NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Wroński, Marcin - "Tfu pluje Chlu! czyli opowieści z Pobrzeża"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Kwiecień 2005
ISBN: 83-89011-54-9
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 352
Cena: 24,99 PLN
miejsce wydania: Lublin
seria: Kuźnia Fantastów



Wroński, Marcin - "Tfu pluje Chlu! czyli opowieści z Pobrzeża" #1

— No więc jak będzie?
Nzalan, molkijski nekromanta, siedział obok wypełnionej lodem skrzyni i przyglądał się Kannabiemu. Ciekawe, jakie tajemnice drzemią jeszcze w jego głowie i ile są warte... Ale czas ucieka. Zanim wydobędzie jedną, trzy inne zdążą umrzeć na zawsze. Jednak Zaka i Uglik nie chcieli żadnych tajemnic, tylko pozbyć się kłopotu. Ich pachołek chuchał właśnie w dłonie zmarznięte od noszenia lodu. Nzalan pewnie nie zwróciłby na niego zbytniej uwagi, gdyby nie ten cudaczny czarny zawój na głowie. Spod niego patrzyły oczy przygłupa — na pół obojętne, na pół zadziwione. Nekromantę już od dawna interesowali żywi o trupim spojrzeniu, o umyśle zamkniętym jak szkatuła, do której właściciel zgubił klucz.
— Więc jak będzie, panie Nzalan?
— Kto to jest? — zapytał nekromanta. — Kim jest twój sługa?
— Zwą go Czarnym Zawojem. To przygłup. Zlitowałem się...
— Taaak, twoje dobre serce jest w Molku powszechnie znane, panie Zaka. Umie gadać?
— Umie. No, przedstaw się, jak mistrz Nzalan prosi!
— Jestem Czarny Zawój, panie.
Nie mówił jak molkijczyk — za szybko, za śpiewnie, za mało pracował gardłem, a za dużo językiem. Pewnie Aytlanczyk! Bardzo dobrze! Nzalan tyle razy próbował sprawdzić, czy głębie umysłu ludzi z różnych krain różnią się, czy też prawdę mówią ci, według których cała ludzkość, nawet barbarzyńcy, wzięli się z jednej matki. Po niedawnej wojnie kupił nawet trochę odrąbanych łbów aytlanckich wojowników, ale niewiele mu pomogły. Część miała mózgi uszkodzone przy upadku na ziemię, a w innych trwoga zjadła większość myśli. Widać nie byli nawet dobrymi wojownikami i nie dziw, że zginęli. Może wbrew temu, co mówią o sobie ludzie miecza, nagła śmierć zawsze jest trwogą? A ten jeden łeb, który mógł powiedzieć coś naprawdę ciekawego, na nieszczęście był żywy...
Ale nie ma co rozpamiętywać, gdy trafia się nowa okazja. Wraz z pytaniem nekromanta posłał nieznajomemu myśl. Na wypadek, gdyby tamten skłamał... Czarny Zawój — otrzymał taką samą odpowiedź.
— Tak... Czarny Zawój. Twoje przezwisko bardzo pasuje do tej szmaty na głowie. Ale pytałem o imię.
— Nie znam go, panie. Walczyłem pod Molkiem i...
A, jeszcze jedna ofiara wojny! Bardzo dobrze! Imię! — żądała kolejna myśl Nzalana. Nieznajomy naprawdę nie pamiętał. Kłamać można nawet katu, ale nie magowi. No, chyba że się jest jeszcze lepszym słyszącym! Jednak wtedy nie przychodziłby tu jako sługa Zaki.
— ...i łeb mu rozłupali, aż cały rozum uciekł — przerwał kupiec. — Nie ma się co targować. Ten trup nie miał rodziny. Jak go źle przygotujesz, nikt nie pójdzie na skargę. Byle gęby tak nie krzywił i oczy zamknął. To wszystko.
— Uglik coś mało dziś gada. Czyżby Kannabi otruł się jego piwem?
Nie pytaj, Nzalan. Po co ci to wiedzieć? Zapłacimy, odejdziemy... — pomyślał do niego karczmarz, ale to nie było mądre. Za chwilę syknął, bo jakiś niewidzialny rożen przeszył mu głowę i na dłuższą chwilę kazał zapomnieć o wszystkim poza bólem. Nie, nie trzeba myśleć tak do nekromanty, tu nie karczma, a to nie jeden z podpitych gości, których można orżnąć, przekonując, że opróżnili siedem, a nie sześć garnców.
— Otruł się własnym jadem. Tacy jak on zawsze źle kończą — powiedział Zaka.
— Myślałby kto, że wielu znałeś takich jak on! Kannabi był jeden. Jeden jedyny.
Nzalan wziął trochę lodu z kubła i obsypał trupowi głowę. Najsprytniejszy mózg Molku, ha, czegoś takiego szkoda zakopywać. No i jest ten głupek, który imienia nie pamięta i gada jak cudzoziemiec! Za takie rzeczy zwykle musiał drogo płacić, a teraz kto wie, czy obu nie dostanie darmo...
— Więc ile chcesz dziś ukraść, Nzalan?
— Oddasz mi swojego służącego i przyjdź jutro po trupa. Albo lepiej pojutrze.
— Chcesz Czarnego Zawoja?! — zdziwił się kupiec. — Po co?
— Bo też mam dobre serce.
— Ale... No dobrze! Jest twój! — zgodził się pospiesznie, zanim nekromancie wróci rozum i zażąda pięćdziesięciu groszy. — Czy to ty zdziałałeś, Uglik? — zapytał, gdy już tylko we dwóch kolebali się na wozie. — Nie wiedziałem, że dasz mu radę myślą.
— Nie było łatwo, panie Zaka...

* * *

— Nie znajdziesz, panie, drugiego, co ci będzie wierniej służył za grosza dziennie. Albo i za miskę kaszy — Czarny Zawój rozgadał się jak u kata w gościnie. — Znam kupca, u którego lód jest tańszy o trzy i pół grosza na wozie niż gdzie indziej. Za pośrednictwo nie chcę nawet po pół grosza! Nie, panie, od ciebie nic nie wezmę! Może tylko poproszę o miskę polewki do tej kaszy! Nie musisz też obawiać się o moją uczciwość, mistrzu Nzalanie. Nie kradnę. Sam pan Zaka...
— Po co tyle gadać? Będziesz źle służył, to zabiję.
Podziałało — zamilkł. Nekromanta wiedział doskonale, co mówią o nim po karczmach. Nie tylko zresztą o nim, o całym fachu. Niewiele było w tym prawdy, ale i zła opinia czasem się przydaje.
— Odwiń tę szmatę! — rozkazał.
— Po cio cy to, pynie? — zapytał przestraszony Czarny Zawój. — Tak, juź odwijem.
Był wysoki, niemal półtora raza taki jak jego nowy pan, ale zawojem, który zdjął z głowy, można byłoby zmierzyć ich obu. Miął tkaninę w dłoniach jak zawstydzony wieśniak czapkę.
— Siadaj!
Dopiero teraz głowa Czarnego Zawoja była już na tyle nisko, że nekromanta mógł ją dokładnie obejrzeć. Przypominała wielki, popękany orzech, tylko powyżej uszu rosły kępki włosów. Na szczycie czaszki zamiast skóry widać było dno jakiegoś srebrnego naczynia.
— Ha, takiś biedny, że chcesz służyć za miskę kaszy! A ten kawał srebra wart jest z piętnaście groszy jak nic! Kto cię składał? Nie bój się, mów!
— Nie wiem. Jakiś wojskowy uzdrawiacz.
— Rzeźnik nie uzdrawiacz! — prychnął nekromanta. — Byłeś potem u innego?
— Za co, panie? Mogę już zawinąć?
— Co się tak wstydzisz? Przecież nie przyrodzenie ci oglądam, głupcze! To się nawet rusza — przesunął lekko srebrną łatę. — Boli? No, spokojnie! Nie rozgrzewa się w słońcu?
— Rozgrzewa. Uzdrawiacz kazał często chłodzić.
— No dobrze. — Nzalan podszedł do skrzyni, w której trzymał wino. Nalał kubek sobie i pół kubka Czarnemu Zawojowi. — Masz! Ale pamiętaj, nie powinieneś zbyt wiele pić. Jak lekko zaszumi, masz przestać. O tym też mówił ci ten rzeźnik?
— Nie. Już mogę obwiązać? Bo...
— Obwiązuj. Cud bogów, że żyjesz. — Łyknął wina i spojrzał na ciało Kannabiego. Lód już zaczął powoli tajać i kapać ze skrzyni. Będzie musiał ją uszczelnić. A może wcale nie będzie to potrzebne tak zaraz... — A więc skoro jesteś u mnie na służbie, to mam dla ciebie dobre zajęcie. Warte więcej niż miska kaszy, a nawet ta druga z polewką.
— Dziękuję, panie. — Czarny Zawój wstał i uroczyście się ukłonił.
— Jeśli za to mi tak dziękujesz, to jak powiem resztę, chyba pocałujesz mnie w sandał — zaśmiał się Nzalan. — Siadaj i słuchaj!

* * *

Czarny Zawój wysłuchał wszystkiego do końca, ale gdy później wyszedł za potrzebą, to nie obejrzał się aż na Podgrodziu.


Dodano: 2006-10-07 10:11:22
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS