NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Morgan, Richard - "Zbudzone Furie" (twarda)
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Takeshi Kovacs
Data wydania: Listopad 2006
Oprawa: twarda
Liczba stron: 528
Cena: 49,90 zł
Tom cyklu: 3



Morgan, Richard - "Zbudzone Furie" (rozdział 4)

Obudziło mnie walenie w drzwi. Ktoś zbyt naszprycowany prochami, by pamiętać, jak obsługiwać zamek, cofnął się w rozwoju do techniki neandertalczyków. Bum, bum, bum. Zamrugałem lepkimi od snu powiekami i z wysiłkiem dźwignąłem się z fotela. Jadwiga nadal leżała rozciągnięta naprzeciwko, sądząc po wyglądzie, jeszcze w śpiączce. Z kącika jej ust wypływała wąska strużka śliny, tworząc wilgotną plamę na wytartym pokryciu fotela z pięknorostów. Przez okna do pokoju wpadało jasne światło słońca, rozlewając się w kuchni w płynny blask. Przynajmniej późny ranek.
Cholera.
Bum, bum.
Wstałem, czując w boku falę ostrego bólu. Endorfiny Orra wyczerpały się pewnie w trakcie snu.
Bum, bum, bum.
– Co tam, do cholery? – wrzasnął ktoś z innego pokoju.
Pod wpływem głosu Jadwiga zaczęła wykazywać objawy życia. Otworzyła jedno oko, zobaczyła, że nad nią stoję, i natychmiast się zerwała, przyjmując postawę, która miała przypominać pozycję bojową. Po chwili jednak odprężyła się trochę, przypominając sobie wydarzenia nocy.
– Drzwi – powiedziałem, czując się głupio.
– Dobra, dobra – mruknęła. – Słyszę. Jeśli ten pieprzony Lazlo znów zapomniał kodu, dostanie kopa w jaja.
Walenie w drzwi ustało, prawdopodobnie z powodu dobiegających z wnętrza ludzkich głosów. Teraz znów się zaczęło. Poczułem szarpiący ból w boku głowy.
– Czy ktoś otworzy wreszcie te cholerne drzwi! – Kobiecy głos, ale jeszcze mi nieznany. Zapewne obudzona wreszcie Kiyoka.
Idę – wrzasnęła Jadwiga, przechodząc niepewnie przez pokój. Jej głos przycichł do mamrotania. – Czy ktoś zszedł już na dół i rozmawiał z recepcją? Nie, oczywiście, że nie. Tak, tak. Idę.
Wcisnęła panel i drzwi złożyły się, znikając w ścianie.
– Masz jakieś problemy? – zapytała jadowicie kogoś, kto stał na zewnątrz. – Słyszeliśmy już pierwsze dziewięćdziesiąt sie... Hej!!!
Doszło do krótkiej przepychanki, a potem Jadwiga wleciała z powrotem do pokoju, walcząc o utrzymanie się na nogach. Tuż za nią do pomieszczenia wszedł mężczyzna, który zadał cios. Zlustrował pokój wprawnym rzutem oka, zarejestrował moją obecność ledwie zauważalnym skinieniem głowy i wystawił palec, grożąc Jad. Jego twarz składała się niemal w całości z wyszczerzonych w uśmiechu, modnie zaostrzonych zębów, pary centymetrowej szerokości, przydymionych żółtych okularów wizyjnych i tatuaży na kościach policzkowych.
Nie trzeba było wielkiej wyobraźni, by domyślić się, co teraz nastąpi.
Przez drzwi przeszedł Yukio Hirayasu. Tuż za nim wszedł drugi goryl, identyczny jak pierwszy, ale bez uśmiechu na twarzy.
– Kovacs. – Yukio właśnie mnie zauważył. Jego twarz zmieniła się w maskę kiepsko kontrolowanej złości. – Co ty tu, do jasnej cholery, robisz?
– Myślałem, że to mój tekst.
Kątem oka dostrzegłem skrzywienie twarzy Jadwigi, które wyglądało na odbicie jakiegoś wewnętrznego przeobrażenia.
Powiedziano ci przecież – warknął Yukio – żebyś trzymał się z dala do czasu, aż będziemy gotowi. Miałeś nie pakować się w kłopoty. Czy to tak cholernie trudne?
– To są ci twoi potężni przyjaciele, Micky? – Głos Sylvie dobiegł od drzwi po lewej. Stała owinięta szlafrokiem i z zaciekawieniem przyglądała się nowo przybyłym. Zmysł zbliżeniowy powiedział mi, że gdzieś za mną pojawił się jeszcze Orr i nieznana mi osoba. Dostrzegłem, jak ten ruch odbija się w soczewkach wizyjnych sklonowanych goryli Yukio, zauważyłem go w drobnym spięciu ich twarzy.
Kiwnąłem głową.
– Można tak powiedzieć.
Yukio przeniósł wzrok na Sylvie i zmarszczył czoło. Może wytrącił go z równowagi fakt, że padło imię Micky’ego, a może po prostu zmartwiła go przewaga liczebna przeciwnika.
– Wiesz, kim jestem – zaczął. – Więc nie komplikujmy spraw bardziej...
– Nie mam pojęcia, kim, do cholery, jesteś – wtrąciła się bezbarwnym głosem Sylvie. – Ale wiem, że wszedłeś tutaj bez zaproszenia. I myślę, że powinieneś wyjść.
Na twarzy Yukio odbiło się niedowierzanie.
– Tak, wynoś się stąd w diabły. – Jadwiga uniosła ręce w geście, który oscylował pomiędzy postawą bojową, a obscenicznym machnięciem lekceważenia.
– Jad... – zacząłem, ale sytuacja już wymknęła się spod kontroli.
Jad wykręciła się w przód, zaciskając zęby. Najwyraźniej zamierzała odpłacić gorylowi za uderzenie przy drzwiach. Mięśniak sięgnął ku niej z uśmiechem. Jad bardzo szybko uskoczyła i powaliła go rzutem judo. Ktoś za mną wrzasnął. A potem niewzruszony Yukio wyciągnął mały czarny blaster cząsteczkowy i strzelił z niego do Jad.
Padła, oświetlona przez chwilę bladym błyskiem strzału. Przez pokój przetoczyła się fala smrodu palonego mięsa. Wszystko znieruchomiało.
Musiałem bezwiednie ruszyć do przodu, bo drugi z goryli zablokował mnie z wyrazem szoku na twarzy, trzymając w dłoniach parę pociskowców typu Szeged. Zamarłem i uniosłem przed sobą puste ręce. Drugi ze zbirów próbował wstać z podłogi, ale potknął się na szczątkach Jad.
– Dobrze. – Yukio przesunął wzrokiem po pokoju, kierując blaster w stronę Sylvie. – To wystarczy. Nie wiem, co się tu, do cholery, dzieje, ale...
Sylvie wypluła pojedyncze słowo.
– Orr.
W ciasnym pomieszczeniu znów eksplodował grzmot. Tym razem błysk był oślepiający. Przez ułamek sekundy widziałem przelatujące obok mnie strumienie białego ognia, zatapiające się w Yukio, mięśniaku przede mną i facecie gramolącym się z podłogi. Goryl rozrzucił ramiona, jakby witając strzał, który rozwalił go od piersi w dół. Szeroko otworzył usta, a jego okulary zabłysły odbitym światłem.
Ogień wysechł, zostawiając w moich oczach zapadające się powidoki o odcieniu fioletu. Zamrugałem, usiłując wyłapać szczegóły.
Goryl został rozerwany na dwie połówki, które leżały teraz na podłodze, wciąż trzymając w dłoniach szegedy. Potężny ładunek wtopił mu ręce w broń.
Goryl, który potknął się na Jad, nie zdołał się podnieść. Znów leżał obok niej, rozerwany od piersi w górę.
Yukio miał w sobie dziurę na wylot, brakowało mu praktycznie wszystkich organów wewnętrznych. Z górnej części idealnie okrągłego otworu wystawały przypalone końce żeber. Głębiej widać było kafelki podłogi, jak w efektach specjalnych taniej sensorii.
Pokój wypełnił smród przebitych jelit.
– Cóż. To chyba zadziałało.
Orr przeszedł obok mnie, przyglądając się swojemu dziełu. Wciąż był nagi do pasa i zauważyłem, gdzie wychynęły otwory wylotowe w pionowej linii z boku jego szyi. Wyglądały jak potężne skrzela, wciąż falując lekko na brzegach od odprowadzonego ciepła. Podszedł prosto do Jadwigi i kucnął przy niej.
– Wąski strumień – zdiagnozował. – Wypalił jej serce i większość prawego płuca. Tutaj nic dla niej nie zrobimy.
– Niech ktoś zamknie drzwi – zasugerowała Sylvie.

* * *

Jak na naradę wojenną, dyskusja była dość zwięzła. Zespół lików miał za sobą kilka lat ścisłej współpracy bojowej ze wspomaganiem sprzętowym, więc jego członkowie komunikowali się w błyskawicznych skrótach, które miały więcej wspólnego z wewnętrznymi łączami i skompresowanym językiem gestów niż mową. Warunkowana intuicja Emisariuszy na pełnym dopalaniu umożliwiła mi wyłapanie dostatecznej ilości szczegółów, bym zorientował się w zarysach ich planu.
– Raport? – chciała wiedzieć Kiyoka, szczupła kobieta w hodowanej chyba na zamówienie powłoce Maori. Wciąż wpatrywała się w leżącą na podłodze Jadwigę i zagryzała wargi.
– Komu? – Orr wykonał w jej stronę szybki gest przesunięcia kciuka po małym palcu. Drugą dłonią wyrysował na twarzy tatuaż.
– Och. A on?
Sylvie skrzywiła się i wykonała jakiś gest. Dostrzegłem go i zinterpretowałem.
– Przyszli tu po mnie – podsunąłem.
– No jasne. – Orr patrzył na mnie w sposób świadczący o wrogości. Wyloty luf na jego szyi i piersiach już się zamknęły, ale kiedy patrzyłem na potężnie umięśnioną postać, bez trudu wyobrażałem sobie, jak otwierają się na kolejny strzał. – Masz bardzo miłych kumpli.
– Nie sądzę, by zaczęli strzelać, gdyby Jad nie zaatakowała goryla. To było nieporozumienie.
– Nieporo... kurwa. – Orr szerzej otworzył oczy. – Jad nie żyje, dupku.
– Nie jest naprawdę martwa – zauważyłem. – Można wyciąć stos i...
– Wyciąć? – Pytanie zabrzmiało zwodniczo łagodnie. Orr nachylił się bliżej. – Chcesz, żebym rozciął przyjaciółkę?
Odtwarzając z pamięci położenie otworów wylotowych wyładowań, domyśliłem się, że większość prawej strony jego ciała była sztuczna, zasilając pięć luf z ogniwa energetycznego ukrytego gdzieś w dolnej połowie klatki piersiowej. Dzięki ostatnim postępom w nanotechnologii i przy niewielkich odległościach duże porcje energii można było skierować praktycznie w dowolne miejsce. Nanoprzewodnik tunelował wyładowanie, sunąc nim jak surferzy na fali, zasysając energię i otwierając pole ochronne w stronę, w którą kierowały ją parametry strzału.
Zapisałem sobie w pamięci, że gdybym kiedyś miał uderzyć Orra, muszę zaatakować od lewej.
– Przykro mi. Nie widzę w tej chwili innego rozwiązania.
– Ty...
– Orr. – Sylvie wykonała dłonią gest, jakby chciała coś przeciąć. – Dość, to nie jest odpowiednie miejsce ani czas. – Potrząsnęła głową. Kolejny znak, kciuk i palec wskazujący rozerwane palcami drugiej dłoni. Wyraz jej twarzy świadczył, że równocześnie emituje dane przez sieć zespołu. – Skład, to samo. Trzy dni. Lalka. Wypalić i wyczyścić, już.
Kiyoka kiwnęła głową.
– Sens, Orr. Las? Och.
– Tak, możemy to zrobić. – Orr nie był do końca podpięty. Wciąż się wściekał i mówił powoli. – Tak, dobra. Niech będzie.
– Sprzęt? – Znów Kiyoka, odliczając na palcach i przechylając głowę. – Spalić?
– Nie, mamy czas. – Sylvie machnęła otwartą dłonią. – Orr i Micky. Spoko. Ty na pusto. To, to, może to. Zero.
– Dobra. – Kiyoka sprawdziła wyświetlacz siatkówkowy, kierując wzrok w lewo i w górę, i przejrzała dane przesłane przez Sylvie. – Las?
– Jeszcze nie. Oznaczę ci. Leć.
Kobieta w powłoce Maori zniknęła w swoim pokoju i po chwili wyłoniła się z niego z powrotem, wciągając na siebie obszerną szarą kurtkę. Wyszła głównymi drzwiami. Rzuciła jeszcze spojrzenie na ciało Jadwigi, a potem znikła.
– Orr. Nóż. – Kciuk na mnie. – Guevara.
Olbrzym rzucił mi ostatnie palące spojrzenie i podszedł do torby w rogu pokoju, z której wyciągnął masywny wibronóż. Podszedł z nim do mnie i stanął obok w pozycji, która sprawiła, że się spiąłem. Od ataku powstrzymała mnie tylko myśl, że Orr nie potrzebował noża, by mnie zabić. Moja fizyczna reakcja musiała być dość oczywista, bo wywołała jego drwiące prychnięcie. Odwrócił nóż w dłoni i podał mi go rękojeścią do przodu.
Wziąłem go.
– Ja mam to zrobić?
Sylvie podeszła do trupa Jadwigi i przyjrzała mu się uważnie.
– Chcę, żebyś wyciął stosy swoich przyjaciół. Myślę, że masz w tym wprawę. Jad nie ruszaj.
Zamrugałem.
– Zostawiacie ją?
Orr znów parsknął. Kobieta spojrzała na niego i wykonała spiralny gest. Olbrzym westchnął i poszedł do swojego pokoju.
– Jad zostaw mnie. – Jej twarz zdradzała koncentrację. Najwyraźniej skupiała się na poziomach, których nie byłem w stanie odbierać. – Po prostu ich potnij. A skoro przy tym jesteśmy, może powiesz mi, kogo właściwie zabiliśmy?
– Jasne. – Podszedłem do trupa Yukio i dźwignąłem to, co zostało z jego kadłuba. – To Yukio Hirayasu, lokalny yak, ale najwyraźniej syn kogoś ważnego.
Wibronóż obudził się w mojej dłoni, przesyłając nieprzyjemne drgania aż do rany w boku. Zablokowałem dreszcz, przytrzymałem jedną ręką tył czaszki Yukio i zacząłem ciąć kręgosłup. Smród spalonego ciała i odchodów zdecydowanie mi nie pomagał.
– A ten drugi? – zapytała.
– Zbir bez znaczenia. Nigdy go nie widziałem.
– Warto go zabierać?
Wzruszyłem ramionami.
– To lepsze niż zostawić go tutaj. Najwyżej wyrzucimy go za burtę w połowie drogi do Nowego Hok. Ale na twoim miejscu tego zatrzymałbym dla okupu.
Kiwnęła głową.
– Niezła myśl.
Nóż przegryzł się przez ostatnie milimetry kręgosłupa i gwałtownie rozciął kark. Wyłączyłem go, zmieniłem chwyt i zacząłem nowe cięcie, kilka kręgów niżej.
– To gruba ryba yakuzy, Sylvie. – Poczułem chłód, przypominając sobie telefoniczną rozmowę z Tanasedą. Sempai dobił ze mną targu wyłącznie po to, by ocalić głowę Yukio. I dość jasno dał mi do zrozumienia, co się stanie, jeśli nie dotrzymam umowy. – Ma powiązania w Millsport, prowadzi interesy z Pierwszymi Rodzinami. Rzucą na was wszystko, co mają.
Nie potrafiłem odczytać wyrazu jej oczu.
– Na ciebie też będą polować.
– To moje zmartwienie.
– Miło z twojej strony. Jednakże... – urwała, gdy ze swojego pokoju wyłonił się w pełni ubrany Orr, z ukłonem kierując się w stronę wyjścia. – Myślę, że sobie poradzimy. Ki poszła wymazać elektroniczne ślady. Orr może w pół godziny wypalić każde pomieszczenie w tej budzie. Nie zostawimy im nic poza...
– Mówimy o yakuzie, Sylvie.
– Nic prócz naocznych świadków i peryferyjnych danych wideo, a zresztą za dwie godziny będziemy w drodze do Dravy. A tam nikt za nami nie pojedzie. – W jej głosie zabrzmiała nagle duma. – Ani yakuza, ani Pierwsze Rodziny, nawet nie cholerni Emisariusze. Nikt nie chce się pieprzyć z wimami.
Jak zwykle w przypadku brawury, i ta była nieuzasadniona. Mniej więcej pół roku wcześniej mój stary przyjaciel powiedział mi, że Emisariusze zgłosili się do przetargu na kontrakt Nowego Hokkaido – po prostu nie byli dość tani, by zaspokoić świeżo odkrytą wiarę rządu Mecseka w nieograniczone siły rynku. Pogardliwy uśmieszek na szczupłej twarzy Todora Murakamiego, gdy dzieliliśmy się fajką na promie z Akan do Nowej Kanagawy. Aromatyczny dym w zimowym powietrzu Reach i cichy grzmot burzy w tle. Murakami pozwolił odrosnąć przycinanym w Korpusie włosom, które poruszały się teraz na wietrze od morza. Nie powinien tam być i rozmawiać ze mną, ale trudno jest wymusić na Emisariuszach właściwe postępowanie. Znają swoją wartość.
Hej, pieprzyć Leo Mecseka. Powiedzieliśmy mu, ile by to kosztowało. Nie stać go, i czyj to problem? Mamy obniżać koszty i ryzykować życiem Emisariuszy, żeby mógł oddać Pierwszym Rodzinom trochę więcej z płaconych przez nich podatków? Pieprzyć to. Nie jesteśmy zafajdanymi tubylcami.
Jesteś stąd, Tod – poczułem się w obowiązku przypomnieć. – Urodzony i wychowany w Millsport.
Wiesz, o co mi chodzi.
Wiedziałem. Lokalne rządy nie będą wydawały poleceń Korpusowi Emisariuszy. Emisariusze idą tam, gdzie potrzebuje ich Protektorat, a większość lokalnych rządów modli się do wyznawanych u siebie bogów, by nigdy nie musieli sięgać po tę ewentualność. Następstwa interwencji Emisariuszy mogą być bardzo nieprzyjemne dla wszystkich zaangażowanych stron.
Cały ten przetarg i tak był spieprzony. – Todor wydmuchał dym nad relingiem. – Nikogo na nas nie stać, nikt nam nie ufa. Nie widzę sensu, a ty?
Myślałem, że chodzi o redukcję kosztów pozaoperacyjnych, gdy siedzicie na tyłkach bez roboty.
Och, jasne. Czyli kiedy?
Naprawdę? Słyszałem, że w tej chwili jest spokojnie aż od Hun Home. Opowiesz mi jakieś bajeczki o tajnych operacjach?
Hej, koleś. – Podał mi fajkę. – Nie jesteś już w ekipie. Pamiętasz?
Pamiętałem.
Innenin!
Wybucha na skraju pamięci jak eksplodująca w oddali inteligentna bomba, ale nie dość daleko, by nie stanowić zagrożenia. Czerwone błyski laserowego ognia i ludzie ginący z wrzaskiem, gdy wirus Rawling wyjada im mózgi.
Zadrżałem i pociągnąłem z fajki. Todor podchwycił nastrój wyszkolonymi zmysłami Emisariusza i zmienił temat.
A więc co to za numer? Obiło mi się o uszy, że kręcisz się ostatnio z Radulem Segesvarem. Nostalgia za domem i tania zorganizowana przestępczość...
Tak. – Spojrzałem na niego posępnie. – Gdzie to słyszałeś?
Wzruszył ramionami.
Od kogoś. Wiesz, jak to jest. Więc czemu znowu jedziesz na północ?
Wibronóż ponownie przebił się do mięśni i skóry. Wyłączyłem go i zacząłem wyważać z karku Yukio Hirayasu odcięty kawałek kręgosłupa.
Szlachcic yakuzy, martwy i bez stosu. Dzięki uprzejmości Takeshiego Kovacsa, bo tak właśnie zostanie to odebrane, niezależnie od moich intencji. Tanaseda zapragnie krwi. Hirayasu senior pewnie też. Możliwe, że uważał swojego syna za bezużytecznego śmiecia, którym ewidentnie był, ale jakoś w to wątpiłem. Zresztą, nawet gdyby, wszystkie zasady yakuzy Świata Harlana, z którą związał swoje życie, zmusiłyby go do odpowiedniej reakcji. Zorganizowana przestępczość ma swoje prawa. Mafia hajduków Radula Segesvara w Newpest czy yaki, północ czy południe, wszyscy są tacy sami. Pieprzone więzy krwi.
Wojna z yakuzą.
Czemu znów jedziesz na północ?
Spojrzałem na wycięty kawałek kręgosłupa i krew na dłoniach. Nie o tym myślałem, wsiadając trzy dni temu do poduszkowca na Tekitomurę.
– Micky? – Przez chwilę nic to dla mnie nie znaczyło. – Hej, Mick, dobrze się czujesz?
Spojrzałem w górę. Sylvie przyglądała mi się z troską. Kiwnąłem głową.
– Tak. Nic mi nie jest.
– No dobrze, a nie mógłbyś się trochę pospieszyć? Zaraz wróci Orr i będzie chciał zacząć.
– Jasne. – Ruszyłem do drugiego trupa. Wibronóż znowu ożył. – Ale ciekaw jestem, co planujecie zrobić z Jadwigą.
– Zobaczysz.
– Imprezowa sztuczka, co?
Nie odpowiedziała, po prostu podeszła do okna i zapatrzyła się w światło i zgiełk nowego dnia. I nagle, gdy zacząłem drugie cięcie w kręgosłupie, odwróciła się w stronę pokoju.
– Może pojedziesz z nami, Micky?
Nóż ześliznął się z kręgu i zatopił w ciało po rękojeść.
– Co?
– Jedź z nami.
– Do Dravy?
– Och, chcesz mi powiedzieć, że tu w Tekitomurze masz większe szanse na ucieczkę przez yakami?
Uwolniłem ostrze i dokończyłem cięcie.
– Potrzebuję nowego ciała, Sylvie. To nie nadaje się do kontaktów z wimami.
– A co by było, gdybym ci je dała?
– Sylvie... – Stęknąłem z wysiłku, wyciągając wyciętą kość. – Gdzie, do cholery, zorganizujesz mi ciało na Nowym Hokkaido? W tej chwili ledwie w ogóle można tam wyżyć. Gdzie znajdziesz odpowiednie urządzenia?
Zawahała się. Oderwałem się od swojego zajęcia. Intuicja Emisariusza zaczęła podsuwać mi podejrzenie, że chodzi w tym o coś więcej.
– Kiedy ostatnio byliśmy w terenie – powiedziała powoli – trafiliśmy wśród wzgórz na wschód od Sopron na rządowy bunkier dowodzenia. Zamki były zbyt zaawansowane, by złamać je w dostępnym czasie, a to teren wimów, ale weszłam dość głęboko, by wyciągnąć spis zawartości. Jest tam pełna placówka medyczna, z kompletną jednostką do upowłokowiania i kriogenicznymi bankami klonów. Około dwóch tuzinów powłok, i to bojowych, sądząc po sygnaturach.
– Cóż, to miałoby sens. Tam zabieracie Jadwigę?
Kiwnęła głową.
Spojrzałem w zadumie na trzymany w dłoni kawałek kręgosłupa i poszarpaną ranę, z której go wydobyłem. Pomyślałem, co zrobi ze mną yakuza, jeśli jej łapsy znajdą mnie w tej powłoce.
– Na jak długo tam jedziecie?
Wzruszyła ramionami.
– Ile będzie trzeba. Mamy zapasy na trzy miesiące, ale ostatnim razem zaliczyliśmy limity w połowę tego czasu. Gdybyś chciał, mógłbyś wrócić wcześniej. Transportowce wypływają z Dravy na okrągło.
– A jesteś pewna, że sprzęt w bunkrze nadal działa?
Uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.
– Co?
– To Nowe Hokkaido, Micky. Tam wszystko działa. Na tym polega problem z tym cholernym miejscem.



Dodano: 2006-10-22 12:01:41
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS