NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Nocny anioł. Nemezis"

Le Guin, Ursula K. - "Lawinia" (wyd. 2023)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Pacyński, Tomasz - "Sherwood"
Wydawnictwo: Runa
Cykl: Pacyński, Tomasz - "Sherwood"
Data wydania: Maj 2003
ISBN: 83-917904-5-2
Format: 125x185 mm
Liczba stron: 576
Cena: 29,50 zł
Tom cyklu: 1



Pacyński, Tomasz - ''Sherwood''

Kopnięte drzwi z rozmachem uderzyły o wewnętrzną stronę ściany, wpuszczając do izby wirujący kłąb śniegu. Skórki od słoniny wytrzymały. Za kłębem śniegu do izby wtoczyła się zwalista postać, ocierając czoło i oczy z przyklejonych, topniejących płatków. Przybysz rozejrzał się po izbie i wrzasnął:
- Hej, karczmarzu! No rusz się, suczy pomiocie!
Żaden z zamroczonych pijaków nawet nie drgnął. W otwartych drzwiach stanął drugi mężczyzna, młodszy i szczuplejszy. Szczurowaty karczmarz już biegł w ich stronę, z mieszaniną zachwytu i lęku na twarzy.
- Prędzej! - warknął ten zwalisty. Wydawało się to niemożliwe, ale karczmarz ruszył jeszcze szybciej. Szczuplejszy zatrzasnął drzwi i ruszył w stronę światła otrząsając śnieg z odzienia. Jason przyjrzał mu się spod oka. Nie był zachwycony tym, co zobaczył. Chłopak - bo był to chłopak najwyżej osiemnastoletni - miał na bladej twarzy wypisaną butę i arogancję. I był wyraźnie wściekły. Zwalisty zaczął coś mówić. Jason nadstawił ucha.
-... słuchaj, chamie, jakie niecodzienne szczęście cię spotkało - zwalisty mówił głośniej niż potrzeba. - Zawitał do ciebie najstarszy syn twojego miłościwego hrabiego, Gilbert. Ze swoim giermkiem, znaczy się, ze mną...
Niech to szlag, niewesoło pomyślał Jason, rzeczywiście niespotykane szczęście. Obłowi się chłopina, oczywiście jeżeli zdoła przetrzymać pańskie humory. Ten smarkacz wygląda na nieobliczalnego...
-... wina, piwa, sera i polewki, jeżeli masz takową - ciągnął giermek - I to szybko, bo inaczej...
Twarz karczmarza wyrażała mocno mieszane uczucia. Trzęsły mu się w widoczny sposób nogi.
-... inaczej, wisząc na gałęzi zobaczysz jeszcze jak się pali ta twoja buda!
Reakcja karczmarza poważnie zaniepokoiła Jasona. Widać młody Gilbert, najstarszy syn miłościwego hrabiego musiał mieć w okolicy ustaloną reputację.
Karczmarz pomknął do komory, po drodze budząc celnymi kopniakami śpiące dziewki. Pierwsza usiadła z rozdziawionymi ustami, poczęła wyczesywać palcami źdźbła słomy z rozczochranych włosów. Mrużąc oczy przed światłem, nieprzytomnym wzrokiem wodziła po izbie. Gdy jej wzrok zatrzymał się na młodym Gilbercie, zesztywniała. Poczęła szturchać drugą, wolniej wracającą do przytomności. Obie pośpiesznie wstały i chwiejnie wycofały się w mrok.
Niedobrze. A raczej zupełnie źle.
Młody Gilbert spojrzał zimno w twarz Jasona. Ten po krótkiej chwili opuścił wzrok. Nie miał najmniejszej ochoty na pojedynek na spojrzenia. Nie teraz. Nie z tym przeciwnikiem.
Z komory wybiegł karczmarz i stanął przed Gilbertem.
- Prosimy, panie, prosimy! Wino już się grzeje, siadajcie, panie, przy ogniu...
Panicz Gilbert obdarzył karczmarza spojrzeniem zarezerwowanym zazwyczaj dla psiego gówna, leżącego w słomie na posadzce zamkowej komnaty. Odwrócił się bez słowa.
Giermek podskoczył do karczmarza i z rozmachu trzasnął go otwartą dłonią w tył głowy. Huknęło głośno, ale szczurowaty ustał na nogach. Na szczęście giermek zdążył uprzednio zdjąć kolcze rękawice.
- Uważaj, do kogo się odzywasz, śmieciu! - ryknął giermek. - Szlachetny panicz nie ma ochoty cię słuchać! I dawaj szybciej to wino, bo jak nie...
Karczmarz nie przejawiał zainteresowania tym, co się stanie, jeżeli szlachetni panowie nie dostaną na czas swojego wina. Być może dobrze wiedział. W każdym razie zniknął w mgnieniu oka.
Korzystając z zamieszania Jason spróbował nieznacznie usunąć się w cień. Z opuszczoną głową przesunął owinięty pasem kord po ławie i zamierzał właśnie przemieścić jego śladem swój ciężki tyłek. Zamarł w bezruchu na dźwięk cichego, kulturalnego głosu. Podniósł głowę i spojrzał na Gilberta.
- Nie trudźcie się, wam starszym przy ogniu wygodniej - powiedział uprzejmie Gilbert. - Siądźcie, powiadam. Zaraz wina dadzą, napijecie się. Ziąb taki, a stare kości rozgrzać, to grzane wino najlepsze. My spoczniemy przy stole. Kiciak, zrób no trochę miejsca, posprzątaj.
Jason z udawanym stęknięciem usiłował powstać z ławy.
- Siadajcie - powtórzył z naciskiem Gilbert. - Napijcie się. Kiedy ja proszę, to trzeba usiąść. Wypić. I podziękować.
Cóż było robić. Jason z ponownym stęknięciem posadził tyłek na ławie.
- Dziękuję, panie - powiedział cicho nie podnosząc wzroku. Gilbert nieoczekiwanie uprzejmie skinął głową.
Źle, psiakrew. Nie da się spokojnie wyjść. Trzeba będzie zostać i skorzystać z wątpliwej przyjemności gościny panicza Gilberta. Doczekałem się, psiakrew. No cóż, trzeba przeczekać, może później będzie lepsza okazja.
Przed karczmą, na zewnątrz, przez szum wiatru i zacinającego mokrego śniegu znów dały się słyszeć kroki. Kilku ludzi. Jason drgnął, spodziewając się następnego kopa w drzwi.
Drzwi otwarto, tym razem, o dziwo, nie kopniakiem, lecz całkiem normalnie. Zaczynało zmierzchać. Wraz z kolejnym kłębem mokrego śniegu weszło trzech zbrojnych. Dwóch gołowąsów i jeden starszy już człowiek. Zatrzymali się u progu i rozpoczęli zwykły rytuał otrząsania się. Najstarszy przetarł wierzchem dłoni długie, zwisające wąsy i zbliżył się do giermka.
- Konie w stajni - zameldował. - znaleźliśmy obrok, to i zadaliśmy.
- Wytarte? - spytał Kiciak.
- Jakżeby nie? - oburzył się stary - Toć przecież zawsze...
- Dobrze już, dobrze... - niechętnie przyznał giermek. - Wiem. Ale sprawdzić zawsze warto.
- Sprawdzajcie - fuknął gniewnie stary.
- Kiciak - wtrącił łagodnie panicz Gilbert - Trochę zaufania. Przynajmniej do pierwszego razu. Bo przecież drugiego razu by nie było, prawda, Kiciak?
Giermek zarechotał obleśnie. Stary zbrojny stał sztywno, wpatrzony w punkt gdzieś za plecami giermka.
Młody panicz ze swym wiernym i niewątpliwie pasującym do siebie giermkiem zasiedli przy koślawym stole. Pojawił się karczmarz z dzbanami wina i kubkami. Rozbudzone już całkiem dziewki uwijały się przynosząc skądś bochenki chleba, gomółki sera i dymiące miski gorącej polewki. Jason z ulgą zauważył, że polewka nie pochodziła ze stojącego na polepie usmolonego kociołka. Być może reakcja Gilberta po skosztowaniu nie będzie zbyt gwałtowna.
Gilbert szepnął coś giermkowi do ucha. Kiciak szarpnął karczmarza za połę kubraka i wskazał na Jasona. Szczurowaty kiwnął głową i zniknął. Pojawił się po chwili z nowym dzbanem wina, zmierzając w kierunku Jasona. Stawiając dzban na ławie karczmarz usilnie starał się pochwycić jego spojrzenie. Nie było to łatwe, straszliwy zez powodował, że Jason musiał się domyślać, którym oko właściwie patrzy mu w twarz. Ale gdy wreszcie udało im się spojrzeć sobie w oczy, Jason ujrzał w małych oczkach szczurowatego śmiertelnie poważne ostrzeżenie. I coś na kształt współczucia.
Ostrożności nigdy za wiele. Jason napełnił kubek, wstał, skłonił się i z uśmiechem przepił w stronę Gilberta. Ten kiwnął łaskawie głową. Bez uśmiechu. Gdy Jason siadając spojrzał na karczmarza, zobaczył na jego twarzy ślad rozczarowania i dezaprobaty. Szczurowaty ledwo dostrzegalnie wzruszył ramionami, po czym odwrócił się i odszedł, nie poświęcając Jasonowi więcej uwagi. Niech to diabli, błąd, pomyślał Jason. Tylko jaki? Przymknął oczy. Trzeba się poważnie zastanowić, jak wykaraskać się z tej sytuacji. Wyjść teraz nie pozwolą, nie po tym ujmującym zaproszeniu. Trzeba przeczekać, zobaczyć jak się sytuacja rozwinie. Może się upiją i przestaną zwracać uwagę. Poczekamy.
Zbrojni odpinali właśnie swe pasy z krótkimi mieczami. Stary ze zwisającymi wąsami podszedł do Jasona.
- Pozwolicie, panie? - zapytał - Czas paskudny, warto się zagrzać przy ogniu. Nie wiadomo, kiedy każą znowu ruszać...
- Oczywiście - Jason uśmiechnął się. Rzucił okiem w kierunku Gilberta i giermka. Wydawali się być całkowicie pochłonięci jedzeniem i piciem. Kiciak zaczynał właśnie podszczypywać jedną z dziewek, tę mniej paskudną.
- Oczywiście, siadajcie - powtórzył zaproszenie Jason. - Nie wydaje się jednak, abyście wkrótce ruszali. Wasz pan dopiero co zaczął posiłek.
Stary żołnierz usiadł na ławie. Pokręcił głową.
- Z naszym paniczem nigdy nie wiadomo. Ot, dobrze byłoby chociaż piwo wypić. Nigdy nie wiadomo...
Wciąż kręcił głową.
- Zwłaszcza dzisiaj... - dokończył i zwracając się do pozostałych zbrojnych, przestępujących z nogi na nogę pod ścianą zawołał:
- A chodźcie, nie stójcie, jak... ten... Łaskawy pan pozwolili!
Dziewka przyniosła dzban z grzanym piwem i gliniane kubki. Zbrojni skwapliwie zabrali się do picia. Stary dostojnie umoczył obwisłe wąsiska w kubku, trzymanym dla rozgrzewki w splecionych dłoniach. Młodsi ciągnęli, jakby ich kto poganiał. Jason nie odwracając się krzyknął :
- Hej, dziewko... tego... jeszcze piwa!
Młodziakom zabłysły oczy, stary kiwnął głową z aprobatą. Jason umoczył usta w kubku. Dość już wina na dziś.
Zanim w pierwszym dzbanie pokazało się dno, zjawił się osobiście sam szczurowaty, niosąc w obu rękach parujące dzbany.
- To żeby dwa razy nie chodzić - wyjaśnił nie pytany, stawiając ostrożnie piwo.
No dobrze, pomyślał Jason, zacznij wreszcie myśleć, jak się z tego wszystkiego wykręcić. Dobrze byłoby się dowiedzieć, jak panicz Gilbert zwykł spędzać czas. Czy będzie pił, aż zwali się pod stół, czy tez zacznie wcześniej rozrabiać. Czy dla dobrej zabawy wystarczy mu podszczypywanie dziewek, czy też musi kogoś pochlastać gwoli rozrywki. Zbrojni wiedzą. Trzeba ich trochę rozruszać, może co powiedzą.
Prawdę mówiąc, nie liczył specjalnie na to. Zwykle pytani o zwyczaje pana słudzy nabierali wody w usta. No, ale trzeba spróbować. Stuknął swym kubkiem o kubek starego.
- No, ale służbę macie niczego. - zaczął niezobowiązująco. Stary nie zareagował. Uniósł wprawdzie swój kubek, wypił, ale nie podchwytywał tematu.
-... ludzki ten wasz pan, inny to by kazał w stajni, przy koniach, a ten do izby... - ciągnął Jason niezrażony.
Jeden z gołowąsów już otwierał usta, aby odpowiedzieć, ale stary spojrzał na niego. Młodzik zamarł ze śmiesznie otwartymi ustami. Stary pociągnął piwa.
- My, panie, z pocztu samego pana hrabiego. - odezwał się wreszcie niechętnie. - Tylko dzisiaj pojechali my z młodym paniczem...
-... i na wino grzane zaprosi, chociaż on szlachcic, a ja cóż, zwykły kupiec. Widać włos siwy uszanować potrafi...
Obwisłe wąsiska zanurzyły się w kubku. Młodziaki siedziały ze wzrokiem wbitym w swe naczynia.
-... nieczęsto się to zdarza, oj, nieczęsto. - paplał Jason radośnie - Dzieciskom ja opowiem, jak z drogi wrócę, jak to z jaśnie panem...
Stary odstawił kubek i skrzywił się, jakby znalazł w nim co najmniej zdechłą mysz. Spojrzał na Jasona, ale nic nie powiedział. Jason przerwał.
Gówno, pomyślał niewesoło, to tyle, jeżeli chodzi o zdobywanie informacji. Stary zajął się swoim piwem, młodsi poszli za jego przykładem.
W pewnej chwili Jason spostrzegł, że bezwiednie obraca w dłoni kości do gry. Nieraz przyłapywał się na tym, idiotycznym jak uważał, nawyku. W momentach napięcia bezwiednie wyjmował kości i obracał je w dłoni z cichym, ledwie słyszalnym grzechotem. Próbował usilnie zwalczyć to przyzwyczajenie, ale jak dotąd bez skutku. Prawdopodobnie dlatego, że naprawdę go to uspokajało. Tak jak teraz. Kości grzechotały cicho, a Jason myślał intensywnie. Nie podobały mu się szybkie spojrzenia, rzucane co jakiś czas w jego stronę przez Gilberta. Coraz częstsze. Jason doszedł do smutnego wniosku, że dany mu czas zaczyna się kurczyć. Ten miły i cichy głos był tylko pozorem, pod maską spokoju Gilbert gotował się z wściekłości.
Kości w dłoni grzechotały coraz szybciej. Może tak wyjść za potrzebą, do stajni, na konia i w las? Już ciemno, może nie dogonią. Cienki pomysł, ale z braku lepszych...
Powoli wstał, przeciągnął się. Wtedy spostrzegł istotną wadę swego pomysłu. Nie zostawi przecież korda ani sakwy, a trudno będzie w razie czego wyjaśnić, po co je ze sobą zabiera. No, jeszcze kord ewentualnie do oganiania się od wilków, ale sakwa? Trudno, spróbujemy, może nie zauważą. Wolno skierował się w stronę drzwi. Gilbert patrzy w inna stronę...
Krok. Drugi, trzeci, sakwę trzymać przed sobą, jeszcze kawałek...
Spokojny głos osadził go na miejscu.
- A dokąd to, panie kupiec? - spytał panicz Gilbert. Jego twarz nie była już beznamiętną maską, wykrzywiał ją złośliwy uśmiech. - Dokąd to? - powtórzył.
Jason stał, przeklinając w myśli w bardzo plugawy sposób.
- No, odlać się - odparł wreszcie. - Wino pędzi...
- A lejcie w kąt, panie kupiec, nie czyńcie subiekcji - zezwolił panicz. łaskawie - Ziąb taki na dworze, jeszcze sobie co przeziębicie, nie daj Boże. Lejcie w kąt, my zwyczajni.
Kiciak i obie dziewki zarechotali radośnie.
-... albo i co sobie utniecie, nie daj Bóg - kontynuował Gilbert. - Ot, na przykład tym kordem, co go tak przed sobą chowacie...
Stojąc w kącie tyłem do izby i obserwując pryskające mu spod nóg mokre, oburzone myszy, Jason stwierdził, że już teraz wszystko jasne. Teraz to naprawdę ma przechlapane.
Skończył, schował, poczym wrócił na ławę przy palenisku. Stary zbrojny podsunął mu pełny kubek. Jason pokręcił głową. Stary spojrzał mu w twarz i przysunął kubek ponownie.
- Napijcie się - powiedział.
- Dzięki, mam już dosyć - odparł Jason dość opryskliwie. Miał już dosyć.
- Napijcie się - powtórzył z naciskiem zbrojny. - Napijcie. Mniej będzie boleć...


Dodano: 2006-04-22 13:16:02
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS