NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

Weeks, Brent - "Droga cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Kozak, Magdalena - "Nocarz"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Nocarz
Data wydania: Luty 2006
ISBN: 83-89011-83-2
Oprawa: miękka
Liczba stron: 400
Cena: 27,99 PLN
Tom cyklu: 1



Wywiad z Magdaleną Kozak

Katedra: Witam. Powiedz wpierw kilka słów o sobie. Jakie osobowości składają się na Magdalenę Kozak? Dwie - lekarka i pisarka, czy może coś więcej?

Magdalena Kozak: Tylko dwie? Na pewno więcej!
Wizja pierwsza: Magdalena Kozak, lekarz z wykształcenia, zarabiająca na życie przeprowadzaniem badań klinicznych na eksperymentalnych lekach. Naukowiec, businesswoman, szef zespołu. To mój wizerunek grzecznej, spokojnej, dobrze ułożonej osoby. Nudne, nie?
Teraz druga ja: Madzia militarna. Doświadczony spadochroniarz, niezły strzelec, uczestnik wielu imprez militarnych, obozów walki wręcz, szkoleń, treningów i tak dalej. Żona najprawdziwszego komandosa, kumpela asów różnorakiej żołnierki, antyterrorki itepe itede. Kobita z jajami, jak mówią.
Odsłona trzecia: Madzik pisarka. Długo wyczekany, wymarzony, wydreptany debiut literacki. Hmmm... Tutaj to jeszcze za bardzo nie wiem, kim tak naprawdę jestem. Wkrótce wyjdzie w praniu, mam nadzieję.
I to są osobowości główne – proszę bez oskarżeń o schizofrenię, z psychiatrii miałam piątkę, więc nie dam się tak łatwo podejść. Wszystkie trzy koegzystują pokojowo, harmonijnie, bez nasilonych objawów rozszczepiennych. Na pewno zostało jeszcze parę pomniejszych drobiazgów, jak zapalona ogrodniczka, wielbicielka języków obcych, beznadziejny kierowca, kompletny antytalent w sprawach technicznych... Ale te proponuję pominąć, jako mało znaczące.

K: Madzia militarna? Skąd u ciebie takie niekobiece zainteresowania?

MK: Trudno powiedzieć. To przedziwna historia, bo moi rodzice to skrajni
pacyfiści. Ja za młodu byłam grzeczną dziewczynką w okularkach i całe swoje zamiłowanie do wojaczki wyrażałam jedynie w rysowaniu Conana w skali jeden do jednego (tutaj, niejako przy okazji, również element fantastyczny nam się pojawia). Dopiero potem, jak już byłam dorosła i mogłam robić, co chcę – zaczęłam robić dokładnie to, co chcę. Ale dlaczego właśnie militaria a nie hafty łowickie, to nie wiem, nie umiem powiedzieć. Może to kwestia temperamentu?

K: A jak to jest z karierą lekarską? Co Cię skłoniło do obrania takiej pracy?

MK: W tym przypadku znam dokładną przyczynę: mamusia chciała, więc posłusznie poszłam na takie, a nie inne studia. W sumie się sprawdziło, więc nie narzekam. Praca jak praca, choć czasem zabiera mnóstwo czasu i energii. Jednakże zapewnia mi zaplecze finansowe, dzięki któremu mogę realizować swoje rozliczne pasje.

K: Rozpoczęłaś karierę pisarską dosyć późno, dopiero w 2004 roku. Dlaczego?

MK: Z tego, co pamiętam, pisałam od zawsze. Mam jakieś zeszyciki, zabazgrolone dziecięcym pismem i opowiadające na przykład o czarodziejskim pudełeczku z guziczkiem, które, jak się wciskało, to człowiek się robił niewidzialny, koniec historii. Następnie, za małolata, były jakieś love-stories, koniecznie z mafią, porwaniami i egzotycznymi krajami w tle. Potem długo, długo nic, bo medycyna ma to do siebie, że angażuje mózg niemalże całkowicie. Na szczęście po jakimś czasie, już po studiach, wena odżyła. Znowu zaczęłam pisać, trafiłam do Fahrenheita... I tu się zaczął prawdziwy bój!

K: Wspomniałaś o Farenheicie. Co myślisz o roli internetowych serwisów fantastycznych?

MK: Internet to potęga - to taka oczywistość, że wręcz trąci banałem. Idea serwisów internetowych jako żywo słuszna jest i sprawiedliwa, bo w końcu skoro mamy tak potężne narzędzie przepływu informacji, grzechem byłoby nie skorzystać. Natomiast wszelkie uogólnienia są niesłuszne i niebezpieczne - bo przecież serwis serwisowi nierówny. Niektóre z nich są opiniotwórcze, a inne ograniczają się tylko do pogaduszek w wąskim gronie. Są bowiem takie, które cieszą się renomą i ich opinie będą miały znaczący wpływ na publiczność, ale są i takie, które założyło kółko chłopaków z podstawówki i dyskutują o tym, co się u nich na podwórku dzieje. Żeby nie było niedomówień – uważam, że jedne i drugie są potrzebne, bo z tych chłopaków kto wie, jakie jeszcze giganty wyrosną...

K: Wielu pisarzy twierdzi, iż by pisać, trzeba przede wszystkim dużo czytać. Czy z tobą jest podobnie? Jaki był twój pierwszy kontakt z fantastyką?

MK: Pierwsze zetknięcie z fantastyką to była „Historia Amuletu” Edith Nesbit, kiedy miałam mniej więcej pięć lat. Pewnego dnia mama miała mnie dosyć, bo byłam straszną gadułą, więc dała książkę, kazała się wreszcie zamknąć i coś poczytać samodzielnie. Wykonałam polecenie, albowiem byłam (podobno) bardzo grzecznym dzieckiem.
Zachłysnęłam się wielkim czytelniczym szczęściem i tak mi już zostało – fantastykę czytałam zawsze i wszędzie. Spędziłam młodość wśród książek i były to lektury tak różnorodne, że nie sposób ich upchnąć razem do jednej szufladki czy zdecydowanie wskazać palcem: to było dzieło przez duże De.
Co prawda, z biegiem czasu, beletrystyka schodzi na dalszy plan. Czytam bardzo dużo literatury faktu, biografii, podręczników, książek natury naukowej i technicznej. Co chwila są jakieś lekcje do odrobienia, bo prawdę mówią ci mądrzy ludzie: żeby o czymkolwiek pisać, wypadałoby się na tym znać. A i tak potem w książce pojawia się może z 5% posiadanych informacji. Ile ja się obryłam z tych jednostek specjalnych, w teorii i w praktyce, żeby powstał taki „Nocarz”, to tylko ja wiem - i może jeszcze Ika (agentka MK – przypis Katedry).

K: To nasuwa kolejne pytanie: Jak wygląda twój warsztat? Dlaczego piszesz?

MK: Wyznam szczerze, że piszę przede wszystkim dla własnej przyjemności. Pierwszą książkę napisałam, jak każdy rasowy grafoman: z musu, bo mi w duszy grało. Owszem, podobno dobrze się sprzedaje – ale co z tego będzie dalej? Nie mam bladego pojęcia...

W czasach młodzieńczych się naczytałam... a potem stwierdziłam, że ja już nie chcę słyszeć o cudzych przygodach - chcę przeżywać własne! Pogoniłam więc w świat, nachapać się życia. Czasem mam wrażenie, że moje CV obdzieliłoby kilka co spokojniejszych osób. Ale dopiero te doświadczenia zaowocowały szczerym, autentycznym natchnieniem. Opisywane przeze mnie historie są w iluś tam procentach prawdziwe, ja tylko oprawiam je w fantastyczne rekwizyty, troszkę podmalowuję dla kamuflażu i podaję dalej. I nie wiem, czym jest to, co mnie gna do klawiatury – jakąś taką wewnętrzną, niewytłumaczalną potrzebą bycia tam, myślenia, mówienia, pisania o tym? Taka pasja, taka choroba. Pewnie miłość ;-) W takich warunkach bycie pisarzem nie może być niewdzięczne. Owszem, to wspaniałe, że spora liczba osób złapała nocarskiego bakcyla. Ale żebym się miała zastanawiać nad recenzjami, sprzedażą, pozycją na rynku czytelniczym, osiągnięciami konkurencji, właściwym graniu roli pisarki... eee, to nie o to chodzi. Dzisiaj dostałam chyba najpiękniejszą nagrodę z możliwych: nieznani mi koledzy ze służb zrobili sobie zdjęcia, zamaskowani, w pełnym oporządzeniu, z bronią itepe – i z „Nocarzem” w ręku. I taki mi prezent przysłali mailem, anonimowo, a ja miałam łzy w oczach, kiedy to zobaczyłam. Książka trafiła w wymarzony cel. Na dodatek ciągle dostaję wiadomości od tych, którzy są wojownikami tylko w duchu, bo nie każdy może być w AT, albo też od takich, którzy po prostu lubią sobie o tym posłuchać. I ci ludzie mówią, że dzięki lekturze coś ich ruszyło, że byli tam, gdzie zawsze chcieli być chociaż przez chwilę i że im się tam podobało. Wtedy mówię sobie: dobra robota, Madzik. I to mi do szczęścia całkowicie wystarczy.
W związku z tym hasam wyobraźnią po świecie, który mnie samą pociąga, bawi, interesuje – z czego wynika niezbicie, że wstępny poziom wiedzy mam już zaliczony w momencie, w którym pojawia się pomysł. I zaraz potem zaczynają się schody, bo nagle okazuje się, że tyle jeszcze nie wiedziałam! No niby tak z grubsza to i owszem, ale czy aby na pewno? Czytam więc, zbieram informacje, dopytuję znajomych, żeby się nie okazało, że jakieś głupoty popisałam straszne. Masakryczny wysiłek. Zdarza się, że książka zostaje zawieszona na parę miesięcy, póki nie zdobędę wystarczającej wiedzy na jakiś temat. A potem jeszcze raz potwierdzam u fachowców: mogło tak być? Mogło. Ufff, dopiero wtedy mam spokój i czyste sumienie. I opowieść może pójść w świat.

K: Wywołałaś „Nocarza”. Jest nim wiele nawiązań do medycyny. Zboczenie zawodowe?

MK: Hmm, może... A może po prostu prozaiczna przyczyna, jaką jest przygotowanie merytoryczne? Nie byłabym w stanie oprzeć opowieści na jakimś pomyśle inżynieryjno-architektonicznym, bo nie mam o tym bladego pojęcia. Cóż mi zostało? Medycyna. Spadochrony. Strzelanie. Walka wręcz. Służby specjalne. I to już wszystko, na niczym więcej się nie znam, to i o niczym innym nie piszę. Chyba po prostu mam za mało wyobraźni... ;P
Tak naprawdę, z całego „Nocarza” nie istnieją chyba tylko symbiont i sekcja III - chociaż i za to nie ręczę ;-)

K: Nie boisz się, że wyeksploatujesz ten temat do granic możliwości?

MK: Gdy temat się wyczerpie i zabraknie mi pomysłów to zapewne zamilknę grzecznie – chyba, że nauczę się czegoś nowego i załapię kolejną pasję. Toć nie będę pitoliła o czymś, na czym się nie znam, albo co mnie nie interesuje. Chcę gadać z ludźmi, którzy nadają na tych samych falach, pokazywać im a to to, a to tamto, gawędzić o historyjkach, które mnie kręcą niesłychanie i ich też, jak się wydaje. A kiedy się bajki skończą, nadejdzie koniec bajania – i obym w porę umiała dostrzec ten moment. Zanudzać siebie ani innych nie będziemy, nikt nie jest pisarzem ani czytelnikiem za karę. Howgh!

K: Jakie masz najbliższe plany pisarskie?

MK: „Renegat” – kontynuacja „Nocarza” - wciąż jeszcze się tworzy. Mam nadzieję, że wraz z wydawcą będziemy mogli sprawić czytelnikom prezent na Gwiazdkę. Ale spokojnie, nie chcę, żeby był napisany pod presją i na siłę. Będzie może później, za to taki, jaki ma być, to najważniejsze. W zapasie zaś mam już napisaną książkę pod tytułem „Fiolet”, następną w kolejce do wydania. Wciąż ta sama Magda Kozak: fantastyczno-militarna, ale tym razem bez sił nadprzyrodzonych, bardziej hard SF, z silnym motywem spadochronowym w tle. Ale o tym w przyszłym roku, na razie cicho sza.

K: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów pisarskich (i nie tylko).

MK: Również dziękuję.



Rozmowę przeprowadził Tymoteusz "Shadowmage" Wronka.



Autor: Shadowmage


Dodano: 2006-05-21 14:36:41
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

kurp - 01:25 13-02-2007
Kobieta i "fantastyczno-militarne hard SF z silnym motywem spadochronowym w tle". Wow ;)

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS