NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Gong, Chloe - "Nieśmiertelne pragnienia" (zielona)

Ukazały się

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"


 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

 Le Fanu, Joseph Sheridan - "Carmilla"

 Henderson, Alexis - "Dom Pożądania"

Linki

Carey, Jacqueline - "Wcielenie Kusziela"
Wydawnictwo: Mag
Cykl: Dziedzictwo Kusziela
Tytuł oryginału: Kushiel's Avatar
Tłumaczenie: Maria Frąc
Data wydania: Maj 2006
ISBN: 115 x 185 mm
Oprawa: miękka
Format: 115×185mm
Liczba stron: 624
Cena: 35 zł
Tom cyklu: 3



Carey, Jacqueline - "Wcielenie Kusziela"

Nie lubię mówić o tej nocy, ani o wielu innych, które nastąpiły po niej.
Myślałam, przed Drudżanem, że wiem co nieco o mrocznej stronie ludzkiego serca, łącznie z moim własnym. Myliłam się. Nic nie wiedziałam.
Kwatery Mahrgakira były zimne i puste, jak cała reszta Daršangi, ściany odarte z ozdób. Na podłodze piętrzyły się łupy. Eskortował nas wierny Tahmuras; został na straży w korytarzu, gdy drzwi się zamknęły. Drżałam w szafranowej sukni podróżnej, którą uszyła dla mnie Fawriela nó Dzika Róża - z lekkiej wełny, odpowiedniej na dżebeńskie upały - i rozglądałam się.
W kątach walały się brudy i gruzy, na gołej kamiennej podłodze sypialni widniały ciemne plamy. Było tam flagellarium... przypuszczam, że można to tak nazwać. W Terre d'Ange narzędzia rozkoszy, pełnej przemocy czy innej, otacza się pieczołowitą opieką. Bicze są czyszczone i nacierane oliwą, kajdany polerowane, mechanizmy dybów, beczek i kół wybornie utrzymane. Aides d'amour przechowuje się w wyściełanych aksamitem szkatułkach. Nawet Melisanda... Wspomniałam jej strzałki, nieskazitelne i lśniące, ostre jak brzytwy.
Nie tutaj.
Patrzyłam na szafkę Mahrkagira, na leżące bezładnie narzędzia. Skóra była sucha i spękana, żelazo zardzewiałe, oblepione zaschniętą krwią. Przygryzłam język, żeby powstrzymać się od płaczu.
- Duzhvarshta - powiedział łagodnie, rozpuszczając moje włosy i przeciągając po nich rękami. - Złe uczynki. Rozumiesz? - Odwrócił mnie twarzą do siebie, kładąc rękę na moim podbrzuszu. - Nic, co daje życie.
Ze łzami w oczach pokiwałam głową. Aby pokazać, że rozumiem, uklękłam przed nim, rozwiązałam troczki jego spodni i wykonałam languisement.
Czegokolwiek Mahrkagir z Drudżanu doświadczył w kulcie Angry Mainju, nie sądzę, aby wcześniejsze przeżycia przygotowały go na zabiegi d'Angelińskiej kurtyzany wyszkolonej przez największych adeptów Dworu Nocy. Czułam, jak zadrżał na całym ciele, gdy wzięłam go w usta. W przeciwieństwie do rąk, jego fallus był ciepły, sztywny od nabiegłej krwi, wyprostowany i sprężysty. Opadło mnie dziwne uczucie ulgi, gdy zacisnął ręce na mojej głowie i wplótł palce we włosy, zmuszając mnie. Wykonałam swoją sztukę z niezrównaną wprawą, pracując ustami, językiem i małymi mięśniami w gardle, zadowolona z jego jęków przyjemności.
Dopóki mnie nie odepchnął. Upadłam na zimne płyty.
- Ja decyduję - warknął i grzbietem dłoni uderzył mnie w twarz tak mocno, że zadzwoniło mi w uszach, a w ustach poczułam smak krwi. Uśmiechnął się zimno, nie zwracając uwagi na fallus, który poderwał się tak mocno, że główka muskała brzuch. Uderzył mnie znowu, rozcinając dolną wargę. - Rozumiesz?
- Tak, panie - wymamrotałam niewyraźnie, z krwią ściekającą po brodzie.
- To dobrze. - Kucnął nade mną, chwycił moją twarz w dłonie, jednym ruchem języka zlizał krew z podbródka i wargi. - Mmm...
To mną wstrząsnęło i zatrwożyło mnie bardziej niż wszystko, co dotychczas znałam - i wciąż mnie porusza, nawet teraz. Z tysięcy powodów nie chcę pamiętać tych nocy, ale to zawsze jest wśród nich najważniejsze. Nie to, co robił, ale moja reakcja.
- Złe myśli - szepnął. Dostrzegłam własną krew na jego języku. Włożył lewą rękę pod moją suknię, pod bieliznę. Zimna, była taka zimna! Rozsunął dolne wargi, znajdując mnie wilgotną i chętną. - Złe słowa, dziwko bogów. - Nagle wsunął we mnie dwa lodowate palce. Z bezradnym jękiem pchnęłam biodra na ich spotkanie. - Złe uczynki. - Wprawnym kciukiem spenetrował moją drugą dziurkę i teraz jego palce ściskały mnie niczym szczęki imadła. Bolało, wstrząsnęła mną siła orgazmu. Mahrkagir uśmiechnął się czule, nie spuszczając ze mnie tych szalonych oczu. - Teraz rozumiesz.
Drętwo pokiwałam głową, oblizując rozcięte wargi.
- Iszta - mrucząc perskie czułe słówko, wyciągnął rękę. - Myślę, że staniesz się dla mnie kimś bardzo, bardzo wyjątkowym. Teraz zdejmij ubranie.
Tak wyglądał początek.
Potem nastąpiło więcej, znacznie więcej, i znaczna część sprawiała ból, co nie znaczy, że Mahrkagir był wyjątkowo biegły w sztuce zadawania bólu. Nie był. Wiem, że może być lepiej - albo gorzej. Nawet sama nie jestem pewna, co jest prawdą. Twoi bogowie przeznaczyli cię do pohańbienia, powiedział, i to był jego dar. Z czasem zmusił mnie do błagania o to, co mi robił. Złe słowa. Błagałam, mówiłam wszystko, co chciał usłyszeć. To wszystko było zimne, mroczne i brudne, dosłownie.
A potem nastąpiło najgorsze.
Z początku nie widziałam, co wyjął z szafki, wiedziałam tylko, że obchodzi się z tym czymś ze czcią. Musiało minąć kilka godzin, jak sądzę, wyczerpanie i łzy zaćmiewały mi oczy, a ciało bolało mnie od znęcania się i rozkoszy.
- Widzisz? - zapytał, gładząc skórzane paski i grube sprzączki, pokazując mi puste wnętrze, wyłożone giemzą natartą oliwą. Tylko ten przyrząd był zadbany. - Kowal zrobił go dla mnie. Widzisz?
Bezmyślnie pokiwałam głową, czując w brzuchu twardą kulę przerażenia. Zobaczyłam.
Mahrkagir uśmiechnął się, założył przyrząd i zapiął mocne sprzączki. Uformowane żelazo lśniło, nabite setkami tępych kolców. Sterczało z jego krocza jak jakieś straszne narzędzie wojny.
- To dla ciebie, iszta - powiedział czule, gładząc moje włosy. - Wszystko dla ciebie.
Moje usta ułożyły się w dźwięk signale, nie, dość, nic więcej.
Hiacynt.
Wziął mnie od tyłu, jedną ręką wciskając moją twarz w poplamioną pościel. Nie mam słów na opisanie bólu. Jak bardzo pragnie wbić w ciebie swoją żelazną pałkę? Głupia, myślałam, że to przenośnia. Było inaczej. Przy pierwszym pchnięciu byłam przekonana, że zaraz umrę, rozdarta na dwoje. Oddech uwiązł mi w gardle; słyszałam jęczenie, nieświadoma, że płynie z moich ust. Był to odgłos katowanego zwierzęcia. Tak, to mogła być tylko agonia...
Gdybyż tak było.
Pomimo to... Ciało mnie zdradziło, godząc się z udręką, moje pokaleczone wnętrze, śliskie od żądzy i krwi, przyjmowało chętnie straszliwe żelazo drące mnie od środka. Przycisnęłam policzek do pościeli, zawodząc ochryple w rytm jego pchnięć, patrząc w ciemność. Niech mnie tym zabije, myślałam. Niech to zrobi. Rozkosz narastała, niepowstrzymana, niewysłowiona. Moje palce wbijały się w pościel, zaciskały się i rozkurczały. Szkarłatny woal przysłonił mi oczy. Słyszałam jego oddech, teraz chrapliwy; Mahrkagir puścił mój kark, zacisnął ręce na moich biodrach, napierał na mnie. Żelazne guzki... Elua! Jakie szkody wyrządzały? Miałam nadzieję, że nigdy nie przestanie. Miałam nadzieję, że umrę.
W szkarłatnej mgle unosiła się twarz Kusziela, kochająca i bezlitosna, z mosiężnymi oczami nakrytymi ciężkimi powiekami. W jednej ręce... w jednej ręce trzymał diament na aksamitce. Patrzyłam na niego, mrugając, podczas gdy Mahrkagir mozolił się z tyłu. Ciemność napłynęła fałami, gdy Kusziel pochylił się nisko, mrucząc czułe błogosławieństwo nad moją głową. Diament zwisał z jego ręki, światło łamiące się na niezliczonych fasetkach wypełniało moje oczy, gdy potworna rozkosz rosła i rosła...
...aż gwałtownie wciągnęłam oddech i krzyknęłam; diament pękł, światło, Błogosławiony Elua, światło, oślepiające światło, tysiące gwiazd wessanych przez moje zasapane usta, roziskrzające krew w moich żyłach, wybuchające we mnie, otwierające okno na wszechświat większy, bardziej niezgłębiony...
Mahrkagir jęknął i zesztywniał, jego całym ciałem wstrząsnęła siła spełnienia. Kiedy było po wszystkim, przez chwilę pochylał się nade mną, przytulając twarz do moich pleców, do jasnej skóry zdobionej dziełem mistrza markarza, pociętej przez szpicrutę.
- Fedro - wymruczał, wychodząc ze mnie. - Ach, Fedro!
Gdy wyszedł, obecność Kusziela przepadła. Skuliłam się, leżąc na boku i pragnąc, aby w końcu ucichł przejmujący puls pożądania. Wreszcie rozkosz ustąpiła bólowi, straszliwemu bólowi. Mahrkagir siedział przy mnie i gładził mnie po twarzy, zadowolony z siebie i ze mnie.
- Kochasz mnie - powiedział. - Przynajmniej troszeczkę. Czyż nie?
- Tak - odparłam ze zmęczeniem, niezdolna podnieść głowy. - Przynajmniej troszeczkę. Tak to już jest, panie.
- Wiedziałem! - Powstał z materaca, nie bacząc na żelazny fallus, który wciąż sterczał na jego podbrzuszu. Wreszcie zaczął rozpinać sprzączki. - To... - podniósł instrument ze czcią i koniuszkiem języka posmakował zmieszane płyny - to będzie tylko dla ciebie.
- Jak mój pan sobie życzy. - Odwróciłam wzrok, nie mogąc patrzeć.
Nie zwracając na mnie uwagi, podszedł do skrzyni i zaczął przerzucać rozmaite dary: futra, złota łańcuchy, pudełko bodistańskich przypraw.
- Jest. - Zadowolony, że znalazł to, czego szukał, wrócił do materaca z nefrytowym pieskiem. - Masz - powiedział, podając mi figurkę. - To dar dla ciebie. Z Ch'in, jak myślę. Bo teraz ty jesteś moją faworytą.
Zmusiłam się do uklęknięcia, wlokąc obolałe kończyny, kuląc się, bo zaczęły przenikać mnie zimne dreszcze.
- Mój pan jest zbyt dobry.
- Tak. - Uśmiechnął się do wyszczerzonego nefrytowego pyszczka. - Był pies dzisiejszego wieczora, pamiętasz, jak płonął? - Tylko pokiwałam głową, bo zgroza ściskała mnie za gardło. - Weź go, żebyś nie zapomniała.
- Nie sądzę, panie - wyszeptałam z trudem - że kiedykolwiek zapomnę o tej nocy.
- Ja zapominam różne rzeczy. - Roztargnione spojrzenie Mahrkagira błąkało się po pokoju. - Tahmuras powiedział, że kiedyś miałem psa. To było w zenanie, gdzie mnie znalazł. Ktoś rzucił nim o ścianę. Miał krew na pysku. - Zaśmiał się. - Pewnie ugryzł jakiegoś Akada.
- Pamiętasz, co było wcześniej?
Pokręcił głową.
- Tylko ciężar spiętrzonych na mnie ciał. Była tam twarz kobiety, tak blisko. - Przyłożył rękę do nosa. - Została uduszona i oczy wylazły jej z orbit. Czułem, jak jedno dotyka mojego policzka. Być może była to moja matka, nie wiem.
Wezbrała we mnie straszna fala mdłości i politowania, aż serce zgubiło rytm.
- Kiedy miałam cztery lata, zostałam sprzedana do terminu w burdelu.
- I odrodziłaś się jako ktoś inny. - Oczy Mahrkagira pojaśniały ze zrozumienia. - Ktoś ważniejszy. - Ujął moją twarz w zimne, bardzo zimne ręce. - Bogowie cię ukształtowali, Fedro. Tutaj są siły, o których nie śmiem marzyć. Ale Angra Mainju wiedział! Tak, wiedział. Jesteśmy podobni, ty i ja. Wezwałem cię przez potrójną ścieżkę. Zostałaś stworzona dla mnie.
Widziałam moje bliźniacze odbicia w jego błyszczących czarnych oczach: twarz poznaczona smugami łez, napuchnięte usta, głowa kiwająca się bezradnie na zgodę. Uśmiechnął się i puścił mnie.
- Tahmuras cię odprowadzi - powiedział. - Nie zapomnij o swoim psie!
Wyszłam, zaciskając w ręku nefrytową figurkę.
Od kwater Mahrkagira biegł korytarz do dolnych sal przy zenanie. Szłam z trudnością, wolną ręką przytrzymując się ściany. Tahmuras cierpliwie patrzył, czy nie trzeba mnie zanieść; przypuszczam, że robił to często. Ręce i nogi miałam jak z ołowiu, jak w moich snach, a ciało bolało mnie w niezliczonych miejscach. Wnętrze ud lepiło się od krwi, w kroczu pulsował tępy ból. Zaciskałam zęby i ignorowałam go wraz z narastającymi zawrotami głowy.
Wreszcie stanęliśmy przed ażurowymi drzwiami, Tahmuras zapukał i zjawił się naczelny eunuch. Jego małe oczka płonęły z okrutnej uciechy. Już otrzymał rozkazy. Nie spodziewałam się tego.
Był ranek i w zenanie panował ruch. Tego też się nie spodziewałam. Stałam chwiejnie, modląc się, żeby nie zwymiotować ani nie zemdleć, podczas gdy setki oczu patrzyły na mnie z nieskrywaną pogardą. Wiedziały. W sali uciech były kobiety; widziały i powiedziały innym. Popełniłam największe znane im bluźnierstwo - pragnęłam poniżenia z rąk Śmierci. Nic innego nie mogło być bardziej plugawe.
- Oto Fedra z Terre d'Ange! - krzyknął Nariman wysokim, triumfującym głosem. - Szachriar Mahrkagir wybrał nową faworytę. - Nikt się nie odezwał. Nariman pchnął mnie mocno. - Idź do tapczanu i zabierz swoje rzeczy. Pokój Hiu-Mei należy do ciebie. Umarła - dodał beztrosko - w nocy.
Poszłam, stawiając jedną stopę przed drugą. Nikt nie spojrzał mi w oczy, nawet Drucylla. Skupiłam się na stawianiu kroków. Chodzenie sprawiało mi ból. Nie zdawałam sobie sprawy, że zenana jest taka wielka. Smród stojącej wody w basenie przyprawiał mnie o mdłości. Patrzyłam na wyłożoną płytkami podłogę, na gołe przejścia pomiędzy dywanami. Raz przeszłam zbyt blisko czyjegoś tapczanu i zobaczyłam, że kobieta się skuliła, pociągając spódnice, żebym nie skalała ich dotykiem.
Błogosławiony Elu, co kazałeś mi zrobić?
Przystanęłam na chwilę, biorąc się w garść, potem ruszyłam dalej. Mój tapczan musi być blisko, na pewno już do niej dochodzę. Podniosłam głowę, żeby spojrzeć...
...i zobaczyłam chłopca.
Stał na mojej drodze z zaciśniętymi pięściami, niemal dygocząc ze złości. Smukły, sięgający mi co najwyżej do mostka, z twarzą biała i bezkrwistą, wstrząsająco piękny. Oczy płonęły niczym szafiry w żywej, białej twarzy, a włosy, choć brudne i potargane, zachowały granatowy połysk.
- Imriel - szepnęłam cicho.
Szybki jak żmija, przyskoczył do mnie, splunął mi w twarz i uciekł, klucząc pomiędzy tapczanami, zanim zdążyłam zareagować.
Gdzieś w zenanie ktoś zaklaskał, ktoś inny zaniósł się przeraźliwym śmiechem.
Ciepła ślina spływała mi po nosie. Odetchnęłam głęboko, wbijając oczy w swój tapczan, odległy o kilka jardów. W jednym końcu leżał rzucony niedbale płaszcz od Walerii L'Envers. Zrobiłam jeden krok, potem drugi. Pokój wirował szaleńczo przed moimi oczami. Nagle tapczan płynnym łukiem wzniósł się ku niebu i zrozumiałam, że się przewracam.
Ostatnią rzeczą, jaką widziałam, zanim wyłożona kafelkami podłoga spotkała się z moja głową, było to, że ktoś wypróżnił się na mój płaszcz. Potem zawładnęła mną ciemność i nic więcej nie pamiętam.


Dodano: 2006-04-27 18:12:32
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS