NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Cień doskonały" (wyd. 2024)

Weeks, Brent - "Droga cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Piekara, Jacek - "Świat jest pełen chętnych suk"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Lipiec 2006
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 392
seria: Bestsellery polskiej fantastyki



Piekara, Jacek - "Świat jest pełen chętnych suk" - fragment 2

Zielone pola Avalonu

Była piąta i Deidre miała dwie godziny na przygotowanie wszystkiego, co trzeba. Zeszła na dół do lśniącej czystością kuchni i włączyła telewizor. Wyjęła paczkę tostów, jajka, dżem i sprawdziła, czy w automacie znajduje się wystarczająca ilość ziaren kawy. Pamiętała ten poranek, gdy zapomniała sprawdzić, czy w pojemniku jest kawa. Automat zasyczał, wypluł z siebie pół kubka ciemnej, gorącej cieczy, a potem umilkł. Nerwowo raz i drugi wdusiła przycisk, czując cały czas na sobie wzrok Reggiego. Wiedziała, że przestał jeść i wpatruje się w jej plecy.
— Jakieś kłopoty, kochanie? — zapytał.
— Nie — odparła chyba nieco za głośno i zajrzała do pojemnika.
Zamarła, kiedy zobaczyła, że nie ma w nim ani jednego ziarenka. Co gorsza — kawy nie było również w szafce. A przecież powinna tam stać! Brązowa paczka ze złotym napisem. Potrąciła pudełko z płatkami śniadaniowymi, ale w ostatniej chwili udało jej się je złapać. Tylko dwa złote cornfleksy wypadły i sfrunęły na podłogę. Pochyliła się, by je podnieść.
— Gdzie jest moja kawa, Di? — usłyszała.
Zebrała kukurydziane okruchy z podłogi i włożyła z powrotem do otwartego pudełka. Nie powinna tego robić, jednak zdała sobie sprawę z błędu dopiero, gdy je tam wrzucała. Poczuła szarpnięcie za ramię. Kiedy Reggie wstał z krzesła? — zdążyła tylko pomyśleć.
— Myślisz, że będę jadł to gówno, kobieto? — Trzymał ją palcami twardymi jak obcęgi. — Myślisz, że będę jadł płatki z tym całym syfem z podłogi?
Wziął pudełko i sypnął Deidre płatkami w twarz. Potem zanurzył prawą dłoń, nabrał garść, skruszył w palcach i zaczął wcierać w jej twarz i usta. Szarpnęła się, a on puścił ją zaskakująco szybko.
— Posprzątaj tu, flejo — powiedział z obojętnym niesmakiem i wtarł kilka okruchów podeszwą buta w podłogę.
Myślała, że wtedy wszystko się skończy. Nadspodziewanie dobrze, jak na stopień jej winy. Ale Reggie zapomniał o kawie tylko na moment. Zobaczył napełniony do połowy kubek i odwrócił się w stronę Deidre niczym atakujący wąż. Jego oczy były puste i martwe.
— Jestem dobrym mężem, prawda Di? — spytał, przeciągając samogłoski. — Mam pracę, przynoszę do domu pensję, nie wychodzę wieczorami, czyż nie? Opiekuję się tobą i dbam o ciebie. A czy chcę w zamian tak dużo?
Znowu poczuła, jak na ramieniu zaciskają się jego palce. Wiedziała już, że co najmniej przez tydzień będzie miała siniaki.
— Chcę tylko dostać śniadanie — ciągnął. — Dobre, domowe śniadanie z kawą. I co? — wrzasnął prosto w jej twarz. — I dostaję to! — Chwycił kubek z szafki, gorący płyn prysnął mu na palce i na dekolt Deidre. — Resztkę marnych szczyn!
Chwycił Deidre za brodę i jednym ruchem rzucił na blat szafki. Nogami unieruchomił jej nogi. Wisiał nad nią, potężny, ciemnowłosy i pachnący Old Spicem.
— Sama to sobie pij! — Nacisnął palcami jej szczęki, tak że musiała je rozewrzeć, i wlał pół kubka kawy w jej usta.
Ból ją ogłuszył. Wrzątek poparzył wargi, język, podniebienie i gardło. Nie mogła krzyczeć, bo się dławiła, a poza tym cały czas szczęki miała unieruchomione w potężnym uścisku palców Reggiego. W końcu pchnął ją na podłogę; upadła, łkając. Podszedł do stołu i zrzucił na podłogę i na nią samą wszystko, co przygotowała. Jajka na bekonie i tosty, zimny sok pomarańczowy ze świeżo wyciśniętych owoców i serdelki z musztardą. Potem zrozumiała, że Reginald zastanawia się, co robić dalej, i wiedziała, że musi wykorzystać ten moment. Gdyż w innym wypadku będzie z nią naprawdę źle. Obróciła się, podpierając łokciem.
— Spóźnisz się do pracy, kochanie — powiedziała, łzy ciekły jej po policzkach, tak bardzo bolało ją samo mówienie. — Już prawie ósma.
Spojrzał na nią, a w jego oczach coś błysnęło. Jakby zadziałał wewnętrzny flesz. Nie były już czarne i martwe.
— No właśnie — powiedział z żalem w głosie. — A tu taki bałagan. Zrobisz mi drugie śniadanie, aniołku?
— Oczywiście, kochanie — wstała. — I zaraz się zabiorę za sprzątanie.
— Moja mała gospodyni. — Klepnął ją czule w tyłek i wyszedł z kuchni.
Zrobiła mu drugie śniadanie. Kanapki z salami, kanapki z tuńczykiem i sałatkę owocową w plastikowym pojemniku. Włożył wszystko do teczki i podziękował roztargnionym uśmiechem, a ona miała czas i odwagę, by zacząć płakać, dopiero kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi.
Tak więc od tamtej chwili dbała już, aby kawa z całą pewnością znajdowała się w pojemniku. Nie mogło też zabraknąć mleka, dżemu morelowego (tylko takiego, w którym były duże kawałki owoców), tostów, boczku, jajek, soku ze świeżo wyciśniętych pomarańczy i serdelków z indyka. Od czasu do czasu Reginald lubił też zamaczać tost w syropie klonowym, ale zdarzało się to rzadko, bo dbał o linię. Na szczęście nie było tych produktów na tyle dużo, by Deidre miała kłopoty z zapamiętaniem, co kupić i co rano przygotować. Gorzej, że Reginald miał swoje upodobania. Jajka nie mogły gotować się dłużej niż trzy minuty, a serdelki musiały być podgrzane, ale nie na tyle, by parzyły w palce, gdy zdejmował z nich skórkę.
— Może ja ci obiorę parówki, kochanie? — zaproponowała kiedyś.
— Przecież nie będziesz mi usługiwać jak dziecku — obruszył się natychmiast.
Z kolei sok pomarańczowy miał być chłodny, ale nie na tyle zimny, by utracić aromat, a boczek przyrumieniony, ale broń Boże przypieczony lub zwęglony na brzegach. Zwęglony boczek kosztował Deidre wytłuczoną jedynkę i wizytę u doktora Milesa, który dobrotliwie narzekał, jak tak piękna kobieta z tak zdrowymi zębami mogła dopuścić do tego, by tak nieostrożnie jeść brzoskwinię.
— Pestki to straszna sprawa, moja droga — mówił, opiłowując jej resztkę zęba i szykując miejsce pod koronkę. — Żebyś ty widziała, ilu siedziało tu ludzi, którzy myśleli, że ich zęby są twardsze od pestek!
Gdy wróciła do domu, Reggie spojrzał tylko na nią zza gazety.
— Miło widzieć znowu twój piękny uśmiech — powiedział uprzejmie i rozlał do kieliszków białe wino.
Przygotował nawet półmisek owoców morza i dopilnował, aby zjadła wszystko, co nałożył jej na talerz. Zapalił świece w mosiężnym świeczniku (plama rdzy na nim kosztowała kiedyś Deidre siniaka pod okiem), a potem długo kochał się z nią na sofie. Patrzyła w śnieżnobiały sufit i myślała o tym, że gdy skończy już nad nią sapać i dyszeć, będzie mogła pójść do kuchni i pozmywać naczynia. Ale jednocześnie była mu wdzięczna, że stara się jej sprawiać przyjemność, więc w odpowiednim czasie głośno krzyknęła i, tak jak lubił, przeorała mu plecy paznokciami.
Reggie wstawał o siódmej rano, ale zrobienie śniadania nie było jedynym obowiązkiem Deidre. Musiała zadbać, by ręczniki były suche, świeże i pachnące, a do wanny lała się właśnie ciepła woda. I żeby nie było jej ani za dużo, ani za mało, tak by punktualnie o siódmej dziesięć Reginald mógł położyć się w wannie i aby woda sięgnęła mu obojczyków, ale nie wylała się na posadzkę. No i żeby nie była ani za zimna, ani za gorąca.
— Chłodna kąpiel psuje mi humor na cały dzień — wyznał jej niegdyś i miała okazję sprawdzić, jak bardzo zły jest to humor, kiedy poważnie porozmawiał z nią za wygłuszonymi ścianami sypialni.
Poza tym Reggie lubił czytać przy śniadaniu, więc na stole musiała leżeć dzisiejsza gazeta. A w garderobie wyprasowana koszula. Dobrze wyprasowana — jak zaznaczał. Resztę ubioru dobierał sobie sam i czasami w Deidre budziło się coś na kształt macierzyńskiego rozczulenia, gdy miał kłopoty z doborem krawata i patrzył na nią tym wilgotnym, włoskim wzrokiem, mówiąc: „Kochanie, chyba tylko ty mi możesz pomóc”.
Czas do ósmej, do wyjścia męża, był dla Deidre nieustannym zmaganiem się z rzeczami i własną pamięcią. I nieustannym niepokojem, czy wszystko jest jak trzeba. Kiedyś wypatrzył w holu plamę błota, której nie usunęła, zabierając sprzed drzwi gazetę.
— Wiesz, Di — powiedział, dotykając przelotnie jej ramienia. Z trudem pohamowała się, by nie uskoczyć, to by go na pewno rozsierdziło. — Może powinienem zatrudnić sprzątaczkę? Pomogłaby ci trochę...
Zastanawiała się później nad tym, czy w ogóle choćby przez chwilę pomyślał serio o tej propozycji. Sądziła jednak, że to były jedynie nic nieznaczące słowa. Jak mógłby wpuścić do domu kogoś obcego? On, który nigdy nie zapraszał gości, a każda wizyta elektryka, hydraulika, czy innego fachowca (przecież w domu zdarzały się, jak wszędzie, awarie) była śledzona przez niego z najwyższą podejrzliwością. Raz na zawsze zabronił również wpuszczania domokrążców i akwizytorów, co zresztą wydawało się Deidre słuszne, zważywszy na to, ile w telewizji mówiono o napadach i kradzieżach. Nie wyobrażała sobie jednak w domu obcej kobiety. Kobiety, nieznającej przyzwyczajeń Reggiego, niewiedzącej, że story w salonie mają być zawsze zaciągnięte, a na kolekcji porcelanowych i gipsowych słoników nie ma prawa znaleźć się nawet jeden pyłek kurzu. Te słonie, począwszy od maleńkich jak paznokieć, aż do olbrzymów z dumnie zadartymi trąbami, doprowadzały początkowo Deidre do szału. Ale potem przyzwyczaiła się do nich tak jak do wszystkiego. Do tego, by codziennie dokładnie wycierać je szmatką nasączoną antystatycznym płynem i uważać, aby po wytarciu stały dokładnie w tej samej pozycji jak poprzednio. Reggie nie znosił, gdy jego rzeczy były przekładane, a słonie z kolekcji ułożył w sobie tylko wiadomej, ale świetnie rozpoznawanej konfiguracji.
Ten dzień miał jednak być inny od poprzednich. Reginald wstał w dobrym humorze, schodząc do kuchni, uszczypnął Deidre czule w pierś, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Lubił, jak od samego rana jest zadbana i przygotowana do dnia. O siódmej rano musiała mieć staranny makijaż i pomalowane paznokcie, a nie było tak łatwo uważać na lakier, kiedy miało się tyle domowych obowiązków. Dopuszczał, co prawda, by ubierała się w biały frotowy szlafrok (sam go jej kupił na urodziny), ale znacznie bardziej wolał ją w którejś z jasnych, wydekoltowanych sukienek. Miała ich całą kolekcję. Krótkich, niesięgających kolan i obcisłych na tyłku. Wiedziała, że Reggiemu podobają się jej zgrabne nogi (kiedy go nie było, lubiła przeglądać się w lustrze i doskonale zdawała sobie sprawę, że ma wyjątkowo ładne łydki oraz uda) i duży biust wypychający materiał sukienki. Nie lubił, gdy nosiła staniki, chyba że wieczorem zakładała czerwony lub czarny z delikatnej koronki.
— Lubię, jak ci tak sterczą — mawiał, kiedy był w dobrym humorze i szczypał ją w sutki, a ona uśmiechała się, bo choć ją bolało, to wiedziała, że jest to oznaka czułości.
Jednak tego dnia Reginaldowi humor popsuł się dość szybko. O wpół do ósmej rano zadzwonił telefon i mąż Deidre stał w przedpokoju z zasępioną miną i mówił tylko:
— Tak, panie prezesie. Oczywiście, panie prezesie. Nie ma żadnego kłopotu, panie prezesie.
Ale gdy odłożył słuchawkę, miał zaciętą twarz i znowu te martwe, czarne oczy bez wyrazu.
— Ten kutas wysyła mnie na tydzień w delegację — powiedział i uderzył słuchawką w aparat tak, że w środku aż coś jęknęło. — Zachorował gość z mojego działu i wysyłają mnie.
Odwrócił się i Deidre widziała, że drżą mu dłonie. Stał w przedpokoju, ubrany tylko w biały podkoszulek i białe bokserki, a Deidre wiedziała, że przebywa teraz gdzieś daleko we własnym świecie. Jego oczy ciemniały i mętniały coraz bardziej.


Dodano: 2006-06-28 16:07:57
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS