NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Pawlak, Romuald - "Czarem i smokiem"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Pawlak, Romuald - "Pogodnik trzeciej kategorii"
Data wydania: Lipiec 2005
ISBN: 83-89011-64-6
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 368
Cena: 26,99 PLN
Tom cyklu: 1



Pawlak, Romuald - "Czarem i smokiem. Pogodnik trzeciej kategorii", tom 1 #2

Smok
Rozmowa na temat hodowli wierzchowców Draceny tylko wzmocniła tęsknotę maga. Kiedy wrócili do pokoju, zapadł w ponure milczenie z rzadka przerywane westchnieniami.
— Usycham, i to na słono — jęknął wreszcie. — Och, moja Annabell...
Smok spojrzał na niego spod oka.
— Jak chcesz, to ci ją zastąpię — zaproponował z szerokim uśmiechem.
I nagle zaczął się zmieniać. Ale nigdy przecież nie widział dziewczyny pogodnika, koncentrował się więc na piersiach... dużych, słodkich, ale całkiem nie takich. Bardziej przypominały eufeminowe krągłości.
Ponury mag mocno trzasnął go pod żebro.
— No co, na żartach się nie znasz!? — jęknął stwór zbolałym głosem. — To sobie wysychaj, zarazo...
Zapadło długie, ciężkie milczenie. Przerwał je dopiero Rosselin.
— To co ty jeszcze potrafisz? Zmieniać się w jakim zakresie? W człowieka, to już wiem. W kozie bobki, widziałem. A w przedmioty? Możesz się zamienić na przykład... w lornetkę?
— We wszystko, co dusza zapragnie — przyznał smok. — Ryzykownie założywszy, że takie głupie bydlę jak ja posiada duszę... Chociaż teraz to pójdę we własnej postaci, przyniosę jakąś butelkę na przeprosiny, co?
Mag wstał. Złość minęła mu równie nagle, jak przyszła. W końcu Filippon nie zamierzał dokuczyć pogodnikowi. A za brak poczucia humoru, jak twierdził Sarturus, należy wyrywać język.
— Ciebie nie wpuszczą. Trzeba być pełnoletnim... nie takim nieopierzonym pięćdziesięciolatkiem jak ty...
Smok spojrzał na niego swoim złym okiem. Umiarkowanie złym, bo Rosselin przeżył, tylko poczuł mrowienie na karku.
— Siedź — powiedział z naciskiem Filippon. — Ja pójdę.
I poszedł. Ze wszystkimi tego skutkami.

* * *

Wrócił po dłuższej chwili, w łapie trzymając butelkę. Kiedy zamykał za sobą drzwi, z zewnątrz dobiegły jakieś okrzyki.
— Narozrabiałeś? — stwierdził Rosselin z westchnieniem.
Smok wywiesił język.
— A czy to moja wina, że tacy strachliwi? Jak tam wpadłem, no fakt, że ze sporym hałasem, to zaczęli uciekać, nawet nie sprawdziwszy, co ich goni... — Zaśmiał się głośno. — A najszybciej to wiał karczmarz. Wziąłem ze stołu tylko jedną butelczynę, jego miecz zostawiłem w spokoju... Ale bez obaw, nie przypominałem samego siebie...
Rosselin powąchał otwartą butelkę. Była to soteja, drogie, bardzo słodkie wino z prowincji Tandirah. Widać któryś z robotników świętował urodziny albo podobną uroczystość i zaciągnął od razu potrójną krechę.
— Ty nie wąchaj, tylko rozlej — poradził Filippon.
Zdążyli wypić połowę, delektując się wspaniałym trunkiem, kiedy naraz ktoś zapukał do drzwi domku. Smok natychmiast zlikwidował butelkę będącą dowodem przestępstwa, zaś pogodnik poszedł otworzyć.
W progu stał mocno zaniepokojony Blejd.
— Napaść mieliśmy — zaczął bez wstępów. — Przyszedłem ostrzec.
Mag zrobił najbardziej zdziwioną minę, na jaką było go stać. W głębi pokoju słychać było, jak Filippon zamieniony w krzesło dusi śmiech.
— Napaść? — rzucił Rosselin. — Kto by chciał napadać na taką osadę?
Blejd, wciąż stojąc na progu, czujnie rozglądał się dookoła.
— No właśnie nie wiadomo. Ktoś napadł na knajpę, ale kto? Jedni twierdzą, że dwunoga ośmiornica... Inni widzieli trzech mężczyzn w strojach cesarskich gwardzistów...
Mag ze współczuciem pokiwał głową. Smok udusił się i ucichł.
— Będę ostrożny. A gdyby co, dam znać.
Na twarzy zarządcy pojawiła się ulga.
— O nic więcej nie proszę.
— I sam widzisz — zaczął Filippon, kiedy kroki Blejda ucichły, podobnie jak hałasy za oknem. — Prosty smok może was wystrychnąć na dudka. Łatwowierność posunięta tak daleko, że aż niebezpieczna. Wszystko można wam wmówić, jak nie Aarafiela, to Dracenę i jej panienki. A jakby dzieweczki się nie podobały, to zawsze zostaje tajemny kult tego tam... Karalucha...
W jego oczach błyskały figlarne iskry, kiedy spoglądał na Rosselina.
— A ty co, w nic nie wierzysz? — warknął wściekle pogodnik, nie mogąc już słuchać drwin Filippona. — Czego nie zobaczę i nie dotknę, tego nie ma? Nie widziałeś Fertu, znaczy: nie istnieje, chcesz powiedzieć?
Smok nic nie odrzekł. Widać było, że obraca w głowie jakąś myśl.
— Ja to wierzę, że się nawet w twój głos wewnętrzny umiem zamienić... — mruknął wreszcie, z ukosa spoglądając na maga.
— Za ciężki jesteś... masz jakieś trzysta funtów nadwagi, lekko licząc... — odciął się Rosselin. Z żalem powąchał pustą butelkę. Korzystając z wcześniejszego zamieszania, smok opróżnił ją do dna.
Filippon prychnął.
— Tak myślisz? To się sam przekonasz... Chociaż... mam lepszy pomysł. Zamienię się nie w twój głos wewnętrzny, tylko czyjś inny. Zobaczysz, jak to działa. — Smok uśmiechnął się krzywo. — Ale to jutro, bo teraz to nam procenty wywietrzeją... — I nie wiadomo skąd wyciągnął drugą butelkę, tym razem parteńskiego.
Rosselin wzruszył ramionami.
— No dobra, załóżmy, że się zamienisz w czyjś głos wewnętrzny. Ale jak chcesz dowieść, że naprawdę nim byłeś?
Smok w namyśle zrobił kółko po pokoju.
— Ludzie Blejda zaczną szukać złota — zaproponował wreszcie. — Pod jeziorem. Pasuje ci?

* * *

Robotnicy, jak sama nazwa wskazuje, służą do robienia, nie do myślenia. Jednak Rosselin zdążył się już przekonać, że tutejszym z trudem przychodziło i jedno, i drugie. Tym większe było jego zdziwienie, kiedy wyszedłszy przed dom, dostrzegł wśród kopaczy dziwną nerwowość. Pod tym słodkim eufemizmem kryło się fasowanie rydli oraz całej reszty złomu potrzebnego do robienia dziur przez taką liczbę ludzi, jakiej pogodnik nigdy dotąd w Efron nie widział. Wydawało się, że do robotników dołączyli wszyscy chorzy z izby szpitalnej, a także kilku martwiaków z cmentarza na jednym ze stoków.
Smok w psiej postaci siedział na progu domostwa i ze spokojem przyglądał się całej tej hałastrze.
— Coś ty im zrobił? — z zaciekawieniem spytał Rosselin. — Chyba że wczorajsza historia...
Filippon zaprzeczył ruchem głowy.
— Dzisiejsza — odparł stanowczo. — Blejd i Darhun doznali nagłego oświecenia. Mogą się nawracać tysiące, to czemu nie ci dwaj, powiedz! Posłuchali głosu wewnętrznego... — Zaśmiał się ironicznie.
— Usłyszeli go równocześnie? — zdumiał się mag.
Śmiech smoka zabrzmiał cokolwiek okrutnie.
— Nawrócenie na złotą wiarę było łatwe, wierz mi na słowo. Teraz będą szukać kruszcu pod dnem jeziora. Co prawda — dodał przepraszająco — pozwoliłem sobie użyć twojej osoby.
Przez twarz Rosselina przebiegł grymas niepokoju. Nawet zdaniem pogodnika smok miał nieco wariackie poczucie humoru. Bo to wiadomo, co wymyślił?
— No tak — wyznał Filippon. — Oni teraz uważają, że tak naprawdę to ty przybyłeś, aby sprawdzić, czy złoto wciąż jest na swoim miejscu. A Mingard wkrótce przyśle kompanię górniczą. — Widząc minę maga, dodał szybko: — No przecież musiałem ich jakoś zmotywować, nie?

* * *

Tego miesiąca kopalnia soli barona Mingarda zwiększyła wydobycie w sposób dotąd niespotykany. Nie tylko osiągnęła zysk. Wyniósł on tyle, że żaden transport z Ispan czy drążenie solnej żupy nie mogły się z nim równać. Było to zjawisko równie niespodziewane, jak wcześniejszy deficyt.
Podobno baron chodził po swoim gabinecie, stukał laską i wzdychał, nie pojmując, co się dzieje.
Zapewne gdyby wiedział, na jaki to pomysł wpadł Filippon, wzdychałby jeszcze bardziej. Ale żaden z pracowitych robotników, ani też majster, któremu po odkryciu złota miała przypaść największa działka, nie zamierzał ujawniać tej tajemnicy w obawie, że Mingard położy łapę na całym znalezionym kruszcu.
No i jeszcze jedno: poza ptakami nikt w Imperium nie latał po niebie. Ale gdyby jakiś wariat wzniósł się na odpowiednią wysokość nad dnem solnego jeziora, w korytarzach, które kazali wykuwać kopaczom Blejd z Darhunem, ów podniebny obserwator dostrzegłby zarysy liter.
A gdyby umiał czytać i miał wyobraźnię, aby ujrzeć je takimi, jakimi będą za parę tygodni, to by z nich złożył napis o następującej treści:
MINGARD JEST GUPI!


Dodano: 2006-10-26 11:34:13
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS