratował Szefową Kuchni i Bibliotekarkę, prawda? No i o wiele rzadziej nam przeszkadzają. Kiedyś zjawiało się dwóch, trzech rycerzy dziennie, a teraz najwyżej jeden na tydzień. No i ci, którzy jednak przyjdą, są na tyle inteligentni, żeby zrozumieć, że nadal jestem księżniczką, choć smoki nazywają mnie Szefową Kuchni.
– Czy przez to trudniej się ich pozbyć?
– Nie, wcale nie. Inteligentniejsi słuchają, kiedy im tłumaczę, a ci głupsi uważają, że żartuję. Kilku musiałam zaproponować, że sama będę z nimi walczyć, zanim ich w końcu przepędziłam.
Mendanbar z powątpiewaniem spojrzał na Cimorenę w słabym świetle lampy. Jednak wydawało się, że nie żartuje.
– Naprawdę zaproponowałaś rycerzowi, że staniesz z nim do walki?
– Czterem. – Cimorena kiwnęła głową. – I księciu. To był jedyny sposób, żeby ich przekonać. – Zerknęła niepewnie na Mendanbara. – Przepraszam, jeśli na początku źle się zachowywałam, ale naprawdę sądziłam, że przyszedłeś mnie ratować. To przez tę koronę. – Wskazała obręcz na jego głowie. – Nie uwierzyłbyś, jakie miałam problemy z niektórymi książętami. Nieuprzejmość to jedyna metoda, aby się ich szybko pozbyć. A czasem i to nie pomaga. Zwłaszcza jeśli są wyjątkowo głupi.
– Rozumiem – odparł bez namysłu. – Z opisu bardzo przypominają księżniczki: uparte, tępe...
Urwał przerażony. Przez moment zapomniał, że Cimorena także jest księżniczką. Miał nadzieję, że nie poczuje się urażona.
Na szczęście nie wyglądała na taką.
– Otóż właśnie. – Kiwnęła głową. – Dlatego wysyłam ich, żeby ratowali inne księżniczki. Na ogół zasługują na siebie nawzajem. Oczywiście staram się dopilnować, aby ci milsi rycerze trafiali do najmilszych księżniczek. W końcu to nie ich wina, że są głupi.
Dotarli do bocznego korytarza i Cimorena się zawahała. Potem wzruszyła ramionami i weszła.
– Straszny dziś bałagan w kuchni – rzuciła przez ramię. – Ale nawet przy tym bałaganie jest wygodniejsza dla ludzi niż wielka jaskinia, gdzie rozmawiają smoki. Mogę też zrobić herbatę, jeśli masz ochotę.
Zanim Mendanbar zdążył odpowiedzieć, wyszli z tunelu do dużej, dobrze oświetlonej jaskini. Połowę jednej ściany zajmował ogromny czarny piec, a przy pozostałych stały wysokie drewniane kredensy. Kamienny zlew obok wejścia wypełniała spieniona szara woda, a półka obok była zastawiona brudnymi naczyniami. Na środku stał duży drewniany stół i trzy niedopasowane krzesła.
– Poproszę herbatę – rzekł król, uprzejmie nie zwracając uwagi na naczynia.
Cimorena zerknęła w stronę zlewu i zaczęła przeszukiwać kredens.
– Nie będzie ci przeszkadzało, jeśli podam herbatę w kieliszku do wina? Wiem, że to trochę dziwne, ale wszystkie filiżanki są brudne, a zlew jest zatkany prawie od tygodnia i nie mogę zmywać.
– Nie będzie mi przeszkadzać. Ale, sama wiesz, że prędzej czy później musisz coś z tym zlewem zrobić.
– Próbowałam – oświadczyła z irytacją Cimorena. – Wiesz, jak trudno znaleźć hydraulika, który przyszedłby obejrzeć smoczy zlew? Myślałam, że w końcu jednego znalazłam, miał się tu zjawić wczoraj rano i wciąż go nie ma, więc pewnie już nie przyjdzie. A w bibliotece Kazul nie ma żadnych książek o hydraulice, bo sama bym go naprawiła.
– Przykro mi – odparł Mendanbar. – Może ja mógłbym coś poradzić?
– Spróbuj. Gorzej niż jest i tak już nie będzie.
Nie zabrzmiało to jak głos zaufania dla Mendanbara, ale to nie miało znaczenia. Podszedł do zlewu, przyglądał mu się przez chwilę, po czym odstąpił o krok i dobył miecza.
Cimorena krzyknęła zaskoczona.
– Twój miecz przetyka zlewy? – spytała zaciekawiona. – Wiedziałam, że jest magiczny, ale myślałam, że to na smoki.
– Robi wiele rzeczy – odparł z roztargnieniem król.
Poza Zaczarowanym Lasem magiczne działania wymagały sporej koncentracji. Zmrużył oczy i spojrzał na zlew wzdłuż klingi. Czuł, jak energia miecza mrowi mu dłoń, potem machnął ostrzem w powietrzu, zsuwając z niego moc i owijając nią zlew. Ostatnim gestem dotknął czubkiem ostrza powierzchni spienionej wody. Trysnęła magia, coś głośno zabulgotało, woda zawirowała i spłynęła do ścieku.
– Proszę – rzekł król. – To powinno wystarczyć. – Wytarł klingę i wsunął miecz do pochwy.
– Na pewno! – zgodziła się Cimorena. – Czy twoja magia zawsze jest taka błyskotliwa?
– Co masz nam myśli?
– Mniejsza z tym. Zanim zagotuje się woda, umyję parę filiżanek. Usiądź, a ja nastawię czajnik.
Mendanbar usiadł przy stole i nagle zmarszczył brwi.
– A niech to.
– Co się stało?
– Morwena dała mi trochę cydru, żeby zabrać do Kazul. Ale tak mnie zaprzątnęły porządki po Zemenarze, że zapomniałem go wziąć. Bardzo mi przykro, przyślę cydr, jak tylko wrócę do domu.
Cimorena znieruchomiała z czajnikiem w ręku.
– Zemenar? Ale nie przewodniczący Towarzystwa Magów?
– Tak, oczywiście.
Mendanbara trochę zdziwiła jej reakcja, a potem przypomniał sobie, jak bardzo Zemenar nie lubi Cimoreny. Pewnie jej odczucia względem maga były podobne.
– Musiałeś po nim sprzątać? To by się zgadzało – mruknęła.
Napełniła czajnik, postawiła go na piecu, a potem wróciła do zlewu, umyła dwie filiżanki, dwa spodki i dwie łyżeczki. Robiła to z tak intensywnym skupieniem, że było oczywiste, iż myśli o czymś innym.
Mendanbar nie przeszkadzał jej, gdyż sam musiał przemyśleć parę spraw. Cimorena nie była taka, jak się spodziewał. Zachowywała się raczej jak Morwena niż jak księżniczka. Zastanawiał się, skąd pochodzi i jak została schwytana przez smoki. Już chciał zapytać, ale powstrzymał słowa, zanim zostały wypowiedziane. Nie przyszedł tu, by rozmawiać z księżniczką. Nie, faktycznie.
– Kiedy wróci Król Smoków? – zapytał.
Cimorena nie odpowiedziała od razu. Ustawiła na stole filiżanki, nalała wrzątku do imbryka, żeby zaparzyć herbatę i usiadła naprzeciw króla. Przyglądała mu się przez chwilę, po czym stanowczo kiwnęła głową.
– No dobrze. Powiem ci prawdę. Nie wiem.
Mendanbar poczuł, jak ogarnia go irytacja.
– Jeśli Kazul nie powiedziała, kiedy możesz jej oczekiwać, to czemu nie mówiłaś o tym od razu?
– Och, powiedziała – zapewniła Cimorena. Wydawała się bardzo poważna. – Powinna wrócić do domu przedwczoraj.
– I jeszcze jej nie ma?
Księżniczka skinęła głową.
– Nie przysłała też żadnej wiadomości. Zniknęła. Kiedy przyszedłeś, przygotowywałam się właśnie aby wyruszyć na poszukiwania.



Dodano: 2007-01-20 13:04:18
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Brzezińska, Anna - "Mgła"


 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

 Sanderson, Brandon - "Yumi i malarz koszmarów"

 Bardugo, Leigh - "Wrota piekieł"

Fragmenty

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

 Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS