NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Kres, Feliks W. - "Galeria złamanych piór"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Luty 2005
ISBN: 83-89011-32-8
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 416
Cena: 25,00 PLN



Kres, Feliks W. - "Galeria złamanych piór"

O tym, że pisarz może czytać książki

Wybrałam fantastykę, chociaż interesuję się nią dopiero od niedawna — pisze do mnie Autorka o pseudonimie „A.” Z tym wiąże się moje pytanie. Otóż zetknęłam się z poglądem, że człowiek powinien doskonale znać gatunek, w którym zamierza coś tam pisać (w moim przypadku jest to fantasy). Co o tym sądzisz?

Nie jest tajemnicą, co sądzę. Odpowiadam: dzieło ma być dobre i tyle, a z czego to będzie wynikać, jest prywatną sprawą autora. Tak, istnieją pewne niewzruszone zasady, których trzeba się trzymać (wskazane jest, na przykład, by autor umiał czytać i pisać), natomiast jeśli chodzi o szerzej rozumiane warunki wstępne, które koniecznie trzeba spełnić — nic do głowy mi nie przychodzi. Że trzeba znać historię albo filozofię; że trzeba czytać książki albo książek nie czytać; że nie wolno oglądać telewizji albo wręcz przeciwnie, bardzo trzeba oglądać telewizję — otóż wszystko to są pierdoły. Jestem zupełnie pewien, że można napisać przyzwoitą powieść kryminalną, w ogóle nie mając pojęcia, kto to jest Raymond Chandler albo Agata Christie. Wyobrażam sobie fantasy w wykonaniu obywatela, któremu Rycerze Okrągłego Stołu mylą się z Tancerzami Trójkątnego Krzesła (gdy chodzi o fantasy, to sytuacja jest w ogóle bardzo szczególna; jeszcze do tego wrócę). Potrzeba poszerzenia wiedzy pojawia się dopiero wówczas, gdy... pojawia się taka potrzeba. Jeśli w powieści kryminalnej, dajmy na to, niektóre sekwencje będą miały związek z posterunkiem policji, to warto wiedzieć, co to jest policja oraz na czym polega policji posterunek, zwłaszcza w Anglii, Francji czy gdzie tam rozgrywa się akcja. Ale powieść kryminalna może rozgrywać się także na plaży naturystów, gdzie jest piasek i mnóstwo golasów; co prawda, możliwości ukrycia przy sobie narzędzia zbrodni określiłbym tam jako minimalne. Każdy widział piasek i golasa; studiowanie geografii, fizjologii i anatomii uważam za nadgorliwe, jeśli celem jest napisanie książki o golasach i cholernej plaży. Krótko mówiąc, nikt nie musi pisać o czymś, na czym się nie zna, autorowi wolno wybrać czas i miejsce akcji, i zbudować dowolnych bohaterów (oni też nie muszą wiedzieć nic o niczym — będą w tym niezmiernie podobni do lwiej części populacji). Solidna a wszechstronna wiedza rzadko wprawdzie może autorowi zaszkodzić — choć wszechstronność i solidność nie lubią chodzić w parze — ale nie jest niezbędna do napisania przyzwoitej książki. Jakkolwiek obrazoburczo to brzmi, będę upierał się przy swoim. Wszystko zależy od tego, o czym jest ta książka. Uczenie się (bądź czytanie) na wszelki wypadek wszystkiego wydaje mi się grubą przesadą.
To samo dotyczy telewizji, kina, zwiedzania muzeów i czego tam jeszcze. Uważam, że niektóre muzea warto zwiedzać, niektóre filmy i programy oglądać, ale jeśli przyjdzie do mnie facet z zapewnieniem, że niczego nie ogląda i nie zwiedza, zamierza zaś napisać arcydzieło — gotów mu jestem zaufać. Co prawda, z wielką ciekawością będę czekał na efekty, ale to już całkiem inna sprawa. Bo, powiedzmy szczerze, w sytuacji odwrotnej, to znaczy, gdy przychodzi facet i powiada, że zwiedzał muzea, telewizję oglądał i napisze teraz arcydzieło — czy inaczej nań będę popatrywał? Nie, tak samo poczekam; skąd mam wiedzieć, napisze czy nie?
Powieściopisarstwo nie należy do dziedziny nauk ścisłych. Niekoniecznie musi być prawdą, że wiedza, plus talent, plus doświadczenie równa się arcydzieło (czy ktoś z Państwa natknął się na gniot znanego, jeśli zgoła nie sławnego, autora zatytułowany Baudolino? — jeśli tak, to wie, o czym mówię).
Ale wróćmy do czytania bądź nieczytania książek. Otóż w literaturze mamy ostatnio do czynienia ze zjawiskiem zatrważającym, a mam na myśli kanibalizm. Literacki kanibalizm polega na tym, że książki żywią się innymi książkami; nie mówię, że bywają inspiracją dla autorów, mówię: żywią się. Zapanowała okropna moda na gry literackie, zabawy konwencją, porozumiewawcze puszczanie oka do czytelnika, odniesienia i odwołania. Otóż pod tym bełkotem kryje się nieznośna a pretensjonalna maniera. Nie jest to żadna zabawa z czytelnikiem, jeno wstrętny spisek na linii pisarz-krytyk. Pierwszy pokazuje drugiemu, że wszystko, ale to zupełnie wszystko, przeczytał, ale to tak przeczytał, że właściwie może pisać samymi cytatami, a mało tego — między wierszami stale się do czegoś odwołuje, coś tam komentuje, parodiuje i parafrazuje; drugi jest wdzięczny pierwszemu za możliwość popisania się podobną wiedzą, taką wiedzą, która mu pozwala owe przepyszne parafrazy, smakowite odwołania i wysublimowane gry konwencją dostrzec, rozszyfrować, nazwać i docenić — ach, jakże elitarni są obydwaj! A czytelnikowi chce się rzygać, smutno mu, ryjowato, bo zapłacił za książkę i myślał, że będzie mógł sobie poczytać, tymczasem dostał bełkotliwą łamigłówkę albo rebus; wprawdzie czytał Steinbecka, lecz to było szesnaście lat temu, a ponadto zupełnie nie przyszło mu do głowy uczyć się Steinbecka na pamięć; zresztą żadnej książki się na pamięć nie nauczył, więc teraz jest bezradny wobec gry literackiej, odwołań i zabawy konwencją.
Z fantasy gorzej, jeszcze gorzej. Tutaj dla odmiany nie zdarzyło się nic i wygląda na to, że już nigdy nic się nie zdarzy. Gatunek zaistniał, no i bardzo fajnie, ale było to jedyne wydarzenie w jego dziejach, teraz nie ma żadnych perspektyw, bo zajmuje terytorium o rozmiarach znaczka pocztowego — niczym świętej pamięci disco-polo — na którym to terytorium kłębią się tłumy utworów, istna banda (bo nie armia) klonów. Raz wymyśliwszy cudowność, nic już więcej się nie wymyśli, cała ta literatura powstała z jednej tkanki, która się nazywa „wszystko wolno”, jest więc fantasy wężem zjadającym własny ogon, wszystko tutaj nosi znamiona bądź naśladownictwa, bądź parodii czegoś. Nie mam pojęcia, po co ktoś, noszący się z zamiarem napisania książki fantasy, miałby przyswajać sobie tak zwany kanon. Chyba tylko po to, by ostentacyjnie ustawić się doń w opozycji bądź wyszydzić, ale ta zabawa trwa od wielu lat i już nie ma żadnego sensu, a zresztą proszę przypomnieć sobie, co przed chwilą napisałem o zabawach konwencją. Jeśli twórca lubi czytać fantasy — to niech czyta, po to te książki są, a pisarz, będąc pisarzem, nie przestaje być przez to czytelnikiem. Ale jaka z tych książek nauka dla pisarza? — nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ja, przyznam, bardzo słabo sobie wyobrażam autora, który napisał książkę, chociaż żadnej wcześniej nie przeczytał (pisarze Lepper i Wałęsa to wyjątki, ale oni nie piszą powieści), bo potrzeba pisania wyrasta na gruncie czytania, tak mi się wydaje. Człowiek czyta, czyta, wreszcie mówi sobie: „A co tak tylko będę czytał i czytał, może lepiej też coś napiszę?”. Uznaję, że taka właśnie jest naturalna kolej rzeczy, pisarz w ogóle powinien coś tam czytać, bo obcowanie z językiem literackim pomaga go następnie używać, ale nie wynika z tego dla mnie, że postanowiwszy „będę pisał”, postanawia się zarazem: „wpierw jednak przeczytam wszystko, ale to wszystko i wszystko!”.
Z czytania wszystkiego — choćby tylko w obrębie jednego podgatunku — rodzą się rozliczne choroby. Pierwszy objaw jest taki, że niedoszły pisarz zauważa, iż wszystko już zostało napisane, więc każda kolejna książka to w istocie wyważanie otwartych drzwi. Potem bywa różnie. Można na przykład dojść do wniosku, że cała w ogóle fantasy bazuje na legendzie Arturiańskiej, a Graal, proszę państwa, jest właściwie kobietą, czego dowodził kiedyś bardzo sprawny skądinąd polski pisarz (do dziś podejrzewam, że ów autor po prostu robił sobie jaja i zaśmiewał się w kułak — bo to bystry gość — z tych wszystkich, którzy wzięli rzecz serio i gotowi byli dalej ją roztrząsać). Tymczasem, co już mówiłem, w arsenale fantasy stoi jakaś kosa na krzyż z dzidą i wielkiej wojny z tym orężem nie będzie. Nie do wszystkich niestety dociera, jak wąziutkie jest pole manewru w fantasy; cudowności wymyślić można mało, strasznie mało, okropnie mało; już w arsenale „twardej” science fiction jest oręża jakieś tysiąc razy więcej (nie pomyliłem się, pisząc tysiąc); o literaturze niefantastycznej nawet nie wspominam (bo spraw, problemów i rzeczy istniejących realnie jest tysiące, miliony razy więcej niż tych, które tylko wydumano). Odpowiadam więc Autorce listu: słuchaj „A.”, możesz czytać albo nie czytać, zapoznawać się z kanonem albo nie, tak czy owak wszystko sprowadza się do tego, że siadając do pisania fantasy, napiszesz książkę o tym, jak coś wypaskudziło z siebie cud, względnie samo było jakimś cudem.
Natomiast co dalej to coś zrobiło i co przy tym czuło — a, to już zupełnie inna sprawa. Lecz znajomość kanonu fantasy (czy jakiegokolwiek innego) w niczym tutaj nikomu nie pomoże. Albo ma się historię do opowiedzenia — albo nie.


Dodano: 2006-10-07 10:11:22
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS